„Dariusz, 58 lat, wizjoner, marzyciel, pasjonat tenisa, obdarzam ludzi pełnym zaufaniem” – taki profil z Tindera zawisł na Żylecie podczas rywalizacji w strefie spadkowej z Wisłą Kraków. Chwilowo rzutem na taśmę Legia z niej uciekła, ale wpakowała tam Białą Gwiazdę z Jerzym Brzęczkiem. Jest prawdopodobne, że wkrótce polski futbol straci z elity dwa z czterech najbardziej utytułowanych klubów. Na razie warszawska drużyna dostała malutki bodziec do przemiany, który oczywiście nie rozwiązuje większości problemów. Jeszcze nigdy nie było takiej presji na właścicielu Dariuszu Mioduskim, aby się poddał i sprzedał klub. I to takiej szeroko wychodzącej poza bramy stadionu.
Ruch Chorzów z 14 mistrzostwami kraju tuła się po trzecim poziomie rozgrywkowym, ale istnieje niebezpieczeństwo, że zaraz poza bańkę ekstraklasy wypadnie Wisła Kraków albo Legia Warszawa. Chociaż wydaje się, że tak wielkie firmy nawet po tragedii powinny się pozbierać i natychmiast wrócić do elity, zakręcenie kurka z pieniędzmi z Canal+ potrafi całkowicie zreorganizować funkcjonowanie klubu. Dlatego właśnie ich bezpośredni mecz przy Łazienkowskiej był przedstawiany jako ten o mityczne „sześć punktów”. Gdy biją się dwie wielkie, ale podupadłe i pokiereszowane marki, to jedna dostanie cień nadziei na lepsze jutro, a druga tylko utwierdzi się w beznadziei. I po czwartej kolejce wiosny to zdecydowanie gorsze nastroje będą panować w Krakowie.