Nowy Haaland i stary Werner. RB Lipsk bierze czerwonego byka za rogi

Zobacz również:Piłkarz z własną podobizną na plecach. Leroy Sane — nowa ekstrawagancja Bayernu
wernerglowne1250963413.jpg
Maja Hitij/Getty Images

Zakontraktowanie jednego dnia najlepszego strzelca w historii klubu i czołowego snajpera Europy młodego pokolenia pokazuje, że Czerwone Byki na rynku transferowym grają coraz mocniej.

Ścieżkę z Salzburga do Lipska wydeptało w ostatnich latach już aż dziewiętnastu zawodników. Jednak sporą zadrą dla flagowego projektu Red Bulla były nazwiska tych, którzy nigdy jej nie przeszli. To, że Sadio Mane nie zagrał w Lipsku, było jeszcze jakoś do przeżycia, wszak, gdy przeprowadzał się z miasta Mozarta do Southampton, niemiecka filia producenta energetyków grała jeszcze w 2. Bundeslidze. Ale już Erlinga Haalanda Lipsk bardzo chciał mieć u siebie. Jego talent w Austrii eksplodował jednak za szybko. W jednym sezonie jeszcze nie łapał się do podstawowego składu, a w następnym był już objawieniem fazy grupowej Ligi Mistrzów i biły się o niego największe kluby Europy. Dla Lipska stał się zbyt duży. Jako platformę na następny szczebel Norweg wybrał akurat Borussię Dortmund, klub, z którym RB rywalizuje o miano drugiej siły w Niemczech i najlepszej szlifierni diamentów w Bundeslidze. To, że wszystkie 62 gole w lidze niemieckiej strzelił w żółto-czarnej, a nie biało-czerwonej koszulce, na pewno zabolało.

Historia niejako powtórzyła się tego lata. Kolejną perłą Salzburga został Karim Adeyemi, który w pierwszym pełnym sezonie w najwyższej lidze austriackiej strzelił tylko siedem goli i nie miał jeszcze pewnego miejsca w składzie. Wydawało się ze wszech miar sensowne pozostawienie go w Austrii na kolejny sezon i poczekanie, aż zacznie przerastać tamtejszą ligę. Gdy jednak został królem strzelców, gdy pokazał się w Lidze Mistrzów i zadebiutował w reprezentacji Niemiec, Lipsk przestał być dla niego najsensowniejszą ścieżką kariery. Zabiegał o niego Bayern Monachium, kusiła Borussia Dortmund. Największy talent niemieckiego ataku znów wybrał zachód Niemiec zamiast wschodu.

Na utratę trzeciej gwiazdy ataku główny klub koncernu nie mógł sobie pozwolić. Dlatego w przypadku Benjamina Seski Lipsk zadziałał, nim nastąpiła faktyczna eksplozja talentu. 19-latek na razie przechodzi wzorcową ścieżkę rozwoju. Do Austrii trafił z NK Domżale jako 16-latek. Pierwszy sezon spędził głównie w juniorach Salzburga i zaliczając epizody w filialnym II-ligowcu FC Liefering. Rok później został już królem strzelców tego szczebla rozgrywek, przebijając się do pierwszej drużyny Salzburga. Zwykle jeszcze przegrywał rywalizację m.in. z Adeyemim, ale uzbierał we wszystkich rozgrywkach dziesięć bramek, pokazał się w Lidze Mistrzów i zaliczył pierwsze mecze oraz gole w reprezentacji Słowenii. Z racji potężnej postury – 195 wzrostu – sporej szybkości i niezłej koordynacji, jak na takiego dryblasa, został okrzyknięty nowym Haalandem. Gdy rozpoczął obecny sezon od strzelenia dwóch goli w trzech meczach i zaczął być łączony z Manchesterem United, Lipsk wkroczył do akcji, kupując go za 24 miliony euro i natychmiast wypożyczając do Salzburga. RB od teraz ma pewność, że jeśli Sesko zostanie w tym roku gwiazdą ligi austriackiej, a do tego nastrzela gole w Lidze Mistrzów, tym razem nikt już go nie uprzedzi i w lipcu 2023 Słoweniec jako 20-latek zamelduje się w Saksonii. A jeśli ktoś będzie miał inne plany, będzie musiał zapłacić Lipskowi fortunę.

NIESPEŁNIONA OBIETNICA

Zapewnienie sobie przez Lipsk usług Seski to duża wiadomość w świecie skautów oraz specjalistów od piłki młodzieżowej, ale niekoniecznie wśród kibiców, dla których Słoweniec, na razie mający na koncie sześć goli w barwach Salzburga, jest jeszcze anonimem. Dla nich RB też przygotował jednak mocną rzecz, równolegle ogłaszając powrotny transfer najlepszego strzelca w historii klubu. Timo Werner strzelił dla Lipska 90 goli i wypromował się do Chelsea, przynosząc Czerwonym Bykom w 2020 roku ponad pięćdziesiąt milionów euro. Po dwóch sezonach w Anglii 26-latek wraca jako triumfator Ligi Mistrzów, Superpucharu Europy oraz klubowy mistrz świata, ale przy tym jako zawodnik niespełniony. W Premier League strzelił tylko dziesięć goli. W pierwszych rozgrywkach po transferze krytykowano go za nieskuteczność, ale wtedy chociaż regularnie pojawiał się na boisku i zaliczał sporo asyst (15 we wszystkich rozgrywkach). Miał przy tym ważne momenty, jak gol na 1:0 w rewanżowym meczu półfinałowym Ligi Mistrzów z Realem Madryt, czy występ w podstawowym składzie w finale tych rozgrywek. Drugi rok był już porażką na całej linii. Tylko cztery gole w lidze (najmniej od czasów, gdy Werner miał 21 lat i grał jeszcze w Stuttgarcie), ledwie piętnaście występów w podstawowym składzie i łatka niewypału, której nie był już w stanie odkleić. Drogi jego oraz Kaia Havertza, z którym wspólnie przychodzili do Niemiec, dramatycznie się rozjechały.

MARZENIE O MUNDIALU

Thomas Tuchel wprawdzie przekonywał Wernera, że powinien podjąć próbę walki o miejsce w podstawowym składzie na Stamford Bridge, ale Niemiec wolał nie ryzykować. Listopadowe mistrzostwa świata odbędą się właściwie bez przygotowań. Selekcjonerzy jeszcze silniej niż zwykle będą musieli bazować na formie, jaką zawodnicy wypracują w klubach, bo nie będzie czasu na odbudowywanie tych, którzy na co dzień grali mało. Nie będzie więc, jak za czasów Joachima Loewa, ciągnięcia za uszy graczy, którzy mają problemy, ale są ważnymi postaciami grupy i cieszą się zaufaniem selekcjonera. Flick będzie musiał patrzeć na to, co tu i teraz. A dla Wernera oznaczałoby to ryzyko odegrania marginalnej roli na mundialu. Albo nawet, w skrajnie niekorzystnym scenariuszu, obejrzenia go z domu. Dla przeprowadzki w miejsce, w którym będzie się cieszył zaufaniem, był w stanie znacznie zejść z tygodniówki, jaką miał w Anglii.

SUKCES SZEFA

Lipsk cały czas był czujny. Gdy tylko pojawiły się pierwsze doniesienia o frustracji, która dopadła Wernera w Londynie, Oliver Mintzlaff, prezes klubu, chwycił za telefon. Pozyskanie reprezentanta Niemiec i to nie w ramach wypożyczenia, lecz definitywnego transferu, to kolejny po przedłużeniu kontraktu Christophera Nkunku wielki sukces szefa lipskiej franczyzy Red Bulla.

26-latek mógł nie podbić Anglii, ale to wciąż jeden z dziesięciu najwyżej wycenianych niemieckich piłkarzy. Pięciu pozostałych gra w Bayernie Monachium, po jednym w Chelsea, Realu Madryt i Borussii Dortmund. Zawodników z tej półki rzadko udaje się Lipskowi mieć u siebie.

SAMI WYGRANI

Wydaje się, że w tej sytuacji nie ma przegranych. Chelsea pozbywa się piłkarza, którego i tak już nie potrzebowała. Lipsk zyskuje dynamicznego napastnika, który jest jedną z gwiazd reprezentacji Niemiec, w Bundeslidze powoli dobija do stu goli i jest świetnie wspominany przez kibiców RB. Werner trafia do miejsca, które doskonale zna i w którym nie musi się aklimatyzować, więc ma szansę dobrze przygotować się do mundialu i ponownie odzyskać radość z gry. Liga niemiecka zyskuje rozpoznawalną postać w sile wieku, która — co ważne — nie trafia do Monachium, co też zawsze dobrze wpływa na atrakcyjność rozgrywek. Wreszcie Hansi Flick, który bardzo ceni dynamikę oraz przebojowość Wernera i zabiegał o pozyskanie go do Monachium jeszcze w czasach, gdy prowadził Bayern, może mieć nadzieję, że jeden z ważnych zawodników jego drużyny będzie dobrze przygotowany do mistrzostw świata.

TŁOK Z PRZODU

Kilka znaków zapytania oczywiście istnieje. Werner przychodzi do Lipska już w trakcie sezonu, w fazie, w której zespół będzie grał praktycznie co trzy dni. Nie będzie więc czasu, by spokojnie dochodzić do formy, a przecież mundial zaczyna się już za trzy miesiące. Drużyna gra dziś inaczej niż za czasów Juliana Nagelsmanna. Choć Niemiec trafia do trenera, którego zna, bo Domenico Tedesco prowadził go w drużynie Stuttgartu do lat 12, nie dostanie z miejsca gwarancji gry. Konkurencja z przodu Czerwonych Byków robi się naprawdę spora, biorąc pod uwagę, że w tej chwili w kadrze są już trzy klasyczne dziewiątki — Andre Silva, Youssuf Poulsen i Alexander Soerloth, a i tak trener chętnie gra bez klasycznego napastnika, obstawiając atak ruchliwymi Christopherem Nkunku czy Danim Olmo.

POTENCJALNE PROBLEMY

Jeśli Werner nie będzie w formie sprzed wyjazdu, szybko może się stać dla Lipska problemem, czyli zawodnikiem drogim, przykuwającym uwagę, lecz nieodgrywającym na boisku tak ważnej roli, jak wcześniej. Twarzą i liderem obecnego projektu ma być Nkunku i pytanie, czy obie potencjalne gwiazdy będą umiały współpracować, a nie wchodzić sobie w drogę. Jeśli jednak Tedesco uda się pogodzić wszystkie interesy w szatni, poukładać sprawy taktycznie, a przy tym doprowadzić Wernera do dobrej dyspozycji, Lipskowi będzie można gratulować hitu transferowego. A w dłuższej perspektywie, gdy do Saksonii przeprowadzi się także Benjamin Sesko, sprawy mogą wyglądać jeszcze lepiej. Przecież życiową formę Werner osiągnął w Lipsku właśnie u boku rosłego Patrika Schicka. Słoweniec może w przyszłym sezonie być idealną opcją do odtworzenia tamtego znakomitego duetu. Uli Hoeness przepowiadał kiedyś, że RB nie będzie poważnym rywalem dla Bayernu, dopóki wciąż będzie sprowadzało tylko nastoletnich kandydatów na gwiazdy. Transfer Wernera to kolejny dowód, że w Lipsku doszli do podobnych wniosków i powoli chcą wchodzić na kolejny poziom.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Prawdopodobnie jedyny człowiek na świecie, który o Bayernie Monachium pisze tak samo często, jak o Podbeskidziu Bielsko-Biała. Szuka w Ekstraklasie śladów normalności. Czyli Bundesligi.
Komentarze 0