Napad na bankiet. Jak francuski rap zmienia futbol

Zobacz również:A co ja robiłem w tym wieku? Mbappe, czyli piłkarz następnych generacji
Benzema.jpg
fot. Denis Doyle/Getty Images

Startowali z innego pułapu, ale w końcu maszerują razem. Nie ma drugiego kraju, gdzie przyjaźń rapu i piłki stała się społecznym fenomenem. Odpalcie sobie Youtube’a i wpiszcie Vegedream. Tylko we Francji możliwe są sceny, w których całe Stade France z Paulem Pogbą na czele śpiewa utwór faceta z betonowej dżungli przedmieść Paryża.

To się dzieje naprawdę. Dwóch raperów pokłóciło się, bo ich kumpel Karim Benzema założył ciuchy do telewizji i niestety wybrał markę tylko jednego, a drugiego zostawił w szafie. Inny artysta narzeka, że sprzedaje miliony płyt, ale nie stać go jeszcze na prywatny odrzutowiec. W przeciwieństwie do jego przyjaciół z boiska - oni już dawno takowymi się rozbijają. Cicha rywalizacja światów trwa. Francja kocha rap i kocha futbol. A skoro tak, to od początku było wiadomo, że te dwie gałęzie zaczną na siebie wpływać.

Akurat jestem świeżo po obejrzeniu dokumentu „Foot et rap, nés sous la même étoile” we francuskim Canal+. Można go odtworzyć w sieci bez żadnych blokad. Nawet jeśli ktoś nie zna języka, to polecam, bo fantastycznie oddaje klimat i zjawisko. Lilian Thuram, mistrz świata z 1998 roku, mówi w nim: „w naszych czasach po zwycięstwach śpiewalibyśmy raczej Johnny’ego Hallydaya”, tymczasem młody Mbappe pewnie nawet nie wie, kto to. Rap na dobre rozgościł się w szatni Deschampsa. Vegedream, który po półfinale z Belgią napisał o Francuzach piosenką, ma dziś 202 mln wyświetleń na Youtubie. Chłopak, którego rodzice przyjechali z Wybrzeża Kości Słoniowej, a on sam wychował się z sześciorgiem rodzeństwa, półtora roku temu był na ustach całego kraju.

Dzisiaj, gdy gra koncert w Manchesterze, wcześniej jedzie przybić piątkę z Paulem Pogbą. Stale przyjaźni się z Benjaminem Mendy. Nie da się tej historii opowiedzieć bez filmików - wystarczy zobaczyć, co działo się we wrześniu 2018 roku na Stade de France. Zespół defilował po płycie stadionu prezentując puchar świata, a całej grupie przewodził Vegedream i jego „Ramenez la coupe à la maison”. Dwa miesiące wcześniej nawet by o tym nie pomyślał. Po prostu wysłał piosenkę do Mendy’ego, a ten umieścił na swoim Instagramie. Ludzie zaczęli udostępniać, a kula śniegowa rosła. Skończyło się tym, że 26-latek zamiast w tysięcznej sali La Cigale, nagle wylądował na 80-tysięcznym Stade de France.

Klucze do Velodrome

To jest spacer po innej rzeczywistości. Nie ma w niej muzyki klasycznej i Michela Polnareffa, których słuchali Emmanuel Petit i Zinedine Zidane w dokumencie „Les Yeux dans les Bleus”, pokazującym kulisy mistrzów świata z 1998 roku. Rap do Francji przywędrował pod koniec lat 80., ale musiały dojrzeć nowe pokolenia, by osiągnął taki status jaki ma dzisiaj. Kiedy w 1993 roku grupa IAM wyprodukowała singiel „Je danse le mia”, drugi najlepiej sprzedający się w kraju, środowisko piłkarskie stało jeszcze z boku. Słuchali tego kibice Marsylii, ale Fabien Barthez, czy Didier Deschamps na pytanie o rap wzruszali ramionami. Po prostu nie dorastali w tej kulturze. Pierwszymi, którzy głośno mówili o muzyce bloków byli Peguy Luyindula i Nicolas Anelka, obaj z rocznika 1979 roku.

Jest fajna scena w dokumencie, o którym wspominałem. Idealnie pokazuje budzącą się świadomość Francuzów, że nadchodzi nowa fala. Reżyser filmu odtworzył rozmowę, która wydarzyła się w 2006 roku. Mianowicie raper Soprano udał się do gabinetu prezydenta Marsylii, Pape Dioufa i rzucił pomysł, by nagrać teledysk na płycie Stade Velodrome. Widać w tym gigantyczny kontrast - chłopak w ortalionowym dresie siedzi naprzeciwko faceta w garniturze i prosi, by dać mu klucze do stadionu. Dzisiaj można powiedzieć, że to Soprano przecierał szlaki, bo zgodę dostał. W jego klipach pierwszy raz wystąpił profesjonalny piłkarz (Franck Ribery).

- Diouf dał mi te klucze, bo w rzeczywistości wszyscy młodzi piłkarze Marsylii znali wtedy nasze piosenki. Byliśmy tak podekscytowani, że zamiast kręcić klip, biegaliśmy po szatniach, żeby wszystkiego dotknąć - mówił Soprano w rozmowie z „La Provence”. To wtedy świat piłki pierwszy raz mrugnął okiem do środowiska rapu. Chwilę potem przyszło pokolenie wychowane w latach 90., dzieci imigrantów, królowie betonowych boisk, którzy w piłce znaleźli windę do lepszego świata.

Rap i piłka mają ten sam rys. To jest narracja pt. muszę wydostać się z biedy. Sport i muzyka to dwie najbardziej dostępne płaszczyzny, które to umożliwiają. Wystarczy wyjść na boisko, albo chwycić długopis i magnetofon. W futbolu ten schemat działał od zawsze, ale w rapie ta ścieżka podświetliła się dopiero w połowie lat 90. Dzisiaj wielu piłkarzy przyjaźni się z raperami, bo to często ludzie z jednego osiedla. Mają te same doświadczenia i wartości. Wielu artystów otarło się zresztą o futbol. Kool Shen (NTM) był w akademii Lens, Ilef Sefyu testował Arsenal i Manchester United, a Hamidou Sene, pseudonim artystyczny Topas, cały czas jest czynnym piłkarzem podparyskiego Red Staru.

Bez kolejki w McDonaldzie

Francja jest aktualnie drugim hip-hopowym rynkiem na świecie. Raperzy zaczęli zarabiać godziwe pieniądze. Nie boją się o tym mówić, bo im bardziej to eksponują, tym więcej ludzi do nich lgnie. Był taki reportaż trzy lata temu na kanale L’Equipe, w którym kilku zawodników reprezentacji Francji U-19 stwierdziło, że hymnem ich pokolenia jest Booba, kawałek 92i Veyron. Kiedy zerkam, co to za piosenka, nie widzę w niej nic ciekawego. Patrzę dalej w tekst, a tam pierwsze dwa wersy mówią o nowym Lamborghini i o tym, że główny bohater nie ustawia się w kolejce do McDonalda.

Piłkarze też eksponują bogactwo. Do tego dochodzi ekstrawagancki ubiór. Wielu zawodników wzoruje się przecież na raperach. Piłkarze często mówią, że zazdroszczą artystom wolności, tego że nie są trybami w sportowej machinie. I że nie grają co trzy dni meczów, mogą sobie pozwolić na więcej. Raperzy z kolei zazdroszczą zawodnikom - a jakże - pieniędzy i globalnej sławy. Niska, albo Alonzo to nie jest poziom JayZ i Drake’a. Mówimy raczej o gwiazdach własnego podwórka, a Paul Pogba grając dla Manchesteru United jest tak naprawdę wszędzie. Kilku raperów (Booba, Dawala, Kheops) próbowało podkleić się pod ten lepszy finansowo świat, zostając agentami piłkarskimi, ale bez większych sukcesów.

Podklejają się też w muzyce. Teksty piłkarskie w utworach rapowych nie są liczone w dziesiątkach, to są setki. Nie da się porównać tego z polskim podwórkiem, gdzie jak Taco Hemingway wspomni o Delle Allim, to wszyscy robią wow. Mnóstwo raperów występuje na koncertach w koszulkach swoich klubów, co też błyskawicznie podchwytują odzieżowe marki. Pisałem już w poprzednim tekście jak duże znaczenie miała scena rapu na przedostanie się kawałku sportowego poliestru do codziennego życia Francuzów. Rap i piłka kształtują postawy. Cyril Domanico, autor dokumentu Canal+ mówi, że dzisiejszy młody Francuz w pierwszej kolejności chce zostać piłkarzem, a w drugiej raperem. W tych dwóch zawodach możesz zarabiać miliony, nie zmieniając zbytnio ubioru, słownictwa i zachowań.

Spotify Griezmanna

Te światy zbliżyły się do siebie tak blisko, że gdy raper Niska nagrywa kawałek „Matuidi Charo”, to ten sam Matuidi w kolejnym meczu po strzelonej bramce wykonuje tzw. taniec charo - charakterystyczne ruchy Niski, które widzimy w teledysku. Pogba i Anelka w celebracjach pozdrawiali m.in. Kaarisa. Nawet Neymar po którejś z bramek zrobił „charo”, rzekomo w hołdzie dla Matuidiego, który po sześciu latach zamienił PSG na Juventus. Czasem w tej bliskości artysty z piłkarzem dochodzi do absurdów. Jak w sytuacji z Jeremym Menezem, który za młodu zgodził się na występ w teledysku, nie zauważając, że za jego plecami blokowa banda wymachuje Glockiem 17 i Berettą 92FS.

Niektórzy zawodnicy próbują rapować. Memphis Depay w czasach Lyonu nagrał klip, który obejrzało 10 mln ludzi. W 2006 roku album do studia nagraniowego wszedł Anelka, ale wieść gminna niesie, że był tak słaby, że nikt nie odważył się tego wypuścić w świat. Na nagrywki namawiano też Remy’ego Cabelle, dzisiaj zawodnika Krasnodaru, ale przez lata grającego w Ligue 1. Czy to w Marsylii, czy w Saint-Etienne zawsze krążył blisko rapu. Wystąpił nawet w teledysku JuLa. W dokumencie Canal+ śledzimy jego dzień, gdzie podczas jazdy samochodem nawija ulubione utwory i zwraca uwagę na jedną ważną rzecz. Mianowicie: rap już dawno przestał być muzyką bloków. On jest w mainstreamie. Nieważne, czy mieszkasz w dobrej dzielnicy Paryża, czy w brudnych banlieue, musisz dostosować się do trendu. A trendem jest rap.

Szatnia Lille niedawno przerobiła utwór Vegedream i po meczach śpiewa to samo, ale z nazwiskami swoich piłkarzy. Nie ma już maestro Kimpembe, jest Jonathan Bamba, albo Mike Maignan. Narastającą falę wyczuł też dziennik L’Equipe. Rok temu rozpoczął podcast, w którym dziennikarz Mehdi Maizi zaprasza do siebie piłkarza i jego kumpla rapera, a że tych przyjaźni jest mnóstwo, to temat jest praktycznie niewyczerpany. Gośćmi byli choćby Hatem Ben Arfa, Sidney Govou, albo Mamadou Sakho razem z raperem Youssouphą. Ten ostatni potwierdził to, co mówił Cabella: „słuchają nas wszyscy, nawet dzieciaki z bogatych domów”.

W rozmowie pada zresztą ciekawa anegdota o Antoinie Griezmannie. Ikona francuskiej piłki, motor wszystkich marketingowców, nie dorastał przecież na blokowiskach. Jego ojciec był politykiem. Rodzinie wiodło się bardzo dobrze, ale to nie przeszkadza dziś piłkarzowi Barcelony przyjaźnić się ze światem rapu. On nie mówi „idźcie stąd, to nie moja bajka”. Gdy grał w Atletico, jego Spotify był jednym z najpopularnieszych na Wanda Metropolitano. I zawsze leciał rap. - Jest w dobrym kontakcie z Nazem, który wysyła mu kawałki przed premierą. Piłkarze w Hiszpanii mogą słuchać czegoś, na co zwykły Francuz musi jeszcze poczekać - mówił Youssoupha. Zasięg francuskich wykonawców rosną.

Przyjdzie czas, że i oni rozsiądą się w prywatnym odrzutowcu.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Żebrak pięknej gry, pożeracz treści, uwielbiający zaglądać tam, gdzie inni nie potrafią, albo im się nie chce. Futbol polski, angielski, francuski. Piszę, bo lubię. Autor reportaży w Canal+.