Jak powstaje trener. Miroslav Klose na drodze do kolejnej wielkiej kariery

Zobacz również:Piłkarz z własną podobizną na plecach. Leroy Sane — nowa ekstrawagancja Bayernu
kloseglowne1261480064.jpg
M. Donato/FC Bayern via Getty Images

Jako piłkarz zdobył globalną sławę, choć szedł po ścieżce, którą w jego czasach nikt już nie chodził. Teraz też idzie wbrew trendom i jako jeden z nielicznych wielkich niemieckich piłkarzy chce być trenerem. Zabrał się do tego w swoim stylu. Szczebel po szczeblu.

Podczas Euro 2008 Bastian Schweinsteiger i Lukas Podolski usiedli w okularach słonecznych na leżaczkach ustawionych na brzegu hotelowego basenu. Gdy kapitan Michael Ballack zobaczył, jak rozmawiają sobie w znakomitych humorach, zrugał ich. „Nie przyjechaliśmy tu odpoczywać, tylko wygrać turniej” - warknął. Kiedy obaj zdziwieni już zabierali się do obgadywania starego dziwaka, stanął obok nich uśmiechnięty Miroslav Klose. - No, wczasowicze. Musicie też zrozumieć Ballacka. Będąc kapitanem, jest pod ogromną presją, bo opinia publiczna uzależnia od niego sukcesy i niepowodzenia – napastnik usunął się tak nagle, jak się pojawił.

NIEWIDOCZNY PRZYWÓDCA

Klose był jednym z „niewidocznych przywódców”. Odkąd w reprezentacji zapanowały porządki Juergena Klinsmanna, nie był to tylko tytuł zwyczajowy, lecz wręcz oficjalny, nadawany przez sztab. Zanim Klinsmann objął kadrę, przez wiele lat przyglądał się sposobom, w jakie w amerykańskich sportach podchodzą do budowania atmosfery w drużynach. Dynamika grupy i jej aspekty psychologiczne stały się jednym z jego koników. W porozumieniu z Hansem-Dieterem Hermannem, psychologiem pracującym w jego sztabie, wybrał więc nie tylko kapitana zespołu, lecz także grupę nazwaną „niewidocznymi przywódcami”. Przed mundialem w 2006 roku Hermann wyłuszczył całej czwórce zadania, jakie będą na niej ciążyć. - Ich praca nie odbywała się na oczach trenera, tylko podczas wzajemnego kontaktu między piłkarzami podczas kolacji, w korytarzach hotelu, czy w salach telewizyjnych – tłumaczył w biografii Miroslava Klosego, autorstwa Ronalda Renga. Albo jak w 2008 roku, na brzegu hotelowych basenów.

POWOLNA SOCJALIZACJA

Na pierwszy rzut oka może dziwić, że akurat urodzonego w Opolu napastnika, który nie był wtedy najbardziej doświadczony w drużynie, Klinsmann wybrał do tej odpowiedzialnej grupy. A ściślej, dziwi, że wybrał go do grupy przywódców, nie, że do niewidocznych. „Niewidoczny” to słowo, które dobrze współgra z budowanym od dwóch dekad medialnym wizerunkiem najlepszego strzelca w historii mundiali. Zawsze starał się być możliwie w cieniu. Nie narzucać się, przemawiać na boisku, nie w gazetach. Ale jego rola ciągle ewoluowała. Gdy jeszcze ośmiogodzinna praca przy budowaniu dachów, praktyki w pracowni rentgenowskiej czy w zarządzie powiatu były świeże w jego pamięci, zawodowemu futbolowi tylko w milczeniu się przyglądał. Z czasem nabierał chęć, by mówić. Przyjaźń z Lucą Tonim i Franckiem Riberym otworzyła go na świat. A pięć lat spędzonych w Lazio Rzym całkowicie wydobyło go ze skorupy, w której tkwił od czasów młodości. Siedział w niej nie tylko ze względów czysto charakterologicznych, ale też językowych. Najpierw nauczył się francuskiego, gdzie kończył karierę jego ojciec. W tym kraju mieszkał nawet dłużej niż w Polsce. Na opolskim osiedlu był więc początkowo tym, który nie potrafił mówić. Sytuacja powtórzyła się kilka lat później w Niemczech. Doprawdy, trudno się dziwić, że młody Klose wyrażał siebie głównie poprzez futbol.

Gdyby nie ten wieloletni proces wychodzenia do ludzi, Klose nie mógłby dziś pracować w sztabie szkoleniowym jednego z najlepszych klubów świata. Nawet jako asystent trenera. Mecz Ligi Mistrzów z Chelsea będzie pierwszym oficjalnym starciem Bayernu Monachium, w którym usiądzie na ławce rezerwowych obok Hansa-Dietera Flicka. Pierwszy trening w nowej roli odbył ledwie dwa tygodnie temu. Ale nawet do tego momentu starannie się szykował. Bo Klose do trenerskiej kariery przygotowuje się tak, jak przygotowywał się do piłkarskiej. Bez przeskakiwania żadnego szczebla.

WYJĄTKOWE ŚCIEŻKI

Przez lata mówiło się o nim jako o wyjątku, który już się nie powtórzy. Przy obecnych możliwościach nie ma prawa się zdarzyć, by talent tego formatu do 20. roku życia grał w siódmej lidze. By trenować w klubie, zaczął dopiero jako 11-latek. By nigdy nie szkoliła go żadna akademia. To była droga w XXI wieku jedyna, niepowtarzalna. Droga Klosego. To, co były król strzelców mistrzostw świata robi po karierze piłkarskiej, też jest nietypowe, przynajmniej w niemieckim futbolu. Kiedyś od graczy jego formatu roiło się na niemieckich ławkach trenerskich. Im ktoś był lepszym zawodnikiem, tym większe miał szanse na dobry start w zawodzie. Ostatnia dekada całkowicie wywróciła jednak trend. Tamtejszym futbolem rządzą ci, którzy albo nie grali w piłkę, albo grali przeciętnie – od Kloppa, przez Loewa, Nagelsmanna, Tuchela, po Rangnicka. Pokolenie piłkarzy z lat 90. zostało zgorzkniałymi ekspertami piłkarskimi. Młodsi chwytają się innych zajęć. Jeśli zostają w piłce, to jako nowocześni działacze na menedżerskich stanowiskach. Z pokolenia reprezentantów Klinsmanna i Loewa jeden tylko Torsten Frings pracował jak dotąd w Bundeslidze. Zupełnie bez powodzenia.

ZDOLNOŚĆ UCZENIA SIĘ

By Klose stał się kandydatem na trenera, musiał zdecydowanie poprawić aspekt komunikacyjny, ale czysto merytoryczny talent dostrzegali w nim wszyscy. Także ci, którzy poznali go jako piłkarza w niższych ligach. Peter Rubeck, jego dawny trener, wspomina w książce Renga, że Klose nie tylko grał w piłkę, lecz także o niej myślał. - Zaczynał ją rozumieć. Nie każdy może się tym poszczycić. Niektórzy na przykład nie rozumieją, pod jakim kątem powinni podbiegać do obrońcy, aby odciąć mu dwie możliwości podania naraz. Niektórzy wiedzą, o co chodzi, ale podczas gry robią to źle – opowiadał. Już z tych najdawniejszych lat Klosego da się znaleźć opisy napastnika studiującego wzorce motoryczne obrońców rywala. Jego największym talentem nie była gra głową, czy umiejętność znalezienia się w odpowiednim miejscu, lecz fenomenalna zdolność uczenia się. Dostrzegał, że stoperzy, chcąc podać, najpierw spoglądali w dół na piłkę. Atakował ich więc dokładnie w tym momencie. Grając w FC Homburg, podzielił się z kumplem informacją, że środkowi obrońcy rywali najchętniej zagrywają do bocznego obrońcy. Dzięki temu często przechwytywał piłkę.

NAUKA Z TELEWIZJI

Ta cecha została z nim na bardzo długo. Obserwował w telewizji zachowanie Uwego Roeslera, napastnika Kaiserslautern, który ustawiał się na spalonym, za plecami obrońców i gdy ci tracili go z pola widzenia, szybko przebiegał na drugą stronę boiska, przez co gubili orientację, gdzie się znajdował, a potem sam powtarzał tę sztuczkę w meczach niższych lig. Na dodatkowych treningach strzeleckich w Kaiserslautern zostawał nie po to, by samemu uderzać na bramkę, ale by patrzeć, jak robi to Olaf Marschall i dopiero później próbować go naśladować. Samoukiem był jednak nie tylko w futbolu. Także na korcie tenisowym potrafił czasem zaskoczyć znajomych zagrywką podpatrzoną podczas meczu oglądanego w telewizji.

DZIENNICZEK PIŁKARZA

Wypowiedzi świadczące o trenerskim talencie można znaleźć praktycznie na każdym etapie jego kariery. Gdy poczuł się pewniej w pierwszej drużynie Kaiserslautern, zobaczył, że widzi znacznie więcej niż wcześniej. - Odbierałem grę na całym boisku jako o wiele bardziej złożoną. Dostrzegałem, dokąd biegł mój partner, jakie przestrzenie się otwierały. Wiedziałem, że mogę sprawić pojedynczym podaniem, że przewaga liczebna przeciwników znikała – wspomina. W Bremie zaczął w sposób bardziej zorganizowany podchodzić do własnej formy. Prowadził dziennik, w którym zapisywał każdego dnia wszystko, co uważał za ważne dla swojej gry. Nie tylko formę podczas treningu, ale również sen i jedzenie. „Poszczególne dni oceniał schematem sygnalizacji świetlnej: zielone – dobrze, żółte – w porządku, czerwone – słabo. Porównywał, co jadł w zielone dni i jak spał w czerwone, po czym wyciągał z tego wnioski: w dzień przed meczem zawsze musiał jeść sałatkę, ale w dzień meczu nigdy. Makaron bez sosu i tylko z parmezanem i oliwą. To mu pomagało. Możliwe, że ostry reżim żywieniowy miał na niego dobry wpływ, ale z całą pewnością pomagało również przeświadczenie, że dla sukcesu robi wszystko, że miał reguły, których mógł przestrzegać” - opisuje Reng.

OTWARTOŚĆ NA NOWE

Gdy nastały w reprezentacji czasy Klinsmanna, nie podchodził – jak większość konserwatywnego niemieckiego środowiska piłkarskiego – z nieufnością do jego amerykańskich metod, tylko powiedział sobie, że spróbuje. Zwykle, gdy napotykał coś nowego, tak sobie mówił, co dla przyszłego trenera jest bardzo ważną, jeśli nie kluczową cechą. - Nie zdziwię się, jeśli poprowadzi kiedyś klub w Bundeslidze. Dysponuje absolutnie fachową wiedzą, jest bardzo ambitny i cieszy się autorytetem. Ma swoje zasady i faktycznie kieruje się nimi w życiu – mówił kiedyś Uli Hoeness.

BEZ DRÓG NA SKRÓTY

Niewykluczone, że tym klubem stanie się sam Bayern. Ale pewnie nie od razu. Bo Klose nie uznaje dróg na skróty. Naukę zawodu akurat w Monachium wybrał, bo ma tam dobre możliwości rozwoju, a samo miasto stało się dla jego rodziny bazą po powrocie do Niemiec, a nie dlatego, że chce jak najszybciej objąć największy klub w kraju. Kiedy Oliver Bierhoff, dyrektor DFB, proponował mu dołączenie do sztabu Joachima Loewa od razu po karierze, odmówił. Odpoczywając przez rok od futbolu, spotykał się z wieloma ludźmi, od których mógłby się czegoś ciekawego dowiedzieć o piłce i zawodzie trenera. Do reprezentacji dołączył dopiero dwanaście miesięcy od pierwszej oferty. Gdy po przegranym mundialu dostał pracę w Bayernie Monachium, nie wziął którejś z bardziej eksponowanych drużyn młodzieżowych, czy jako asystent w pierwszej drużynie, lecz doprowadził do półfinału mistrzostw Niemiec drużynę do lat 17., składającą się w dużej mierze z piętnastolatków. Po roku Hasan Salihamidzić, dyrektor sportowy, chciał go przesunąć wyżej, do zespołu U19, ale Klose stanowczo odmówił, uznając, że to dla niego za wcześnie. Na awans zgodził się dopiero teraz, po drugim sezonie prowadzenia zespołu U17, gdy poprosił go o to Flick, z którym znają się z lat współpracy w kadrze. Równocześnie rozpoczyna udział w kursie na licencję UEFA Pro.

POKORA WOBEC ZAWODU

Takie podejście bardzo się podoba w samym klubie. - Był światowej klasy napastnikiem. Na mundialach strzelał nawet częściej niż legendarny Gerd Mueller. Jednak mimo nazwiska i życia pełnego sukcesów, jako trener wybrał ciernistą drogę. Zbiera doświadczenia, stara się przebijać w górę. U innych byłych zawodników często ma się wrażenie, że chcieliby od razu prowadzić Real Madryt. Jednak każdy piłkarz, nieważne, jak dobrze grał, powinien najpierw sam pozbierać doświadczenia i udowodnić, że się do tej pracy nadaje. Tak, jak Miro – mówił w „Abendzeitung” Karl-Heinz Rummenigge. Dla Klosego, który już w czasach Lazio czuł, że fascynuje go strategia gry i bycie trenerem może być jego przyszłością, taka droga od początku była oczywista. - Jako piłkarz też zaczynałem w mniejszych zespołach, a nie od razu w zawodowych klubach. Gdybym chciał coś przeskoczyć, tylko bym się skaleczył. Tak się nie da. Dobra kariera piłkarska nie czyni trenerem. To nowa praca, wymagająca kompletnie innej perspektywy. Nigdy nie powiedziałbym, że jestem gwiazdą, która potrafi wszystko – opowiadał w „SportBildzie”.

WSPÓLNA NAUKA Z LOEWEM

To nie oznacza jednak, że nie uzbierał w trakcie kariery doświadczeń, z których może czerpać. Odprawy taktyczne Loewa, jeszcze w czasach, gdy ten był asystentem Klinsmanna, uznawał za fascynujące. „To było to, co kochał w piłce. Odszyfrowywanie strategii. Loew rozbijał grę przeciwnika na czynniki pierwsze” - pisze Reng. Korzyść była jednak obopólna. - Czasami sobie myślałem, że mogę od Mira nauczyć się czegoś jeszcze jako trener. Wiedział absolutnie wszystko o grze na pozycji napastnika. Miał wyjątkowe spojrzenie na to, jak napastnik powinien się poruszać po boisku, które strefy powinien atakować i jak współpracować z partnerami. Jako trener też mogłeś sobie coś z tego przyswoić – opowiada niemiecki selekcjoner. Nic dziwnego, że gdy włączył Klosego do sztabu, powierzył mu pracę z napastnikami. Treningi nie polegały jednak tylko na opowiadaniu o własnych doświadczeniach. „Analizował wideo z treningów, poprawiał ścieżki poruszania się zawodników i zagrywania piłek, sposoby podbiegania do rywali, a także odległości między piłkarzami” - opisywała jego zadania „Sueddeutsche Zeitung”.

ZADOWOLENI SELEKCJONERZY

Co dość zaskakujące, osoby, które poznały go jako piłkarza, wskazują nie tylko na jego zmysł taktyczny, lecz także umiejętność działania w grupie i dobierania obciążeń treningowych. Klinsmann był zachwycony tym, jak Klose wywiązał się podczas mundialu z roli niewidocznego przywódcy. - Uważnie czytał ludzi, miał dobrego nosa i wiedział, kto potrzebuje słowa otuchy, a kto wskazówek taktycznych. Rozmawiał z chłopakami spokojnie, nie patrzył na nikogo z góry, bo to nie byłoby zgodne z jego naturą – opowiadał.

Loewowi z kolei zaimponował świadomością przed mundialem w 2010 roku, na który pojechał po praktycznie roku siedzenia na ławce w Bayernie. Sezon bez gry nadrobił trzytygodniowym okresem przygotowawczym, który zafundował sobie praktycznie sam. - Miro dokładnie wiedział, czego potrzebuje, żeby odzyskać formę. W pewnym sensie podczas obozu przygotowawczego mógł sam ustalać treningi od rana do wieczora. Gdy mówił, że potrzebuje konkretnej dawki treningu siłowego i prędkościowego, wiedziałem, że mogę polegać na jego ocenie. Byłem pewien, że wie, co mówi – wyjaśnia selekcjoner. Podczas kolejnego, wreszcie zwycięskiego mundialu, przydały mu się z kolei doświadczenia z siedzenia na ławce Bayernu. - Dziś mogę powiedzieć, że doświadczenie zdobyte u Van Gaala było świetne. Czułem, jak trudno było utrzymać sprawność fizyczną bez gry, jak trudno było hamować frustrację dla dobra drużyny. Nauczyłem się być rezerwowym – mówił. Już w tamtych czasach, gdy otaczał troską młodych, jak Toni Kroos, wchodzących do drużyny, mówiono o nim, że był piłkarzem, ale myślał jak trener. Nic dziwnego, że po takich doświadczeniach jeszcze jako aktywny zawodnik pomagał Simone Inzaghiemu, rozpoczynającemu karierę szkoleniową w Lazio. Przedłużeniem trenerów Klose był już na długo przed tym, gdy ostatecznie zszedł z boiska.

WYCHOWANIE TRENERA

W czasach wymiany pokoleniowej wśród czołowych trenerów świata kluby coraz częściej muszą same wychowywać sobie szkoleniowców. Często szansę dostają w ten sposób kandydaci trochę przypadkowi i nie do zawsze przygotowani. Tak było nawet z samym Flickiem, którego przecież nikt w samym Bayernie nie podejrzewał, że sprawdzi się aż tak dobrze. Przypadek Klosego można uznać za przejaw długofalowego planowania. W tej kwestii Bawarczycy nie chcą niczego zostawić przypadkowi i kolejnego Guardiolę, Zidane'a, czy Enrique chcą sobie stworzyć sami. Skrojonego na swoją miarę. Czyli mającego globalną sławę i jednocześnie bardzo przyziemnego. Takiego jak Bayern. Takiego jak Miroslav Klose.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Prawdopodobnie jedyny człowiek na świecie, który o Bayernie Monachium pisze tak samo często, jak o Podbeskidziu Bielsko-Biała. Szuka w Ekstraklasie śladów normalności. Czyli Bundesligi.