Messi i Guardiola znów razem? Historia zniszczenia, reżyseria: Bartomeu

Zobacz również:To twój czas, chłopaku. Piłkarze, dla których to może być przełomowy sezon Premier League
LeoMessi-1256559847.jpg
Fot. David Ramos/Getty Images

Mamy w głowie ostatni uścisk Pepa Guardioli z Leo Messim i wszystko składa się w logiczną całość. Czym bardziej wgłębić się w decyzję Argentyńczyka, tym bardziej logiczny oraz zrozumiały wydaje się rozwód z Barceloną. Tylko jego nadludzkie osiągnięcia wstrzymywały tę potrzebną od kilku sezonów rewolucję. Czas na koniec kariery popracować w normalnych, rozsądnych warunkach.

Ten temat nabrał niewiarygodnej prędkości. Na początku był brak wiary, że w ogóle jest w nim coś prawdziwego, kilka godzin później zapanowało przekonanie, że naturalnym kierunkiem dla Argentyńczyka jest Manchester City. Z mało kim Leo Messi miał tak bliską relację i taką historię sukcesu jak z Pepem Guardiolą. Wydaje się, jakby potrzebowali siebie wzajemnie, aby wrócić do dawnych czasów sprzed dekady, kiedy napisali historię piłki. Jakby Katalończykowi wiecznie kogoś brakowało. Otworzył głowę szerzej, szukał ewolucji swoich pomysłów, zachwycał się Robertem Lewandowskim albo Raheemem Sterlingem, ale zawsze gdzieś w tle pojawiało się wspomnienie współpracy z Argentyńczykiem. Stała się nieodłączanym punktem odniesienia.

Czym bardziej zagłębiamy się w odejście Messiego, tym bardziej wydaje się naturalne i logiczne. To już nie jest wywieranie presji na szefach klubu, a prawdziwy wyraz złości ostatnimi latami. Kolejno Romą, Liverpoolem, a później Bayernem. Regularnymi klęskami w Champions League. Rewolucja w Dumie Katalonii powinna się odbyć znacznie wcześniej. Klub nie ruszył za trendami, nie wpisał się w schemat zmian, jakie dotknęły świat piłki. Ale skoro od lat tylko nadludzkie osiągnięcia Argentyńczyka utrzymywały go przy życiu, to musiało się tak skończyć.

Niezmiennie ten motyw przewija się od lat – najlepszy piłkarz świata współpracuje z najgorszym zarządem w historii Barcelony. Bardziej niż same porażki Argentyńczyka wykurzyło z klubu zarządzenie. On widzi więcej niż inni. O tym opowiadał już Jorge Sampaoli, wydaje się mrukiem i człowiekiem bez własnego zdania, ale kiedy usiądziesz z nim do kolacji, on dostrzeże więcej problemów niż można wyłapać gołym okiem. Jakby szósty zmysł miał nie tylko na boisku. Czuje i widzi więcej, dlatego tak często praca z kolejnymi trenerami bywa dla niego rozczarowaniem. Paradoksalnie odpowiadał mu Ernesto Valverde, bo zostawiał mnóstwo swobody. Wiedział, że może polegać na instynkcie Messiego.

Był jeszcze pewien moment, kiedy to dało się uratować. Zapewne gdyby dzień albo dwa po klęsce z Bayernem cały zarząd podał się do dymisji. Nie mielibyśmy tam zalążków nowości, bo organizacja wyborów również trochę trwa, ale widzielibyśmy, że klub pisze nową historię. Natomiast upartość, bezczelność i pycha Bartomeu doprowadziły do tego, że Messiemu nie zostawiono wyboru. Trudno wskazać jeden moment, kiedy wszystko runęło, ale gdy kapitan musi za pośrednictwem social mediów odbijać piłeczkę w kierunku swojego szefa, widać że to nie działa. Ile to razy krytykowali się wzajemnie. Nie otwartym pismem, lecz przekazem podprogowym. Wszyscy jednak czytali to jednoznacznie.

Miesiące temu mówiliśmy, że kiedyś Messi wybuchnie, że nie można być workiem treningowym. Ale nadal brzmiało to jak science fiction, mimo dostarczania logicznych argumentów. Prezydent Bartomeu zawsze chciał być nieomylny. Nie mając wiedzy ani argumentów po swojej stronie, winę zrzucał na szatnię, piłkarzy, liderów projektu. Jakby to nie on odpowiadał za ich wyznaczenie. Latami żył w bańce, dbał o marketing, niekoniecznie o realne postępy. To jego pudrowanie rzeczywistości mamiło oczy bardzo długo. Teraz z urzędu zostanie z łatką najgorszego szefa w historii. Ale przynajmniej utrzyma się na stołku do samego końca. Swoje osiągnął. Później dumnie powie, że był początkiem nowego otwarcia.

Messi dobrze robi, że wypisuje się z tego niepoważnego projektu. Wszystkie argumenty są po jego stronie. Każdy może mieć dość, kiedy gra się tylko jego pracą, a nie idzie za tym nic więcej. Nie dostał żadnego wsparcia, atakowany był nawet wewnątrz klubu. Nie stworzono mu normalnych warunków pracy. Długo brakowało mu trenera, z którym mógłby poczuć chemię. Pomyśleć jeszcze o rozwoju. Może Pep Guardiola pozwoli jeszcze przypomnieć o tych starych dziejach. Może właśnie tej duszy szalonego wizjonera zmieniającego pomysły w drodze na mecz brakowało Argentyńczykowi. Można śmiać się z tych fantazji Guardioli, ale to nie jest kwestia mitów. Nie ma przypadku w tym, że gdy Messi zaczął myśleć o nowym otwarciu, w pierwszej kolejności zadzwonił do starego druha.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Uwielbia opowiadać o świecie przez pryzmat piłki. A już najlepiej tej grającej mu w duszy, czyli latynoskiej. Wyznaje, że rozmowy trzeba się uczyć. Pasjonat futbolu i entuzjasta życia – w tej kolejności, pamiętajcie.