Jak będzie wyglądał bramkarz przyszłości? Jedenaście kroków fascynującej ewolucji

Zobacz również:Najbardziej romantyczny beniaminek od czasów Newcastle Keegana. Czy Leeds zderzy się ze ścianą?
Manuel Neuer - FC Bayern München
Fot. Roland Krivec/DeFodi Images via Getty Images

W ciągu ostatniej dekady Ligi Mistrzów wskaźnik długich podań bramkarzy spadł z 76 do 46 procent. Zmianę widać nie tylko w krótkim rozgrywaniu od bramki, ale też w heatmapach, gdzie średnia pozycja klasycznego łapacza piłek coraz mocniej oddala się od pola karnego. Grający na 30. metrze Pau Lopez, bramkarz Marsylii za chwilę może stać się codziennością.

Lopez nie jest anomalią. Gdyby się dobrze rozejrzeć, takich bramkarzy w Europie znajdziemy więcej. Nawet Gigi Donnarumma w listopadowym meczu z Lipskiem (2:2) co chwilę zapędzał się za pole karne, wchodząc do bloku obronnego między Presnela Kimpembe a Marquinhosa.

W Slavii Praga wysoko gra Ondrej Kolar, w Reims – Pedrag Rajković, a w Magdeburgu nową jakość wnosi Dominik Reimann. Niemiecki klub aktualnie gra w 3. lidze, ale trener Christian Titz zrobił z niego nowoczesną maszynkę do wygrywania. Sercem zespołu jest bramkarz, który jednocześnie jest też graczem z pola. Titz mówi, że to żadne ryzyko skoro w ciągu ośmiu lat tylko raz widział, by jego zawodnik dostał piłkę za kołnierz.

1
Koniec łapaczy

Ewolucja bramkarzy trwa od dobrych 30 lat. Wystarczy przypomnieć, co działo się przed 1992 rokiem. Mecz Irlandii z Egiptem (0:0) na mundialu we Włoszech zasłynął tym, że ludzie od bronienia ukradli w sumie 10 minut gry. Piłkarze aż 46 razy wycofywali piłkę do bramkarzy, bo ci mogli łapać ją w ręce po podaniach od kolegów z zespołu. Ta asekurancka gra tamtej epoki momentami dochodziła do absurdów, gdy Graeme Souness w 1987 roku w meczu Pucharu Europy z Dynamem Kijów zrobił 70-metrowy przerzut do tyłu.

Futbol zaczął się kurczyć. Padało coraz mniej bramek, więc zaraz po Euro 92 wprowadzono zasadę, w której bramkarz musi nauczyć się grać nogami. Jonathan Wilson, dziennikarz Guardiana i autor świetnych książek mówi, że ta zmiana całkowicie odmieniła futbol. Patrząc jak gra dziś Pau Lopez w Marsylii, a jak grał Irlandczyk Patt Bonner, jest to przepaść. Ten drugi mówił w „The Irish Times”, że nowe zasady zabiły jego karierę.

2
Lekcje podawania

Nowe reguły wymagały nowych przyzwyczajeń. Niektórzy twierdzą, że to z tego powodu Liverpool w latach 90. nie był w stanie wygrywać mistrzostw Anglii. Nagle skończyła się taktyka trzymania 1:0 i podań do Bruce’a Grobbelaara, by ten kradł czas. Podczas pierwszego El Clasico w 1992 roku piłkarze Barcelony i Realu tylko dwa razy wycofali piłkę do bramkarza, bo nie mieli do niego zaufania.

Trudno się temu dziwić, gdy co chwilę pojawiały się komiczne sytuacje jak ta w lidze angielskiej z Simonem Traceyem. Bramkarz Sheffield United przyjął piłkę i w ostatniej chwili zapomniał, że nie może jej łapać. Zaplątał się w rozpaczliwym dryblingu, który zaprowadził go pod linię boczną. Ostatecznie wpadł na chłopca od podawania piłek, starł się z napastnikiem i stworzył gotowca do kasety VHS z futbolowymi jajami.

3
Zabawa Bartheza

Johan Cruyff już wtedy mówił: „W mojej drużynie bramkarz jest pierwszym napastnikiem”. Andoni Zubizaretta nagle zaczął wchodzić do tzw. „dziadka”, by szlifować grę nogami. Kolejne lata pokazały, że nie da się już być tylko gościem od bronienia. Bramkarz przestał być pionkiem na szachownicy z ograniczonymi ruchami. Fabien Barthez w rozmowie z „France Football” mówił: „Kiedy weszły nowe zasady, poczułem krew. Stwierdziłem, że od teraz będę miał więcej zabawy”.

W kwietniu 1997 roku w spotkaniu Inter – Monaco mogliśmy zobaczyć Francuza w polu, gdy drużyna goniła wynik. Barthez oddał nawet strzał, a chwilę potem wykonał rzut rożny. W innych meczach często wykonywał auty, wikłał się w dryblingi, co nie zawsze wychodziło na dobre i przyprawiało mu gębę klauna.

4
Drybling z koszykówki

Barthez mimo licznych błędów wpisuje się w wąskie grono bramkarzy, którzy dołożyli cegiełkę do ewolucji tej pozycji. Ten proces trwa 30 lat, ale nie zapominajmy, że jeszcze na początku XX wieku zdarzały się inne cuda. Mianowicie bramkarz mógł łapać piłkę na własnej połowie, co wykorzystywał niejaki Richmond Roose z Sunderlandu. Nie ma w tym temacie żadnych nagrań, ale jeśli wierzyć kronikarzom, facet potrafił mijać rywali, kozłując piłkę jak w koszykówce. – Nie wiem, dlaczego inni tego nie robią? – pytał.

Zasadę zmieniono w 1912 roku. Odtąd bramkarz mógł łapać piłkę tylko we własnym polu karnym. Mimo to w rolę „obrońców” lubili wcielić się Węgier Gyula Grosics w latach 50. oraz Holender Heinz Stuy dwie dekady później. Lata 90., czyli czasy nowych reguł, też miały swoje perełki. W Ameryce Południowej Rene Higuita, Jorge Campos albo Jorge Chilavert nie chcieli być tylko ludźmi od bronienia. We Francji ludzie łapali się za głowę, widząc Pascala Olmetę w Marsylii, pędzącego środkiem boiska przez 40 metrów, żeby przyspieszyć akcję własnej drużyny.

5
Rewolucja Schmeichela

Ostatnia dekada XX wieku wyniosła też na szczyt Petera Schmeichela. Duńczyk przychodził do Premier League w wieku 28 lat i był absolutnym powiewem świeżości. Nie tylko słynął z „pajacyków”, ale też prosił sir Alexa Fergusona, by brać udział w normalnych sesjach treningowych. Widział, że piłka się zmienia i że musi lepiej grać nogami. Był pierwszym graczem w nowym rozdaniu, który fatalnie pomylił się przy przyjęciu piłki i dopuścił do bramki Mo Johnsona.

Zdarzały mu się błędy, ale zaraz potem potrafił dać drużynie coś extra. W 1994 roku podczas Boxing Day pobiegł w pole karne i pomógł Gary’emu Palisterowi strzelić gola przeciwko Blackburn. Do historii przeszły jego słynne wyrzuty, piłki rzucane na 40 metrów i często służące jako asysty. Przykładowy mecz z Sunderlandem (5:0) pamięta się ze względu na słynnego loba Erica Cantony, ale właśnie w tym samym spotkaniu Schmeichel potrafił cisnąć piłkę przez pół boiska i wprowadzić Ole Gunnara Solskajera na wolne pole, by ten strzelił gola.

6
Valdes u Guardioli

Schmeichel w pewnym momencie był wzorem nowoczesnego bramkarza. Reprezentował mentalną zmianę, że nawet ktoś, kto stoi między słupkami może pomagać w akcjach ofensywnych. Edwin van der Sar mówił, że w Ajaxie w latach 90. już drugiego dnia po wejściu nowych przepisów bramkarze mieli sesje, pomagające lepiej kontrolować piłkę. Obrońcy dzięki temu zyskiwali zaufanie tak, by ponad dekadę później, w 2011 roku całkowicie włączyć golkipera w rozgrywanie akcji. Pep Guardiola brał na rozmowy Victora Valdesa i mówił, że każdy jego błąd bierze na siebie.

Mówiło się nawet o gotowych wyliczeniach, że krótkie rozgrywanie z bramkarzem we własnym polu karnym daje więcej przewag i stworzonych okazji niż straconych goli. Andres Iniesta w „Guardianie” mówił: – U nas bramkarz zawsze był traktowany jako jedenasty gracz do rozgrywania.

Wkrótce inni trenerzy zaczęli kopiować Guardiolę.

7
Ederson, czyli precyzja lasera

To, że bramkarz jest jedenastym piłkarzem pokazał wkrótce Manuel Neuer. Zrobił to w najlepszym możliwym czasie, czyli podczas mistrzostw świata. Mecz Niemiec z Algierią do dziś pamiętany jest z jego radykalnie ofensywnej gry, wychodzenia daleko poza pole karne, przecinania podań i rozbijania ataków. Neuer mówił potem, że jest takim samem graczem jak każdy inny, tyle że ma przywilej łapania piłki w ręce.

Niedługo potem Pep Guardiola w Manchesterze City zrezygnował z Joe Harta, bo ten kiepsko radził sobie z piłką przy nodze. Nastał czas Claudio Bravo, a gdy ten blado wypadał w statystykach podań, sięgnięto po Edersona. Brazylijczyk grał kiedyś w futsalu, strzelał gole w kategoriach młodzieżowych, a w Benfice od początku wiedział, że nogi musi mieć tak samo sprawne jak ręce.

Wkrótce świat zobaczył szybkie, otwierające wykopy bramkarza Manchesteru City. Guardiola mówi, że nie ma na świecie człowieka w bramce, który lepiej posługuje się stopami.

8
Cuda Pollersbecka

Bramkarze doskonale śledzą te trendy. Wielu z nich wzoruje się na Edersonie, ale też wielu potem wpada na minę. Kevin Trapp zaraz po transferze do PSG powiedział, ze doskonale wie, czego oczekuje od niego trener. Zarzekał się, że jest bramkarzem nowej ery, po czym kilka tygodni później zaliczył klopsa w starciu z Bordeaux.

Hugo Lloris mówi, że od tego nie ma już odwrotu: musisz zaliczyć kilka wpadek, żeby się tego nauczyć. – Kiedy zaczynałem, trener mówił: kop jak dalej. Teraz chce, żebym szybko myślał i podawał pod presją napastników – mówił. W pewnym momencie bramkarze nie tylko zaczęli konstruować akcje, ale też wychodzić na 30. albo 40. metr. W Hamburgu doskonałym przykładem takiej gry był Julian Pollersbeck, dzisiaj siedzący na ławce Lyonu.

9
Gramy na Torwartkette

Przykład Pollersbecka nie wynika z tego, że nagle zachciało mu się atakować. Wynika z pomysłu trenera Christiana Titza, o którym było wyżej i który od lat nie wyobraża sobie grać inaczej. W „Hamburger Morgenpost” opowiadał kiedyś historie o swoim synu cierpiącym na reumatyzm. Chłopak nagle nie mógł wykonywać sprintów, więc został przesunięty na bramkę, a że dalej świetnie radził sobie z piłką, trener zachęcał go, by angażował się w akcje. Niemcy mają na to nawet termin Torwartkette, czyli coś na wzór łańcucha. Tylniej straży.

Pollersbeck w czasie gry w HSV miał w meczu średnio 60 kontaktów z piłka, z czego większość poza polem karnym. W sezonie 2018/19 jedynym bramkarzem, który grał równie ofensywnie był Kenneth Kronholm z niemieckiego Holstein Kiel. Innymi z nietypowymi heatmapami byli Manuel Neuer, Marc-Andre Ter Stegen, Roman Buerki, Andre Onana oraz Gregor Kobel, wówczas z Hoffenheim, a obecnie BVB.

10
Obserwuj Marsylię

Na ten moment bramkarzem, którego warto obserwować jest Pau Lopez w Marsylii. Szerzej o taktycznym bigosie Jorge Sampaolego pisałem tutaj – w tym klubie wszystko jest możliwe, łącznie z tym, że kiedyś na bramce może stanąć piłkarz z pola. Johan Cruyff miał kiedyś taki pomysł, ale asystenci Rexach i Bruins Slot wybili mu to z głowy.

Pewne jest jedno: trening młodych bramkarzy musi być dziś przeprojektowany tak by przykładowy 7-latek rozwijał się na obu polach jednocześnie. Spełnia się sen Jorge Camposa, by bramkarze mieli większą swobodę ofensywną. Edouard Mendy z Chelsea w rozmowie dla „Four Four Two” już dziś mówi: – Gdybym miał zagrać w polu, to dałbym sobie radę.

11
Bramkarz jako siódmy pomocnik

W 2005 roku był taki mecz jak Manchester City – Middlesbrough (1:1), gdy trener Stuart Pearce kazał Davidowi Jamesowi założyć koszulkę gracza z pola i posłał go na plac gry na ostatnie pięć minut. Taktyka prawie zadziałała, bo James wygrał jedną z główek, po której City dostało rzut karny. Robbie Fowler ostatecznie zmarnował jedenastkę, zespół nie awansował do Pucharu UEFA, ale historia Jamesa poszła w świat.

Trzy lata temu ciekawe światło na temat przyszłości bramkarzy rzucił Thiago Motta w „La Gazzetta dello Sport”. Jeszcze jako trener U-19 w PSG powiedział, że chce grać ustawieniem 2-7-2. Mianowicie bramkarz w pewnych fazach meczu wychodziłby przed środkowych obrońców i grał jako „szóstka”. – Marzy mi się mieć siedmiu pomocników – powiedział Motta. Jedno jest pewne: ewolucja bramkarzy trwa. Kolejne cuda przed nami.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Żebrak pięknej gry, pożeracz treści, uwielbiający zaglądać tam, gdzie inni nie potrafią, albo im się nie chce. Futbol polski, angielski, francuski. Piszę, bo lubię. Autor reportaży w Canal+.
Komentarze 0