Nostalgia kibica. Jak dwóch studentów zawładnęło rynkiem koszulek retro

2.png

Wehikuł czasu ma rejestrację z Manchesteru. Jeśli będziecie kiedyś przy Etihad Stadium, rozejrzyjcie się po bocznych uliczkach. Dwieście metrów od stadionu, za drewnianym płotem stoi sobie hangar, a w nim prawie pół miliona koszulek: od Holandii '88, w której Marco van Basten pakował gola ZSRR, po białe, klasyczne Umbro z nazwiskiem Gascoigne.

W tym retro świecie jest wszystko. Kupić można nawet trykot Dariusza Pietrasiaka z numerem 24 z czasów reprezentacji Polski. Doug Bierton, właściciel „Classic Football Shirts” mówi, że dorośli faceci przychodzą tu i płaczą. Był nawet raz Juan Mata z Manchesteru United i autentycznie zwariował. Koszulka Realu Oviedo przypomniała mu dzieciństwo, a strój Valencii – młodość.

Na tę rozmowę umawialiśmy się półtora miesiąca: były wiadomości na Instagramie, WhatsAppie, wszystkie zdobycze technologii, byle tylko nawiązać kontakt i rozwikłać fenomen sklepu. – Sorry, że to tak długo trwało. Ale pracowaliśmy nad nową stroną, gdzie masz koszulki retro NBA, NFL itd. Odpaliliśmy ją w poniedziałek. Wychodzimy poza piłkę! – mówi newonce.sport Bierton.

PODBÓJ ŚWIATA

To opowieść o nostalgii. O tym, że zawsze będziemy wracać do tego, co było. Do pierwszego mundialu i idoli z plakatów. Albo do starych meczów, które odwijane były tak często, że kaseta VHS w końcu odmówiła posłuszeństwa.

4-1024x683.png
Fot. Classic Football Shirts

Doug Bierton ma 34 lata. Za każdym razem, gdy cofa się do 2006 roku, jest w szoku, ile przez ten czas udało się zrobić. Gdy razem z Matthew Dale'em otwierali stronę „Classic Football Shirts”, mieszkali w akademiku w Fallofield pod Manchesterem. Dziś sprzedają pół miliona koszulek do 150 krajów i zatrudniają około stu osób. Mają dwa stacjonarne sklepy w Wielkiej Brytanii. Być może już tam byliście. W Londynie wystarczy wysiąść przy stacji Liverpool Street i przejść się piechotą dziesięć minut.

– Zaczęło się od tego, że chciałem kupić koszulkę reprezentacji RFN-u z mundialu we Włoszech – opowiada Bierton. – Była wyjątkowa, przywoływała inną epokę. Ale rozejrzałem się po Internecie i nic. Pomyślałem, że ludzi jak ja jest więcej. I że potrzebują miejsca, gdzie taką rzecz dostaną. Razem z Dale'em, moim współlokatorem, zaczęliśmy opróżniać karty kredytowe, żeby kupić na eBayu jak najwięcej koszulek. Wiedzieliśmy, że sprzedamy je z zyskiem. Czasem udało się zarobić sto funtów dziennie. Ale było mnóstwo dni, kiedy nie dostawaliśmy nic – dodaje.

Pierwszą koszulką, którą sprzedali był Liverpool, domowy trykot z 1989 roku. Przesyłka powędrowała do Norwegii. Kilka tygodni później za 100 funtów kupili koszulkę Briana Kidda z Manchesteru United, rocznik '72. Sprzedali ją z ośmiokrotną przebitką. Gdy liczba strojów zaczęła rosnąć, wyprowadzili się z akademika do mieszkania. A potem do jeszcze większego mieszkania. Towaru było tak dużo, że lądował nawet w łazience.

– Nie było jeszcze Facebooka i Twittera. Nie wiedzieliśmy jak się promować, więc zdobyte pieniądze inwestowaliśmy w ogłoszenia w gazetach. Zaczęliśmy też nawiązywać pierwsze kontakty. Od firmy Lotto dostaliśmy pakiet różowych strojów Palermo. Pisaliśmy też do Polski, gdzie kupiliśmy m.in. stare koszulki Korony Kielce i ŁKS-u. To był nasz cel od początku: pisać do kogo się da i gromadzić jak najwięcej.

3-1-1024x683.png
Fot. Classic Football Shirts

MUZEUM NA ANTRESOLI

Przełomem był 2010 rok. Po czterech latach rozwijania siatki kontaktów odezwał się człowiek z Włoch o nazwisku Ettore. Bierton z Dale'em zdębieli, gdy dowiedzieli się o istnieniu hangaru pod Mediolanem, w którym Milan od 15 lat składował garderobę. Nie wierzyli, więc polecieli osobiście.

– Od zawsze miałem słabość do włoskiej piłki. Podobało mi się, że traktują futbol jak dzieło sztuki. Gdy poleciałem do Mediolanu, zamurowało mnie. Było tego pewnie ze sto tysięcy sztuk. Od fartuchów lekarzy po majtki Beckhama. Potrzebowaliśmy czterech ciężarówek, żeby to wszystko przewieźć do Anglii. To był moment, w którym zrozumieliśmy, że to już nie zabawa – mówi Bierton.

Jeszcze przed przyjazdem ciężarówek zaczęli rozglądać się za hangarem. Przenieśli się w okolice Etihad Stadium. Dwa lata później zbudowali antresolę, bo miejsca znowu było za mało. Dzisiaj jest tu 50 tysięcy pojedynczych koszulek. W sumie cały asortyment szacuje się na pół miliona. Są tu nawet stroje fińskiej FC Santa Claus albo Ibis Sports Club, drużyny która w latach 80. w Brazylii przez prawie cztery lata nie wygrała meczu. Te zbiory są jak muzeum. Nie dziwne, że czasem zapląta się tu jakiś Azjata z aparatem, który przyleciał na mecz Manchesteru City, ale dziwnym trafem zgubił drogę.

Bierton mówi, że to jest jak sen: jako dzieciak podziwiał Gary’go Linekera, a dziś ten sam Lineker w studiu BT Sport zakłada jego koszulki i robi sobie z nim zdjęcie. To samo Eric Cantona. Gdy producenci filmu „Szukając Erica” potrzebowali starych trykotów Manchesteru United, pierwsze co zrobili, to udali się do Biertona i Dale’a. Pożyczali też ludzie od „Playing for Keeps”, gdzie Gerard Butler gra byłą gwiazdę piłki. Ale w największym szoku właściciel CFS był, gdy w Internecie zobaczył modelkę Kendall Jenner w kurtce Kappy Juventusu 98. Był 2014 rok. Wiedział, że projekt wskakuje na falę, która będzie już tylko większa.

5-1-1024x683.png
Fot. Classic Football Shirts

– Gdy zaczynaliśmy, handel internetowy był już czymś oczywistym. Ale nikt nie zastanawiał się, czy jest rynek zbytu dla koszulek w stylu vintage – mówi Bierton. – Potem przyszła drastyczna komercjalizacja piłki. Kluby zaczęły wypuszczać po trzy zestawy strojów i wielu ludzi zachciało czegoś innego. Zaczęli czuć nostalgię za tym, co było. Myślę, że każdy ma tak samo. Chcemy wracać do momentów, które przywołują miłe chwile. I tutaj pojawia się koszulka. To jest coś, co zabiera cię w inne miejsce. Patrzysz na strój Anglii z 1996 roku i od razu masz przed oczami pokój we własnym domu, gdzie jako dzieciak oglądałeś półfinał z Niemcami. Przypominasz sobie, co wtedy robiłeś albo jaką miałeś dziewczynę. Ja np. obsesyjnie lubię wracać do mundialu w 1990 roku. Miałem pięć lat, ale kaseta z powtórkami VHS to była moja relikwia. Lineker strzelający gola Kamerunowi. Albo Rikjaard plujący na Voellera. To był mój świat.

BIAŁE KRUKI

Emocje Biertona podzielają klienci. To ludzie w okolicach czterdziestki zostawiają najwięcej pieniędzy. Pamiętają Ruuda Gullita albo Ronalda Koemana. I takich też szukają koszulek. Hitem wśród kolekcjonerów jest trykot reprezentacji Niemiec z 1990 roku, ten od którego zaczęła się przygoda sklepu. Mocno poszukiwana jest też USA '94, zarówna ta z białymi gwiazdami, ale też druga, z czerwonym pasem. Przed oczami od razu staje obrazek Alexiego Lalasa. Tak właśnie na ludzi działają sentymenty.

– Koszulka musi swoje odczekać, żeby stać się klasykiem – tłumaczy Bierton. – Cena z każdym rokiem spada. Ale zaczyna rosnąć po 5, 10 latach. Za domowy trykot Holandii z 1988 roku możesz dziś dostać z 650 funtów. Ludzie strasznie jej szukają. Świętym Graalem jest wyjazdowa koszulka Argentyny z 1986 roku, z ćwierćfinału przeciwko Anglii. Argentyna nie miała wtedy zestawu wyjazdowego, który byłby dobry na letnie dni. Piłkarze narzekali, że jest im za gorąco. Wysłano więc człowieka do sklepu sportowego w Meksyku, by kupił nowy zestaw Le Coq Sportif. To były stroje uniwersyteckie, ale naklejono argentyńskie emblematy, zrobiono numery. I poszło. Dzisiaj to brzmi jak żart, ale tak było: zespół z Maradoną, który wygrywa mundial, gra w strojach, które kupił sobie w sklepie w Meksyku. One są bardzo rzadkie. Jest ich tylko osiemnaście. Mamy szczęście, że posiadamy jedną z nich. Niedawno zdobyliśmy też koszulkę Cristiano Ronaldo z meczu Sportingu z United, po którym został kupiony. Jest unikalna, bo w drugiej połowie Sporting zmieniał stroje na złote. To jest ostatnia koszulka, w której grał przed pójściem na głęboką wodę – zachwyca się Bierton.

6.png
Fot. Classic Football Shirts

Białych kruków jest więcej. Argentyna z 1958 roku, gdy grała z Niemcami i musiała skorzystać ze strojów IFK Malmoe. Albo Francja z 1978 roku w zielono-białej koszulce argentyńskiego klubu Kimberley. „Trójkolorowi” akurat tego dnia myśleli, że zagrają na biało i nie wzięli ze sobą zestawu wyjazdowego. Ale właśnie takie historie budują kolekcjonerskie legendy. Za najbardziej poszukiwaną koszulkę świata uchodzi dziś ta, w której Diego Maradona zaliczył „Rękę Boga”, a potem przedryblował pół boiska w ćwierćfinale mundialu w Meksyku. Należy do Steve’a Hodge’a, uczestnika tamtego spotkania. Problem polega na tym, że została wypożyczona do National Football Museum. Macki CFS aż tak głęboko nie sięgają, ale zdarza się, że piłkarze sami oddają swoje skarby, jak choćby Gareth Southgate, obecny selekcjoner Anglików.

TOUR W POLSCE

– Często sami odzywamy się do zawodników, którzy skończyli karierę i mają jakieś zbiory – opowiada Bierton. – Był piłkarz z Finlandii, który nie wiedział, że w garażu ma koszulkę George’a Besta z Manchesteru United. Znaleźliśmy też kiedyś na eBayu faceta, który sprzedawał stroje ze Stanów Zjednoczonych z lat 80. i 90. Zastanawiało nas skąd on to wszystko ma. Okazało się, że kupił zlicytowaną działkę po Desmondzie Armstrongu, piłkarzu, który ponad 80 razy grał w reprezentacji. Nie obchodził go futbol. Nie wiedział, co odziedziczył. Po prostu sprzedał wszystko hurtem, a były tam fotografie z Italii '90 i inne osobiste pamiątki. Kupiliśmy wszystko. A potem napisaliśmy do Desa. Nie był zły, że mamy jego koszulki, ale był wdzięczny, że oddaliśmy mu pamiątki – śmieje się Bierton.

1-1-1024x683.png
Fot. Classic Football Shirts

Obecnie sklep sprzedaje około tysiąca koszulek dziennie. W trakcie wielkich imprez mogą to być nawet dwa albo trzy tysiące. Obroty sklepu w tamtym roku wyniosły 10 mln funtów, a zysk – 2 mln. Z każdym rokiem idzie to w górę, bo rynek koszulek ani myśli hamować. CFS powoli nie mieści się już w hangarze przy Etihad. Firma podpisała umowę na nową siedzibę i od kwietnia zaczyna przeprowadzkę. W planach są kolejne sklepy, na razie tymczasowe: był taki chwilę w Dublinie, za tydzień zawita do Glasgow, a latem w Monachium. Jest plan, żeby sprowadzić ich też do Polski.

– Dostajemy od Polaków dużo informacji, czy mamy koszulki reprezentacji z lat 70. Niestety wtedy takie stroje to był unikat. Co ciekawe, dużo polskich klubów, np. Lecha, kupują ludzie z Brazylii, albo Stanów Zjednoczonych – mówi Bierton. – Teraz mamy urwanie głowy, ale jesienią kto wie… Może zawitamy też do Polski? Wciąż mam wrażenie, że za mało ludzi o nas wie i że czegoś nam brakuje. Np. taka Boca Juniors, moglibyśmy mieć tego więcej. Ale to tylko moje dziwactwo. Prawda jest taka, że zbudowaliśmy coś wielkiego i ciągle nas to bawi. Tutaj wszyscy pasjonują się piłką, mamy te same zajawki. Każdego roku jest nas coraz więcej, bo liczba zapytań ciągle rośnie. Lubię, gdy możemy powiedzieć: tak, mamy to. I nienawidzę, gdy musimy powiedzieć, że czegoś jeszcze nam brakuje. Chcę, żeby ludziom wibrowała głowa, gdy wchodzą na naszą stronę. Lubię ten efekt. Lubię, jak ktoś mówi: „O ja pierdolę, tu jest wszystko. Skąd oni to mają?!” – kończy.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Żebrak pięknej gry, pożeracz treści, uwielbiający zaglądać tam, gdzie inni nie potrafią, albo im się nie chce. Futbol polski, angielski, francuski. Piszę, bo lubię. Autor reportaży w Canal+.