Jeśli nie pasuje ci mainstream, kibicuj Aston Villi. Ma sukcesy, ładnie gra w piłkę i chce namieszać w tym sezonie Premier League

Zobacz również:Zwroty akcji w walce o utrzymanie i o Ligę Mistrzów. Scena gotowa na epilog sezonu (FIVE-A-SIDE)
fot. Neville Williams/Aston Villa FC via Getty Images

Skoro ograli mistrza Anglii 7:2, to znaczy, że są w stanie pokonać każdego. Aston Villa złapała ostatnio luz i urządza sobie przedwczesny karnawał w Premier League. A kibice klubu z Birmingham chwilowo nie muszą wzdychać do dawnych zwycięstw i trofeów.

Kiedy w 45. minucie meczu z Crystal Palace Tyrone Mings obejrzał czerwoną kartkę, można było pomyśleć, że gospodarze stracą koncepcję i w efekcie prowadzenie. Nic bardziej mylnego – drużyna Deana Smitha wyszła na drugą odsłonę, jakby grała nie w osłabieniu, ale z przewagą jednego zawodnika. Pressing, atak za atakiem, zabójcze kontry. Zwyciężyła 3:0 i choć przed nią teraz makabryczny kalendarz, wcale nie jest powiedziane, że sobie z nim nie poradzi. Widać, że The Villans porzucili uczucie strachu i wszystkim to wyszło na dobre.

Już poprzedni sezon pokazał, że potrafią grać w piłkę. Czasem oczywiście za mocno opierali się na dyspozycji dnia Jacka Grealisha, ale jednego nie można im było odmówić – bycia jakimś. Po awansie z Championship drużyny stawiają na różne strategie. Jedne zespoły chcą grać za wszelką cenę na własnych zasadach, płacąc za to szybką degradacją (Blackpool przed laty), inne zmieniają nastawienie wraz z kilkoma niepowodzeniami i potem już nie umieją wyjść z tego korkociągu (Huddersfield), ale zdarza się i tak, jak w przypadku Wolverhampton – wchodzisz z drzwiami i futryną, nie boisz się nikogo i szybko zdobywasz szacunek. Tą ostatnią drogą próbuje dzisiaj iść Leeds United.

PRZYWYKLI DO SALONÓW

Aston Villa sprawdzała różne warianty i o mały włos zakończyłoby się to katastrofą. Poczucie godności, które ich nie odstępowało, może jednak wynikać z DNA samego klubu, odnoszącego w przeszłości wielkie sukcesy, bywalca salonów. Granie w Championship takich marek po prostu nie interesuje. Przecież dla uśpionego giganta z Villa Park to 107. sezon w najwyższej klasie rozgrywkowej. Tylko Everton spędził w niej więcej czasu.

Jeszcze parę lat temu trudno było sobie wyobrazić Premier League bez Aston Villi. Różnie bywało na froncie, ale klub pozostawał w ekskluzywnym gronie tych, które od początku utworzenia rozgrywek zawsze nich występowały. Pożegnał się z ligą dopiero w 2016 roku, a trzy sezony spędzone na zapleczu były dla kibiców przykrą nowością. Ci najmłodsi nie mieli prawa pamiętać, kiedy coś takiego przydarzyło się wcześniej, bo w istocie Villa nie grała w elicie przez kilka sezonów, tyle że miało to miejsce na przełomie lat 60. i 70. ubiegłego stulecia.

Prawda jest taka, że przez ostatnie lata przed spadkiem do Championship, Aston Villa nie grała w Premier League. Ona w niej po prostu była, jakoś tam egzystowała. Walczyła o przetrwanie, praktycznie co roku balansując na krawędzi, kusząc los. Nawet poprzedni sezon, już po powrocie, jest tego żywym dowodem, a 17. miejsce tak naprawdę cudem. Tamta, a także kilka wcześniejszych kampanii to zawsze ostatnia szóstka tabeli. Obgryzanie paznokci do samego końca rozgrywek. Sam awans z Championship też nie był okraszony fajerwerkami. Zespół dostał się do Premier League przez play-offy, co oczywiście nie jest karalne. Zważywszy na to, jak żegnali się z poważną piłką, zbierając żałosnych 17 punktów i odnosząc zaledwie trzy zwycięstwa, sam powrót był wielkim triumfem.

Jack-Grealish.jpg
fot. Neville Williams/Aston Villa FC via Getty Images

STAĆ ICH NA GREALISHA

Stabilizacja w tym sezonie to olbrzymia zasługa Deana Smitha, o którym szeroko pisałem TUTAJ. Smith, jako prawdziwe dziecko Villa Park, które wychowało się na miłości do tego klubu, pamięta czasy, w których ekipa Rona Atkinsona kończyła jako wicemistrz. Zna wagę słowa „trofeum”. Villa ma ich w gablotach klubowych aż 21. Ale jest też rozsądnym człowiekiem i wie, że zwycięstwa nad West Bromwich Albion czy Crystal Palace nie czynią z jego drużyny jedenastki bogów.

Faktem jest, że Villa notuje najlepszy start od blisko dwóch dekad. W chwili, kiedy powstaje ten tekst, drużyna jest piąta w tabeli ligowej i ma tyle samo punktów co Chelsea, ale dwa mecze rozegrane mniej. Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie sobie psuł świąt rozmyślaniem na temat trudów kalendarza. A w nim czekają Chelsea, Manchester United, Liverpool w Pucharze Anglii, Tottenham i Everton.

Kiedy jednak wdzierasz się po raz pierwszy od dziesięciu lat do górnej połówki tabeli, porzucasz złe myśli i próbujesz wspiąć się jak najwyżej. Szczególnie, że za kierownicą siedzi taki piłkarz jak Grealish. Szef działu kreacji Villi czuje się jak ryba w wodzie, mogąc rozdzielać piłki do El Ghaziego, Traore czy Watkinsa. Gdyby grał w otoczeniu lepszych piłkarzy, miałby szansę zbliżyć się do liczb Bruno Fernandesa, ale często jego akcji nie ma po prostu kto skończyć. Nadchodzi okno transferowe i muszą się oczywiście pojawić pytania dotyczące przyszłości pomocnika, choć należy pamiętać, że Nassef Sawiris, właściciel Aston Villi, to drugi najbogatszy człowiek w Afryce, a także jedna z najzamożniejszych osób na świecie. Jest w stanie wydać 25 milionów dolarów na program wspomagający edukację studentów, naprawdę danie podwyżki Grealishowi nie stanowi dla niego problemu. A z tak grającej Aston Villi tak prezentujący się piłkarz będzie otrzymywał powołania do kadry i na bank pojedzie na EURO 2021, jeśli ktoś wcześniej nie połamie mu nóg, bo faule to jedyna rzecz, jaką mogą najczęściej zrobić rywale, gdy przychodzi do starcia z Grealishem.

Aston Villa v Liverpool - Premier League
Fot. Peter Powell - Pool/Getty Images

PREZENT NA ŚWIĘTA

Aston Villa gra w ostatnich tygodniach tak dobrze, że część ekspertów zastanawia się, czy taki Ross Barkley będzie w stanie wrócić do podstawowego składu, kiedy będzie już w pełni sił, bo przecież El Ghazi i Traore mocno się pod jego nieobecność nakręcili i błyszczą formą. Smith stworzył ciekawy, mocno zbalansowany skład, który ostatnio nie traci bramek, a w ofensywie wygląda więcej niż dobrze – Villa tylko w dwóch meczach tego sezonu nie potrafiła zdobyć bramki. Zgrana defensywa plus świetny bramkarz Emiliano Martinez działa jak należy, osiem czystych kont drużyny z Villa Park, najwięcej w lidze, nie wzięło się z przypadku.

Setny mecz Smitha w roli menedżera skończył się efektownym zwycięstwem. Menedżer dziękował piłkarzom za świąteczny prezent, ale wie, że nie wolno się zadowolić tym, co masz dzisiaj, bo jutro Premier League brutalnie cię zweryfikuje. Dla Smitha najważniejsze jest to, że dobre wyniki usuwają w cień krytyków – po przegranych meczach łatwo było wypominać mu, że klub wydał latem na transfery blisko 90 milionów funtów i to nie jest pierwsze tak bogate okno. Ale w końcu Chelsea czy Manchester City zaszalały jeszcze mocniej, a są w tabeli w sąsiedztwie The Villans.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz Canal+. Miłośnik ligi angielskiej, która jest najlepsza na świecie. Amen.