Musimy się nauczyć spędzać wakacje inaczej? Jak może wyglądać turystyka przyszłości

Zobacz również:COP26 – walka z kryzysem klimatycznym walką o prawa człowieka
Turystyka przyszłości
fot. Wang Xizeng/VCG via Getty Images

Wakacje przyszłości to wielka niewiadoma. Jedno jest pewne – współczesny model jest nie do utrzymania.

Każdy potrzebuje resetu, relaksu, zmiany otoczenia. Turystyka sama w sobie nie jest jakimś złym tworem, ale puszczona samopas generuje wiele problemów społecznych i ekologicznych. Wraz ze wzrostem popularności tanich lotów i przystępnych ofert biur podróży, coraz więcej osób zaczęło korzystać z turystyki międzynarodowej. Niezależnie od tego, czy mówimy o turystyce kulturalno-rozrywkowej, czyli wyjazdach na festiwale muzyczne i do klubów (tu szczególnie warto polecić Zagubieni w dźwięku. Berlin, techno i technoturyści Tobiasa Rappa), city breakach do muzeów i galerii sztuki, czy o wypoczynku all inclusive w egzotycznym kurorcie, w ostatnich dekadach coraz więcej ludzi mogło sobie pozwolić na wyjazdy.

Turystyka jest takim zjawiskiem społecznym, w którym w ostatnich 30 latach obserwujemy prawdziwy boom – mówi Sebastian Medoń z portalu SmogLab. Dane z jednej z agencji ONZ mówią, że o ile w 1995 roku tych tzw. odwiedzin turystycznych było nieco ponad pół miliarda na świecie, obecnie to już ponad półtora miliarda, a mówimy tylko o podróżach międzynarodowych, bez wątpienia przekłada się to również na podróże lokalne. Oczywiście, wiąże się to z coraz większymi możliwościami komunikacyjnymi i bogaceniem się części świata. Do zaistnienia takiej sytuacji potrzebne są sprzyjające warunki – solidna koniunktura gospodarcza, wolny przepływ ludzi między państwami, stabilna sytuacja geopolityczna. Wciąż trwająca pandemia COVID-19, coraz bardziej dotkliwe skutki katastrofy klimatycznej, czy wojna w granicach Europy to czynniki, które mocno wpłynęły na teraźniejszą kondycję branży turystycznej. Jak będzie wyglądać jej przyszłość i czy możemy wyciągnąć jakieś wnioski z obecnych turbulencji? Trudno wyrokować, ale warto się zastanowić czy formuła, w jakiej odpoczywa dzisiaj duża część zachodniego świata, jest do utrzymania na dłuższą metę.

Chodzi o to, że pewna oferta usługowa w danym miejscu z czasem, w miarę popularności wizyt turystycznych, staje się bardziej nastawiona na turystów niż na mieszkańców. Stąd pojawiają się głosy, że w takim miejscu nie da się mieszkać.

Sebastian Medoń

SmogLab.pl

Rozmawiamy w kontekście sezonu, który przebiega pod znakiem kryzysu ekonomicznego, więc w tym roku skala podróży turystycznych będzie trochę inna – podkreśla Medoń, kiedy pytam o powrót zwyczajów sprzed pandemii. Niemniej, turystyka do tej pory rozwijała się bardzo dynamicznie, a nawet w tym roku, mimo wciąż trwającej plagi i gospodarczych tarapatów, sporo osób wybiera odpoczynek poza miejscem zamieszkania. To się składa na wiele lokalnych i globalnych problemów. Dla mnie takim ważnym aspektem jest przekształcenie przestrzeni miejsca turystycznego, które bywa określane mianem turystyfikacji. Chodzi o to, że pewna oferta usługowa w danym miejscu z czasem, w miarę popularności wizyt turystycznych, staje się bardziej nastawiona na turystów niż na mieszkańców. Stąd pojawiają się głosy, że w takim miejscu nie da się mieszkać. Rośnie na przykład liczba pubów i sklepów skrojonych pod potrzeby turystów, a zaczyna brakować żłobków czy innych usług dla mieszkańców. Wiąże się to ze wzrostem cen najmu i wartości nieruchomości, co również napędzają aplikacje sharingowe.

Każdy, kto mieszka choćby w Krakowie, doskonale wie, o czym mówi Sebastian. W wielu popularnych turystycznie lokacjach, miejscowa ludność omija całe połacie miasta, a czasami wręcz nie ma do nich dostępu, na przykład ze względu na zaporowe ceny usług. Turystyka jest bardzo dochodowym sektorem – według wspomnianego raportu dla ONZ rocznie zyski z turystyki międzynarodowej wynoszą 200 miliardów dolarów (w Polsce turyści zza granicy w 2017 roku zostawili ok. 13 miliardów dolarów). Te potencjalne zyski są kuszące, przez co lokalne władze nie zastanawiają się mocno nad negatywnymi konsekwencjami rozwoju turystyki. Turystyka generuje pewne problemy społeczne i środowiskowe. W znaczeniu lokalnego oddziaływania na środowisko i globalnie, na klimat. Nie słyszałem, żeby w promocji miejsc atrakcyjnych turystycznie zwracano uwagę na aspekty związane z lokalnym oddziaływaniem środowiskowym. Pojawiają się jednak coraz częściej hasłą związane np. z klimatem, ale tu zdarza się greenwashing, na co warto być wyczulonym.

Moim zdaniem nie powinniśmy karcić tych osób, które raz w roku wybrały się na wakacje samolotem, bo z badań jasno wynika, że jest względnie mała grupa podróżnych, która robi to częściej niż inni

Sebastian Medoń

SmogLab.pl

Nie da się rozmawiać o takich aspektach turystyki bez poruszania wątku emisyjności. W wielu miejscach na świecie właśnie trwa najgorętszy i najbardziej suchy okres w udokumentowanej historii. Katastrofa klimatyczna to naukowy fakt, wpływający na niemal każdy obszar ludzkiej działalności. Największym problemem jest to, że turystyka wiąże się z przemieszczaniem dosyć dużej liczby osób i dosyć często są to podróże lotnicze – mówi Medoń. Jak wiemy, lotnictwo odpowiada za kilka procent emisji CO2 na świecie (według różnych szacunków, od 2 do 5%). W przybliżeniu możemy powiedzieć, że to odpowiada emisjom niemałej wielkości państwa europejskiego. Mimo wszystko to sporo i warto myśleć o ograniczaniu tego efektu. Nie optowałbym za tym, żeby ludzi zniechęcać do podróżowania, ale warto się zastanowić, czy nie można tej podróży zastąpić koleją, gdy istnieje taka możliwość. Państwa powinny wspierać rozwój kolei i jej atrakcyjność, by była konkurencyjna pod względem czasu podróży i komfortu.

Rzeczywiście, biorąc pod uwagę czas, jaki zajmuje nam dojazd na lotnisko i wszystkie formalności, w których musimy tam brać udział, oszczędność czasu na wielu połączeniach jest iluzją. Ale nie można popadać w radykalizm, przesuwający odpowiedzialność za globalne procesy na indywidualnych podróżnych. Kluczowe jest zagadnienie tego, kto lata samolotami, ile lata i w jakim celu. Raport brytyjskiej organizacji Possible ujawnił skalę nierówności, jeśli chodzi o korzystanie z podróży lotniczych. W Wielkiej Brytanii 15% pasażerów odpowiada za 70% lotów. W Stanach Zjednoczonych 12% odpowiada za ⅔ podróży. We Francji 2% odpowiada aż za połowę lotów. W Chinach 5% za 40% podróży lotniczych. Najprawdopodobniej są to w większości loty biznesowe, czyli związane z pracą zawodową, wymagającą częstego przemieszczania się. Z pewnością wliczają się w to również osoby bogatsze. Warto dodać, że te dane nie dotyczą prywatnych lotów, a jedynie pasażerskich. Moim zdaniem nie powinniśmy karcić tych osób, które raz w roku wybrały się na wakacje samolotem, bo z badań jasno wynika, że jest względnie mała grupa podróżnych, która robi to częściej niż inni – kwituje Sebastian.

Raport z Global Environmental Exchange prezentuje statystyki latania w bardziej globalnym kontekście. Za 50% emisji dwutlenku węgla z lotów komercyjnych w 2018 odpowiadał 1% światowej populacji. Z czego tylko 2-4% ludzi skorzystało z lotu międzynarodowego, a 11% z jakiejkolwiek podróży lotniczej. Gdyby każdy latający dziś samolotami ograniczył się do tej jednej podróży wakacyjnej, to, moim zdaniem, emisje całego sektora byłyby radykalnie mniejsze. Myślę, że mamy wiele takich branż, w których spotkania biznesowe mogłyby częściej odbywać sie zdalnie, ale mimo wszystko wróciliśmy w wielu aspektach do zwyczajów sprzed pandemii. Warto o tym pomyśleć i nie zmarnować pewnych rozwiązań, czy nowych ścieżek załatwiania różnych spraw, które wypracowano w jej trakcie. Karcenie indywidualnej turystyki, pojawiające się nierzadko w mediach, wiąże się bezpośrednio z wymiarem politycznym – nie powinniśmy pozostawiać wszystkiego na barkach decyzji konsumenckich, bo to się kończy obwinianiem zwykłych ludzi o to, że chcieli jeden czy dwa tygodnie w roku spędzić inaczej. Natomiast właściciele wielkich fortun, czy pracownicy wysokiego szczebla w dużych korporacjach, podróżują na potęgę i temat jest przemilczany. Prawnie nie ma żadnych regulacji, które ograniczałyby ich mobilność. Jeśli chcemy poważnie dyskutować o zmniejszeniu emisyjności lotnictwa, musimy sprawdzić kto, jak często i w jakim celu lata, a nie krytykować latanie co do zasady.

Jeśli jest to jakaś agroturystyka, która odprowadza nielegalnie ścieki do rowów melioracyjnych, czy rzek, to kiedy wzrasta liczba mieszkańców, nietrudno o zanieczyszczenia. Problemem jest też stan powietrza.

Sebastian Medoń

SmogLab.pl

Nie trzeba dodawać, że takie działania mogą spotkać się z mocnym oporem w strukturach władzy, szczególnie po stronie kapitału. Natomiast sprowadzanie dyskusji o emisjach do indywidualnej odpowiedzialności zwykłych ludzi to sprawdzona strategia, którą kapitał stosuje od wielu dekad. Dość powiedzieć, że ślad węglowy, czyli narzędzie, dzięki któremu wszyscy możemy rzekomo dołożyć się do walki ze skutkami katastrofy klimatycznej, to wynalazek branży paliw kopalnych, doskonale rozgrywającej nastroje społeczne. Im więcej rozmawiamy o tym, co możemy zrobić indywidualnie, tym mniej podejmujemy temat systemowej odpowiedzialności największych trucicieli.

Jeśli latanie za granicę bywa takim obciążeniem dla środowiska, to naturalnym kierunkiem rozwoju turystyki przyszłości wydaje się lokalność. Kiedy pandemia uderzyła z pełną mocą, wielu Polaków, pozbawionych możliwości wczasów all inclusive w egipskich kurortach, ruszyło na górskie szlaki, nadmorskie plaże, jeziora i lasy w naszym kraju. Niestety i tutaj czają się zagrożenia. Najwyższa Izba Kontroli już w 2019 roku alarmowała, że infrastruktura komunalna w wielu turystycznych miejscowościach w Polsce nie jest dostosowana pod ten wzrost. Sezonowo mamy przesilenia, gdzie liczba mieszkańców takich miejscowości wzrasta parokrotnie. Wiąże się to z takimi problemami ekologicznymi, jak choćby nadmiar ścieków. Przeciąża to system kanalizacyjny, przez co zdarza się, że ścieki awaryjnie trafiają do rzek, bo trzeba zadbać o jego przepustowość. W Polsce mamy też wiele domostw, które nie mają do końca legalnie załatwionej sprawy odprowadzania ścieków. Jeśli jest to jakaś agroturystyka, która odprowadza nielegalnie ścieki do rowów melioracyjnych, czy rzek, to kiedy wzrasta liczba mieszkańców, nietrudno o zanieczyszczenia. Problemem jest też stan powietrza. W wielu agroturystykach ciepła woda uzyskiwana jest przez spalanie węgla, w sezonie pogarsza się zatem jakość powietrza – mówi Sebastian.

Być może niedawna katastrofa ekologiczna na Odrze będzie sygnałem budzika - w jej efekcie działalność turystyczna na rzece zamarła, pozbawiając ludzi możliwości odpoczynku i zarobku.

Gminy pobierają od turystów opłaty środowiskowe, ale nie ma wytycznych, w jaki sposób mają wydawać takie dodatkowe pieniądze. Często te pieniądze nie idą na amortyzację skutków turystyfikacji, a nawet wręcz promują wizyty turystów. Nie ma szczegółowych ram prawnych, które by ściśle określały sposób wydawania pieniędzy z opłaty miejscowej, zwanej klimatyczną, bądź opłaty uzdrowiskowej. Co do zasady, środki powinny być wydawane w związku z walorami uzdrowiskowymi czy klimatycznymi, jednak pole do interpretacji jest tu szerokie. Warto pomyśleć, czy wydatków nie powinno się bardziej motywować problemami środowiskowymi i przeciwdziałaniem ich skutkom. Opłata klimatyczna czy uzdrowiskowa zwiększa przychody samorządów, co stwarza pole do dofinansowania takich rozwiązań, które będą minimalizować te lokalne skutki sezonowej obecności turystów. Czy to w zakresie dostosowania infrastruktury wodno-kanalizacyjnej, czy poprawy jakości powietrza, czy jako rekompensatę za zmianę charakteru miejscowości.

Co ciekawe, a w zasadzie upiorne, wiele polskich kurortów boryka się z problemem kiepskiej jakości powietrza. W temacie opłaty turystycznej pojawiały się sprawy sądowe, gdzie obywatel domagał się zniesienia opłaty klimatycznej uzdrowiskowej w danej miejscowości, właśnie ze względu na słabą jakość powietrza. Jak widać, nawet lokalna turystyka jest obwarowana wieloma przeszkodami, których pokonanie powinno leżeć po stronie samorządów. Być może niedawna katastrofa ekologiczna na Odrze będzie sygnałem budzika – w jej efekcie działalność turystyczna na rzece zamarła, pozbawiając ludzi możliwości odpoczynku i zarobku.

Świat wokół nas zmienia się drastycznie, w tempie, o jakim nie śniło się największym pesymistom. Każdy obszar ludzkiej działalności będzie musiał się do tego dostosować, turystyka nie jest tu żadnym wyjątkiem. Tymczasem branża reaguje niemrawo, próbując odbijać sobie chude, pandemiczne lata. Chęć krótkoterminowego zysku jest zrozumiała w kontekście systemu, w jakim jesteśmy skazani funkcjonować, ale pewne radykalne zmiany są konieczne. Tym bardziej, że wraz z nieuniknionym nasilaniem się skutków katastrofy klimatycznej, będą pojawiać się nowe kłopoty związane z turystyką. Ekstremalne zjawiska pogodowe zagrażają lotom, podnoszący się stan mórz i oceanów już całkiem niedługo zacznie zalewać popularne kierunki wypoczynkowe, a napięcia społeczne i polityczne na tle klimatycznym eksplodują z mocą nieznaną wcześniej. To, w jaki sposób będziemy wypoczywać – bo nawet w obliczu apokalipsy relaks jest potrzebny – wymaga gruntownego przemodelowania. A bez inicjatywy ze strony branży i rozsądnej polityki po stronie władz będzie trudne do przeprowadzenia. Wypoczywajmy, ale z głową – niedługo może zabraknąć miejsc, w których będzie można to zrobić spokojnie.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz, muzyk, producent, DJ. Od lat pisze o muzyce i kulturze, tworzy barwne brzmienia o elektronicznym rodowodzie i sieje opinie niewyparzonym jęzorem. Prowadzi podcast „Draka Klimczaka”. Bezwstydny nerd, w toksycznym związku z miastem Wrocławiem.
Komentarze 0