Mateusz Gamrot trafi do TOP 10 rankingu! I to jeszcze nie jest koniec (KOMENTARZ)

Zobacz również:Wszystko, co trzeba wiedzieć o walce Błachowicz - Reyes. Gościliśmy Dorotę Jurkowską, menedżer Janka (WIDEO)
Mateusz Gamrot
fot. Jeff Bottari/Zuffa LLC

Po fantastycznej, trwającej pięć rund batalii, Mateusz Gamrot pokonał Armana Carukjana i w najnowszej edycji rankingu federacji UFC znajdzie się w czołowej dziesiątce wagi lekkiej. To być może najważniejsze i najtrudniejsze zwycięstwo w karierze Polaka, które zbliża go do upragnionej walki o pas mistrzowski. Co więcej, obaj z Carukjanem pokazali, że są więcej, niż gotowi, na zdobywanie szczytu kategorii.

Miała być wojna na dystansie 25 minut i była wojna na dystansie 25 minut. Dużo strategii, techniki i świetnej obrony sprawiło, że ani Polak, ani Ormianin nie dali rady zakończyć starcia przed czasem, jednak dzięki temu otrzymaliśmy jeszcze więcej znakomitego MMA. Jeśli chcecie potwierdzenia, to siedzący przy samym oktagonie Chabib Nurmagomiedow poprosił o kolejne pięć rund.

Jak na tak wyrównaną walkę, sędziowie byli zaskakująco jednomyślni. Nie tylko wszyscy wypunktowali ją tak samo (48:47 Gamrot), ale też identycznie punktowali każdą kolejną rundę – pierwsze dwie przyznali Carukjanowi, który był mocniejszy w stójce. Atakował mocnymi kopnięciami i kilkukrotnie mocno trafił „Gamera” na żebra, jednocześnie znakomicie broniąc się przed obaleniami, nawet w sytuacjach kiedy świetny w tej płaszczyźnie Polak przechwytywał jego nogę.

O dziwo, mimo że obaj specjalizują się raczej w parterze, Arman znacznie lepiej czuł się dzisiaj na nogach. Jego jedyne sprowadzenie na początku walki skończyło się znakomitym „rolowaniem” Mateusza, który w sekundę potrafił wyjść z opresji i jeszcze na chwilę samemu przejąć kontrolę. Od tego momentu Ormianin wiedział, że o ile jest mocniejszy w stójce, o tyle w parterze trudno będzie znaleźć sposób na naszego fightera. Szczególnie że było to jednocześnie obarczone sporym ryzykiem.

Widząc początek walki z perspektywy kibica Gamrota, można było się nieco przestraszyć. Szybkość ciosów i moc, z jaką kopał Carukjan, nie była bynajmniej taką, do jakiej przyzwyczaili nas zawodnicy w wadze lekkiej, jednak ci spokojniejsi fani twierdzili, że przecież Ormianin nie może walczyć całych 25 minut na takiej intensywności, prawda?

Prawda. Już w trzeciej rundzie widać było, że momentami Arman trochę ciężej łapie powietrze. Przestał też kopać z aż taką intensywnością, a w jego obronie pojawiły się spore luki, co doprowadziło m.in. do pierwszych punktowanych sprowadzeń w wykonaniu „Gamera”. Odbiło się to zresztą na kartach sędziowskich, bo była to pierwsza wygrana przez Polaka runda.

Gdybyśmy oglądali walkę trzyrundową, tak jak pierwotnie planowano, wszystko zakończyłoby się w tym momencie pewną wygraną Carukjana. Niestety dla niego, do końca pojedynku pozostało jeszcze dwie, a my dowiedzieliśmy się, dlaczego Gamrot tak bardzo cieszył się na walkę wieczoru z pięcioma rundami. Kilkukrotnie sprowadzał przeciwnika do parteru w ostatnich dwóch odsłonach pojedynku i jeszcze wyraźniej było widać, że o ile w stójce przewagę ma rywal, o tyle z zapasami i grapplingiem Polaka nie ma szans – mimo że sam jest w tym naprawdę dobry.

Piątą rundę Mateusz wygrał bardzo wyraźnie, jednak to czwarta jest w tej chwili elementem kontrowersji. Z jednej strony stójka Armana była niezwykle dominująca. Gamrot upadł na matę po uderzeniu z obrotu, a w dodatku to Ormianin miał znacznie więcej tzw. znaczących uderzeń (21:7). Z drugiej chwilę po nokdaunie Gamrot zaliczył obalenie i kontrolę, a potem kolejne, zakończone przejęciem pleców na chwilę przed końcem walki i niemalże próbą duszenia. Jak to wypunktować? Sam przyznaję, że dałbym tę rundę Carukjanowi, jednak było to czyste „50/50” – wolisz nokdaun czy efektowny parter?

Sędziowie woleli parter i dobrze, że to oni, a nie ja, punktowali ten pojedynek. W dodatku zrobili to jednogłośnie, więc przynajmniej już wiemy, czemu to ci panowie robią to zawodowo. Oni nie mieli aż takich wątpliwości jak fani czy medialni eksperci – ci w większości dali zwycięstwo Carukjanowi, ale w międzynarodowym panelu Gamrot wygrał mniej więcej w 35-40% procentach przypadków, co pokazuje, że starcie było niezwykle bliskie.

Nie ma wątpliwości, że ta walka da Gamrotowi miejsce w samej czołówce wagi lekkiej. Na pewno będzie to TOP 10, innego wyjścia nie ma, jednak wydaje się, że Polak spokojnie ma argumenty do przeskoczenia będących na miejscach 7-9 Rafaela Dos Anjosa, Conora McGregora i Tony’ego Fergusona – trzy potężne nazwiska, jednak już w zasadzie po drugiej stronie rzeki.

Dos Anjos od lat nie wygrał z nikim z czołówki, Conor wygrał jedną walkę od 2016 roku, a Ferguson przegrał, choć z mocnymi zawodnikami, cztery ostatnie. Chyba czas, żeby przestali być w końcówce pierwszej dziesiątki tylko ze względu na swoją historię. Co więcej, dałbym tam również Carukjana, bo Ormianin pokazał w tej walce, że nie tylko zwycięzca, ale i on zasługuje by być wyżej niż to 11. czy 12. miejsce w rankingu. A w dodatku ma zaledwie 25 lat. Nawet jeśli chwilowo spadnie w rankingu, to możemy być pewni, że jeszcze w nim podskoczy – z potencjałem na wejście na sam szczyt.

Na szczęście to chwilowy problem Ormianina. My cieszymy się z tego, że Gamrot dostanie kolejnego rywala z wysokiej półki. Tylko kogo? Pierwsza piątka rankingu prawdopodobnie będzie miała swoje sprawy, choć sam „Gamer” po walce wyzwał na pojedynek Justina Gaethje. Wszystko zależy od tego, jak na niego spojrzą ludzie odpowiedzialni za ustalanie walk i, oczywiście, Dana White. Na ten moment wydaje się, że Beneil Dariush czy wspomniany Dos Anjos mogą być odpowiedzią na to pytanie. Choć nie obrazimy się, jeśli UFC rzuci Polaka na głęboką wodę. On sam wydaje się na to gotowy.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Uniwersalny jak scyzoryk. MMA, sporty amerykańskie, tenis, lekkoatletyka - to wszystko (i wiele więcej) nie sprawia mu kłopotów. Współtwórca audycji NFL PO GODZINACH.
Komentarze 0