Nigdy nie będziesz jak ojciec. Naznaczeni, czyli jak presja pożera dzieci gwiazd

Zobacz również:Messi w końcu przemówił. Czuje się oszukany, ale zostanie w Barcelonie. Przynajmniej na razie
Zidane160528MIS238.jpg
FOT MICHAL STAWOWIAK / 400mm.pl

Jeden z największych katalońskich dzienników Mundo Deportivo zaczął snuć domysły, jak za dziesięć lat wyglądałby atak Barcelony z Pedrim, Ansu Fatim, Trincao oraz... Thiago Messim. Dziś ośmiolatkiem, może i kopiącym piłkę, zainteresowanym futbolem, ale równie mocno śpiewem czy muzyką. Ktoś powie: niewinna zabawa. To jednak pierwszy krok, by presja oczekiwań i wymagania obcych ludzi poważnie odbiły się na dzieciach piłkarzy. Moglibyśmy to jednak przyłożyć do każdej innej dziedziny życia.

Takich przypadków istnieją tysiące. Moglibyśmy mnożyć przykłady z każdego kontynentu. Zawsze widzimy w dzieciach cechy rodziców, ale kiedy ktoś jest wybitny w danej dyscyplinie, krzywdą byłoby wymaganie, aby dziecko osiągnęło tyle samo. Już w samej kwestii oczekiwań to bardzo wyniszczający proces. Każdy sam może sobie odpowiedzieć na pytanie, jak podchodził do spełniania wymagań rodziców oraz z jakimi wiązało się to emocjami. Sytuacji nie sprzyja, gdy dodatkowo mówi o tobie cały świat.

Od tego lata w Cracovii występuje Rivaldinho, na razie z jednym golem w ekstraklasie, ale myślicie, że ilu 25-latek udzielił takich wywiadów, gdy ktoś nie zapytał go o ojca? Częściej jest przedstawiany jako Rivaldo Júnior, syn tego słynnego Rivaldo, wybitnego Brazylijczyka. Już nigdy nie będzie po prostu sobą, przynajmniej w tym zawodzie. Tu już na stałe przyczepienie łatki kogoś, kto powinien dążyć do osiągnięć ojca. Każdy radzi sobie z tym inaczej, ale tu nie można być po prostu dobrym, świetnym albo cieszyć się w pełni zawodem. Taki Rivaldinho zawsze będzie mierzył się z wyliczaniem dystansu do seniora – i nawet jeśli nie dla każdego jest to wyniszczające, to przynajmniej do bólu męczące. Nawet gdyby został MVP ekstraklasy, usłyszałby w kontrze: „Ligi polskiej? Zobacz lepiej, co wyprawiał tata”.

Weźmy takiego Benjamina Agüero, 11-letniego chłopca z Manchesteru, pełnego uśmiechu i energii. Jego ojciec? Kun Agüero. Jego dziadek? Diego Maradona. Jego ojciec chrzestny? Lionel Messi. Cały świat sprzedaje to jako ciekawostkę i dodaje jednoznacznie: to chłopak skazany na karierę, skoro pochodzi z takiej piłkarskiej rodziny. Wokół same legendy. A kiedy zapytasz 11-latka, o czym on marzy, odpowiada: „O zostaniu piosenkarzem”. Kocha bajki dla dzieci, uwielbia programy muzyczne, co prawda kopie piłkę z ojcem i wzrusza się, gdy spotka Carlosa Téveza, ale nie myśli o żadnej karierze. Może nawet w pełni nie pojmuje, z czym to się je, ale już został umieszczony w bańce, która nie da mu spokoju. Może wybierze inaczej, a może będzie walczył na boisku. Ale jeśli w ogóle podejmie się tej misji, każdy rówieśnik czy trener przypnie mu łatkę: syn Agüero. I czy będzie najlepszy w swoim roczniku, czy nie będzie nadawał się do piłki, tak czy tak regularnie może wysłuchiwać: talentu to po ojcu nie odziedziczył. To niezwykle trudny kawałek chleba z perspektywy dziecka, ale także opieki, którą mogą go otoczyć rodzice.

Dlatego tak bulwersujące wydają się „zabawy”, jakich podejmuje się Mundo Deportivo. Z pozoru naprawdę niewinne, w końcu obchodzący 8. urodziny Thiago został ubrany w koszulkę Barcelony, ale oni wykorzystali to jako pretekst do grafiki i snucia wizji, jaką zrobi karierę. To dziecku nie przyniesie nic dobrego. Nawet jeśli lubi kopać piłkę, chętnie wychodzi na ogród z tatą, to nawet nie trenuje jeszcze regularnie w La Masii. Na ten moment to raczej okazjonalne uczęszczanie na treningi do szkółki pod banderą Barcelony.

Życie Lionela kręci się wokół piłki, więc sporo (jak na siebie – milczka) opowiada o swoich synach, jego partnerka Antonella Roccuzzo widzi raczej, jakie zacięcie 8-letni Thiago ma do śpiewu. To jednak w ogóle nie jest czas takich rozważań – oni po prostu żyją codziennym życiem i myślą o jak najlepszej zabawie. Skoro tata jest światową gwiazdą, to oglądają mecze. Z wiekiem rozumieją coraz więcej. „Thiago potrafi nawet mnie skrytykować. Śledzi nasze mecze, wszystko mu się podoba, ale ma swoje przemyślenia i czasami dzieli się nimi, kiedy nam nie idzie. Muszę mu się tłumaczyć. Zmusza mnie, abym komentował, dlaczego przegraliśmy. Kiedyś człowiek zamykał się w sobie, źle to przyjmował, teraz przy dzieciach to niemożliwe” – opowiadał kapitan Katalończyków.

Młodszy syn Mateo ma pięć lat. Uwielbia atmosferę stadionu, jest też prowokatorem. Cieszy się z goli Realu Madryt albo udaje, że jest zawodnikiem Liverpoolu lub Valencii, przypominając porażki Barcelony. A wszystko, aby wkurzyć starszego Thiago mocno zżytego z Blaugraną. Typowe rzeczy między braćmi, jednak możemy sobie wyobrazić, co będzie się wokół nich działo, gdyby zdecydowali się finalnie pójść w ślady ojca. Ale nie w wieku 13 czy 15 lat, bardziej kiedy zbliżą się do pełnoletności. Wtedy wydaje się, że jest najciężej. W końcu nie każdemu udaje się zrobić karierę na miarę Paolo Maldiniego, który nad sobą miał cień taty Cesare Maldiniego.

Doskonałym przykładem są również synowie Zinedine'a Zidane'a, z którymi trener Realu Madryt ma naprawdę bliski, codzienny kontakt. Widać tam głębszą relację, o której wielokrotnie opowiadali. Najlepiej ujął to swego czasu Enzo Zidane, najstarszy z synów, pozostający bez klubu: „Od małego czułeś nacisk przez to nazwisko. Presja była wszechobecna. Ludzie Cię porównują, krytykują, chcą od Ciebie więcej. Powtarzają, że jesteś tam, ponieważ jesteś synem tego, kim jesteś… inni będą krytykowani za inne sprawy. A ty chciałbyś się skupić jedynie na tym, by być możliwe najlepszym piłkarzem”. 25-latek, nazwany na cześć Enzo Francescoliego, prosił nawet, aby unikać eksponowania nazwiska w kilku klubach. Wolał pozostać po prostu Enzo – albo jeśli już używać drugiego, matczynego czyli Enzo Fernández.

Może brakło mu talentu, ale kiedy wyszedł ze szkółek Realu i Juventusu, nie poradził sobie w seniorskiej piłce. Odbijał się kolejno od: Alaves, szwajcarskiego Lausanne-Sport, Rayo Majadahonda, portugalskiego Desportivo Aves czy Almerii. Ostatnio 25-latek otrzymał propozycję z 2. Bundesligi od Erzgebirge Aue, ale nie zdziwilibyśmy się, gdyby kiedyś doszło nawet do ofert z ekstraklasy. I pewnie w wielu innych przypadkach spojrzelibyśmy na niego jak chłopaka, który dotarł do profesjonalizmu i zwiedził wiele krajów – tymczasem Enzo zawsze pozostanie najstarszym synem Zizou, który nie dał rady pójść śladami ojca. Którego Real Madryt musiał odrzucić.

Luca Zidane ma 22 lata i jest rezerwowym bramkarzem drugoligowego Rayo Vallecano. Kiedy on debiutował w pierwszym Realu, powtarzał: „Oceniajcie mnie jako Lukę, a nie jako Zidane'a”. Mówi się, że każdy kolejny syn jest coraz bardziej utalentowany i też widział trudności, z jakimi zmagali się bracia. Theo skończył 18 lat i jest w drużynie Królewskich do lat 19, natomiast Elyaz ma dopiero 14 lat i również przechodzi przez kolejne szczeble La Fabriki. Wszyscy zawsze jednak będą dziedzictwem Zizou – do pewnego czasu z parasolem bezpieczeństwa, bo przecież mogliby nie trafić do takiej szkółki bez podobnego startu. Po czasie jednak tymi, którzy nie byli w stanie nawiązać do kariery ojca.

Nawet jeśli syn Cristiano Ronaldo jest perfekcjonistą i strzela gola za golem w swoim roczniku, najprawdopodobniej najgorsze dopiero przed nim. Taki start jest dla niego zarówno zbawieniem, jak i przekleństwem. Nie ulega jednak wątpliwości, że takie dzieci zostają naznaczone na całe życie – gdy twój tata osiągnął coś wybitnego, zawsze już będziesz przyrównywany do nich. Nawet jeśli zamiast piłki, od samego początku kręciło cię śpiewanie, taniec albo przedmioty ścisłe.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Uwielbia opowiadać o świecie przez pryzmat piłki. A już najlepiej tej grającej mu w duszy, czyli latynoskiej. Wyznaje, że rozmowy trzeba się uczyć. Pasjonat futbolu i entuzjasta życia – w tej kolejności, pamiętajcie.