Ile znaczy zepsuty faks. Eric Maxim Choupo-Moting, czyli idealny wiceLewandowski

Zobacz również:Piłkarz z własną podobizną na plecach. Leroy Sane — nowa ekstrawagancja Bayernu
Bayern Monachium
Boris Streubel/Getty Images

Strzelił jednego z ważniejszych goli w historii PSG, lubili go kibice na Parc des Princes, a teraz jest superrezerwowym Bayernu Monachium. Kameruńczyk wyspecjalizował się w roli zmiennika gwiazd. Ale pewnie nigdy nie dotarłby na ten poziom, gdyby w sekretariacie Hamburgera SV sprzęt nie odmówił posłuszeństwa.

Miał 22 lata, za sobą pięćdziesiąt meczów w Bundeslidze, gola strzelonego Juventusowi i udział w mistrzostwach świata, gdy w styczniowe popołudnie siedział w siedzibie swojego klubu, gorączkowo wertując podstawiony mu chwilę wcześniej pod nos kontrakt. W Hamburgerze SV nigdy tak do końca w Erica Maxima Choupo-Motinga nie wierzyli. Jasne, gdy w 2007 roku został wybrany Juniorem Roku w niemieckiej piłce i równolegle strzelił gola w sparingu z Juventusem, dość szybko dano mu zadebiutować w pierwszej drużynie. Ale tak naprawdę się w niej nie nagrał. HSV zaprzątało sobie głowę walką o czołowe miejsca i w europejskich pucharach, a nie wpuszczaniem zdolnych wychowanków. Mocniej zaistniał na wypożyczeniu do Norymbergi, ale po powrocie sytuacja się nie zmieniła. Więc w tamten dzień zamknięcia zimowego okna transferowego miał odejść do walczącej o utrzymanie Kolonii. W umowie wszystko się zgadzało, więc podpisano ją i o 17.54 wysłano do centrali DFL. Jednak faks nie wyszedł. Po kilku próbach, w końcu udało się dostarczyć potrzebne dokumenty. O dwanaście minut za późno. Transfer nie doszedł do skutku. Całą wiosnę piłkarz spędził w IV-ligowych rezerwach.

SPOTKANIE Z TUCHELEM

Można dziś tylko fantazjować, co by się stało, gdyby faks wtedy zadziałał. Na pewno nie miałby ksywki "Faxim". No i raczej nie byłby teraz zmiennikiem Roberta Lewandowskiego w Bayernie. Bo są obawy, że nigdy nie poznałby Thomasa Tuchela. Po półrocznej odstawce od zawodowej piłki trafił do FSV Mainz prowadzonego przez tego trenera i rozegrał tam najlepszy sezon w życiu. A potem jeszcze kolejny. Tylko w drużynie Tuchela Choupo-Moting potrafił strzelać po dziesięć goli w sezonie ligowym. Gdy Moguncja stała się dla nich za ciasna, każdy poszedł w swoją stronę. Napastnik do Gelsenkirchen, trener do Dortmundu. Wspólne trzy lata miały się jeszcze kiedyś opłacić.

ZNALEZIONY ZMIENNIK

Przez wiele lat podkreślano, że Bayernowi Monachium brakuje zmiennika dla Roberta Lewandowskiego. Że bardzo trudno znaleźć kogoś, kto z jednej strony potrafiłby odpowiednio dużo, by coś wnieść do tak wielkiej drużyny, a z drugiej, pokornie godziłby się z rolą zmiennika piłkarza, który niemal nigdy nie odpoczywa i z rzadka miewa kontuzje. W ciągu siedmioletniego pobytu Polaka w Bawarii próbowano w tej roli Claudio Pizarro czy Sandro Wagnera, ale żaden do końca w niej nie przekonał. Zeszłoroczne przygarnięcie ponad 30-letniego Kameruńczyka też traktowano raczej jako dowód nieudolności Hasana Salihamidzicia, krytykowanego dyrektora sportowego. Jednak akurat ten ruch wypalił.

REWELACYJNY BILANS

W tym sezonie Choupo-Moting w dziewięciu meczach strzelił już siedem goli i zaliczył trzy asysty. Zdobywa bramkę średnio raz na 28 minut pobytu na boisku. Oczywiście, że wynik podbijają gole wbite amatorom w pierwszej rundzie Pucharu Niemiec, ale z drugiej strony, Julian Nagelsmann podkreślał po tamtym meczu, że nie każdy piłkarz mający ponad 200 meczów w Bundeslidze, miałby ochotę dawać z siebie wszystko w starciu z niskoligowym rywalem. Kameruńczyk miał ochotę. Zawsze ma. W trakcie całego pobytu w Bayernie rozegrał tak niewiele minut, że gdyby je zsumować, zamknęłoby się to tylko w siedemnastu pełnych meczach. Strzelił w nich jednak aż szesnaście goli i zaliczył cztery asysty. To rewelacyjny bilans, zwłaszcza jak na piłkarza, za którego transfer nikt nigdy nie zapłacił nawet centa. A on nie tylko został w ostatnich latach kolekcjonerem trofeów, ale też kimś, kto rzeczywiście dokłada do nich cegiełkę.

WIECZÓR MARZEŃ

W Paryżu, choć był mniej skuteczny, było zresztą podobnie. Bo przecież po ćwierćfinale Ligi Mistrzów z 2020 roku ten jeden raz wszyscy mówili nie o Neymarze czy Kylianie Mbappe, lecz o rezerwowym, który wszedł w ćwierćfinale z Atalantą Bergamo na jedenaście minut, zaliczając w tym czasie asystę i strzelając zwycięskiego gola. Jednego z najważniejszych w historii PSG, bo pozwalającego przełamać ćwierćfinałową klątwę. A przecież w kadrze na turniej finałowy znalazł się tylko dlatego, że Edinsonowi Cavaniemu wygasła już umowa i nie miał ochoty przedłużać jej o dwa miesiące. Mimo że w paryskim gwiazdozbiorze można by go w ogóle nie zauważać, kibice mieli do niego słabość i często na Parc des Princes fetowali jego nazwisko. Przez szatnię też był dobrze przyjmowany. Biegle mówi po francusku, angielsku i niemiecku, więc był ważnym łącznikiem różnych frakcji. A przy tym jest spokojny i wyluzowany. Tuchel wiedział, że ktoś taki dobrze wpływa na atmosferę, która w ekipie takiej jak PSG jest kluczowa. Dlatego po spadku Stoke City z Premier League, zadzwonił po pozostającego bez klubu dawnego napastnika Moguncji.

ZAHAMOWANY W SCHALKE

Do tego momentu kariera Kameruńczyka toczyła się jak zwykłe życie piłkarza, po którym wiele sobie obiecywano i który nigdy w pełni nie wykorzystał talentu. Wychowany na betonowych boiskach hamburskich dzielnic, przebijał się przez lokalne kluby i HSV do Bundesligi oraz młodzieżowych reprezentacji Niemiec, lecz jako senior wybrał reprezentowanie kraju ojca. Bo chciał pojechać na mundial w Afryce i grać u boku Samuela Eto’o, którego w dzieciństwie podziwiał. Po dobrych sezonach w FSV Mainz przeszedł do Schalke, gdzie utknął i został zapamiętany głównie z ulicznych sesji zdjęciowych z Kevinem-Princem Boatengiem i Dennisem Aogo. Roczny pobyt w Premier League zakończył spadkiem. Kariera jakich wiele. Jeden telefon od byłego trenera przeniósł go jednak w inną galaktykę.

FAJNE PARYSKIE ŻYCIE

Choupo-Moting wiódł w Paryżu fajne życie. Jako że lubi uliczną modę i miejską sztukę oraz kulturę hiphopową, miasto mu się podobało. Śmigał po nim na rolkach, podziwiał obrazy Banksy’ego na ścianach i breakdancerów tańczących na ulicach. Bywał u kumpla, który ma galerię sztuki. A przy tym kolekcjonował trofea, których wcześniej nigdy nie widział z bliska. Kiedy kontrakt wygasł, wydawało się, że nic go już lepszego w życiu nie spotka. Czekając, aż gdzieś się znów zaczepi, trenował z ojcem na swoim dawnym hamburskim boisku. Wpadał tam zresztą często. Za co jest lubiany i ceniony. Bo nigdy nie przestał być gościem z blokowiska, który pamięta, skąd pochodzi. Żonę poznał jeszcze w szkolnych czasach, większość kumpli też zna jeszcze z osiedla. Nagle telefon znów zabrzęczał. To Salihamidzić uznał, że kogoś takiego Bayernowi trzeba.

GOLE Z PARYŻEM

Przyjęło się, że monachijczycy odpadli w poprzedniej edycji Ligi Mistrzów już w ćwierćfinale, bo Lewandowski doznał kontuzji, a Bayern nie miał jego odpowiedniego zastępcy. To może być prawda, bo różnica klas między oboma napastnikami jest gigantyczna. Jednak nie można powiedzieć, że Choupo-Moting w tamtym dwumeczu zawiódł. W starciu na bardzo wysokim poziomie, przeciwko czołowym obrońcom świata, zdołał zdobyć dwie bramki, robiąc więcej, niż oczekiwano. Zwłaszcza że spodziewano się, iż Hansi Flick w ogóle go nie wystawi, przestawiając do środka ataku zawodnika z innej pozycji. Uznał jednak, że Kameruńczykowi niczego nie brakuje. Bo przecież do siły fizycznej dokłada jeszcze naprawdę niezłą technikę.

PRZEDŁUŻONY KONTRAKT

Niemal cały zaciąg uzupełnień składu znalezionych przez Salihamidzicia okazał się kompletnymi niewypałami, z którymi dyrektor sportowy coś musiał później zrobić. Ale akurat Choupo-Moting sprawdził się na tyle, że Bayern przedłużył jego kontrakt o dwa lata. Wielu zawodników podkreśla nie tylko jego umiejętności, ale też to, jakim jest człowiekiem i jak wiele daje zespołowi. Wygląda więc na to, że po latach monachijczycy wreszcie mają nieźle obsadzoną rolę wiceLewandowskiego. A że Julian Nagelsmann potrafi i lubi pracować z napastnikami, Kameruńczyk może jeszcze przeżyć w Monachium przygodę życia. Z czasem coraz lepiej widać, że Tuchel nie pociągnął go ze Stoke do Paryża po prostu po znajomości. Chyba że po znajomości cech, które przydają się w każdej szatni. Nawet najbardziej gwiazdorskiej.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Prawdopodobnie jedyny człowiek na świecie, który o Bayernie Monachium pisze tak samo często, jak o Podbeskidziu Bielsko-Biała. Szuka w Ekstraklasie śladów normalności. Czyli Bundesligi.