Historia Romelu Lukaku, czyli obraz złej polityki transferowej Chelsea

Zobacz również:Najbardziej romantyczny beniaminek od czasów Newcastle Keegana. Czy Leeds zderzy się ze ścianą?
romelu lukaku.jpg
fot. Mohammad Karamali/DeFodi Images via Getty Images

Romelu Lukaku to największa porażka Chelsea od dawna. Londyńczycy zapłacili za niego w sumie prawie 100 milionów funtów, uczynili najlepiej zarabiającym piłkarzem w historii klubu, żeby po 11 miesiącach próbować pozbyć się go za „grosze”. Na całą tę sagę trzeba jednak patrzeć szerzej. To nie tylko opowieść o jednym niewypale transferowym, ale także nieudanej walce Lukaku o międzynarodowe uznanie i przede wszystkim podsumowanie niezdarnej polityki transferowej prowadzonej na Stamford Bridge w ostatnich latach.

– Thomas Tuchel nie utrzymuje żadnej relacji z Romelu Lukaku, to nie ma przyszłości – pisał klubowy insider Nathan Gissing. Wtórowała mu „La Gazzeta dello Sport”, która nie pozostawiła wątpliwości. Wdług niej w tym tygodniu Inter osiągnie porozumienie z Chelsea i potwierdzi wypożyczenie najlepszego zawodnika Serie A sezonu 2020/21. Lukaku znów zawita w Mediolanie, czyli w miejscu, w którym przed odejściem był uwielbiany i uważany za największą gwiazdę, a The Blues dostaną za tę transakcję około 10 milionów funtów. Tym samym zakończy się krótka przygoda powrotu Belga do „klubu jego marzeń”.

TRANSAKCJA LOSE-LOSE

W całym tym zamieszaniu nie ma chyba wygranej strony. Chelsea straciła czas i pieniądze, a Lukaku szansę na pokazanie, że należy do grupy najlepszych napastników na świecie, do której przecież od dawna aspiruje. Jeszcze w 2021 roku Belg przekonywał, że jest niedoceniany przez media.

– Kiedy ludzie rozmawiają o Suarezie, Kane’ie, Lewandowskim czy Benzemie, mówią, że to zawodnicy klasy światowej. Tymczasem w ich oczach moja dobra gra to zawsze kwestia „formy” – żalił się tuż przed przyjęciem oferty od The Blues.

Transfer do Premier League na pierwszy rzut oka wyglądał idealnie. Po pierwsze ze względu na samą ligę. Jeśli zawodnik chce pokazać swoją wartość, nie ma lepszego miejsca, żeby to zrobić, niż Anglia. A po drugie, ze względu na klub. Lukaku znał Chelsea, wiedział, jaka panuje w niej kultura i teoretycznie mało rzeczy mogło go zaskoczyć. Na dodatek w momencie, kiedy przychodził, The Blues mieli zgraną i silną ekipę, która dopiero co sięgnęła po Puchar Europy. Już na samym początku było jasne, że nikt nie oczekuje od niego cudów. Że nie musi sam prowadzić nowego projektu.

Chelsea - Romelu Lukaku
Fot. Darren Walsh/Chelsea FC via Getty Images

– Chcę, żeby strzelił 50-60 goli do zimy! – śmiał się na konferencji prasowej Tuchel, dorzucając, że tak naprawdę nie rzuca konkretnych liczb. Liczy, że Lukaku po prostu wzmocni ofensywę i zagospodaruje najbardziej niepewną pozycję w zespole, czyli klasyczną dziewiątkę, gdzie czuje się najlepiej. W zamian Chelsea ofertowała coś, na co nie mógł liczyć w Interze. Międzynarodowe uznanie oraz szansę na sukces w Lidze Mistrzów, która już kilka lat temu odjechała Serie A.

Minęło jedenaście miesięcy i dziś śmiało możemy stwierdzić, że Lukaku nie spełnił żadnego ze stawianych przed nim celów. W Premier League londyńczycy wypadali z walki o tytuł już zimą, kiedy Belg zmagał się z koronawirusem i jednocześnie pokutował za publiczną krytykę trenera oraz klubu. Kluczowe mecze w Europie przesiedział na ławce rezerwowych, uznając wyższość Kaia Havertza, czyli teoretycznie mniej naturalnego kandydata na środek ataku. A jedynym trofeum, jakie udało mu się zdobyć, był puchar za średnio prestiżowe Klubowe Mistrzostwa Świata.

CZY RZECZYWIŚCIE BYŁ TAKI SŁABY?

Na obronę Lukaku warto powiedzieć, że ogólnie dla Chelsea ostatni sezon nie należał do najłatwiejszych. The Blues grali w szalonym tempie, występując właściwie co trzy dni, w sumie zaliczając ponad 60 meczów na wszystkich frontach. Co więcej, byli jedyną drużyną w Premier League, której nie przełożono żadnego spotkania z powodu koronawirusa, mimo że w pewnym momencie w kadrze Tuchela brakowało ponad dziesięciu zawodników. A jakby tego było mało, przez pewien czas musieli sobie radzić bez kluczowych dla taktyki wahadłowych.

To wszystko nie pomogło belgijskiemu napastnikowi, który ostatecznie i tak został najlepszym strzelcem Chelsea. We wszystkich rozgrywkach trafił do siatki piętnaście razy, w tym ośmiokrotnie w Premier League. W lidze lepszy od niego był jedynie Mason Mount, ale Anglik rozegrał o 775 minut więcej. Za Lukaku przemawia też statystyka expected goals, według której udało mu się strzelić jedną bramkę więcej niż „powinien”. Pod względem xG lepszy wynik miał tylko dwa razy w karierze – w Evertonie w sezonie 2016/17 i Interze w rozgrywkach 2019/20.

Belgowi oczywiście słusznie zarzucano, że źle się ustawia, nie szuka przestrzeni i przede wszystkim nie próbuje dostosować się do zespołu. Jednak zrzucenie całej winy na niego byłoby przesadą. W 26 meczach koledzy z drużyny wykreowali mu zaledwie pięć klarownych sytuacji, aż dwanaście mniej niż Havertzowi.

Romelu Lukaku - Chelsea v Aston Villa - Premier League
Fot. Chris Lee/Chelsea FC via Getty Images

Problemem więc nie do końca okazały się umiejętności Lukaku, a jego mentalność i charakterystyka gry. Już po kilku miesiącach widać było, że nie odpowiada filozofii Tuchela. Stąd narzuca się pytanie, dlaczego w ogóle został sprowadzony? Na to nigdy nie znajdziemy pełnej odpowiedzi, tak samo jak nigdy nie dowiemy się, czy na kupienie go wpadł trener, zarząd czy może Roman Abramowicz. Faktem jest jednak to, że w ostatnich latach przez Stamford Bridge przewinęło się co najmniej kilku zawodników, którzy podobnie do Lukaku szybko pokazywali, że kompletnie nie pasują do taktyki czy pomysłu menedżerów. To prowadzi nas do smutnego wniosku, że Chelsea, mówiąc kolokwialnie, nie umie w transfery.

MARINA MASTERCLASS

Żeby porozmawiać poważnie o budowaniu zespołu u schyłku ery Abramowicza, trzeba na początku zburzyć pomnik Mariny Gronowskajej. Rosjanka pracuje w Chelsea już od dwunastu lat, ale media zainteresowały się nią dopiero w 2017 roku, kiedy awansowała na dyrektora sportowego.

W oczach dziennikarzy jawiła się jako nieznana, tajemnicza wspólniczka właściciela klubu, która doświadczenie w wielkim biznesie przekłada na świat sportu. Kibice i inni obserwatorzy rynku transferowego w Anglii wręcz pasjonowali się opowieściami o jej twardych negocjacjach i nowatorskich metodach sprowadzania nowych piłkarzy. Na Wyspach zaczęto myśleć, że Marina naprawdę jest receptą na wszystkie problemy Chelsea. I wierzono w to do momentu, w którym sama stała się problemem.

Oczywiście Gronowskaja ma na koncie kilka sukcesów. To właśnie między innymi dzięki niej żeńska drużyna The Blues jest najlepsza w Anglii. Od kiedy przejęła obowiązki po Michaelu Emenalo, do zespołu dołączyły najlepsze zawodniczki na świecie na czele z Sam Kerr i Pernille Harder. A Chelsea Women trzy razy sięgnęła po mistrzostwo kraju. Marina stoi też za sprzedażą Edena Hazarda do Realu Madryt, na której londyńczycy zarobili ponad 100 milionów euro.

Jednak z czasem jej bilans transferowy stawał się wstydliwy, a relacje z menedżerami coraz trudniejsze. Dziś na Stamford Bridge nikt już nie skanduje „Marina Masterclass”, jak to bywało przy rozmowach w sprawie Havertza czy Chilwella.

FLOPY I MARNOWANIE PIENIĘDZY

Transferowa zła passa nie zaczęła się w Chelsea od Lukaku i na nim się nie kończy. Po mistrzowskim sezonie 2016/17 Antonio Conte poprosił władze klubu o sprowadzenie Belga, który miał wypełnić lukę po Diego Coście.

– Chciałem dwóch zawodników. Jednym z nich był Lukaku, a drugim Virgil van Dijk. Z oboma mieliśmy kontakt, ale się nie udało. Zawsze mówiłem, że z nimi podnieślibyśmy poziom drużyny o trzydzieści procent – opowiadał po czasie Conte. – Możliwe, że wtedy właśnie straciliśmy szansę na wzniesienie Chelsea na szczyt, a potem pozostanie na nim przez lata – podsumował.

Rzeczywiście, tuż po zdobyciu tytułu The Blues wypadli z TOP 4 i już właściwie nigdy nie byli w stanie na poważnie powalczyć o pierwsze miejsce. Kompletnie nieudaną alternatywą dla Lukaku został Alvaro Morata, za którego zapłacono 60 milionów funtów. Hiszpan w 72 meczach zgromadził zaledwie 24 trafienia i po dwóch latach odszedł.

Kolejna przepłacona inwestycja to kupienie Kepy Arrizabalagi. Dla Mariny był to premierowy transfer w roli dyrektora sportowego, a dla całego klubu wyrzucenie w błoto 80 milionów euro. Oczywiście, dziś większość kibiców z Londynu będzie broniła Kepy, ale nie ma chyba nikogo, kto twierdziłby, że Hiszpan „się spłacił”.

Z perspektywy dwóch lat trudno też jednoznacznie pozytywnie oceniać okno transferowe w 2020 roku, kiedy zarząd sfinansował duże zakupy Franka Lamparda. Chelsea wydała wtedy prawie 100 milionów euro na Timo Wernera i Hakima Ziyecha, na których wykorzystanie pomysłu nie miał ani Lampard, ani Tuchel.

Granowskaja-e1599554076378.jpg
Darren Walsh/Chelsea FC via Getty Images

Rok później klub sprzedał Kurta Zoumę, żeby zebrać fundusze na ofertę za Julesa Kounde. Zouma odszedł, a Kounde dalej jest piłkarzem Sevilli. Czarę goryczy przelało oddanie za darmo do Realu Madryt Antonio Rudigera, czyli jednego z najlepszych stoperów na świecie, a później pożegnanie się z Andreasem Christensenem, czyli naturalnym zmiennikiem 38-letniego Thiago Silvy.

W rezultacie zarząd pod kierownictwem Mariny doprowadził do sytuacji, w której grająca z trzema środkowymi obrońcami Chelsea oprócz Silvy ma na tę pozycję do dyspozycji niedoświadczonego Trevoha Chalobaha oraz jednego z najgorszych zawodników zeszłego sezonu w klubie, czyli Malanga Sarra. Dorzucamy do tego sagę z Lukaku i mamy serię fatalnych decyzji, które oddalają klubowych mistrzów świata od europejskiej czołówki.

SIŁA W AKADEMII

– W obecnej sytuacji trudno ich dogonić. Manchester City i Liverpool się wzmacniają, a my próbujemy zapełnić miejsca po zawodnikach, którzy odchodzą – gorzko komentował Tuchel, który wie, że zmian wymaga nie tylko defensywa, ale też atak czy środek pola.

Nikt przecież nie wierzy, że ktokolwiek z trójki Werner, Pulisic i Ziyech może jeszcze odpalić. O ile ten pierwszy ma długi kontrakt i możliwe, że zostanie na Stamford Bridge przynajmniej przez rok, tak dla pozostałej dwójki to mogą być ostatnie tygodnie w Chelsea. Zwłaszcza że, jak podają brytyjskie media, londyńczycy są blisko pozyskania Raheema Sterlinga.

Przed nowymi właścicielami także podjęcie decyzji dotyczącej pomocników. W przyszłym roku wygasają kontrakty Jorginho i N’Golo Kante, więc jeśli nie chcą powtórzyć błędów poprzedników, którzy nie zarobili na stoperach, to muszą działać już teraz. „The Athletic” twierdzi, że Tuchel chciałby zachować obu, ale po pierwsze nowe umowy mogą być kosztowne, a po drugie o miejsce w składzie coraz głośniej upominają się Conor Gallagher i Billy Gilmour.

Wychowankowie dają Chelsea pewien komfort. Gdyby była taka potrzeba, kilku z nich z miejsca może wzmocnić pierwszy zespół. Na idealnego kandydata na obronę wyrasta Levi Colwill. Na szansę czeka też Ethan Ampadu. A w ofensywie przyszłość może też stanowić Armando Broja. To jednak za mało, żeby przestraszyć rozpędzone City czy Liverpool.

Chelsea znalazła się pod ścianą. Nie ma tu już miejsca na błędy. Jeśli The Blues, chcą pozostać wśród najlepszych na świecie, nie mogą dalej marnować pieniędzy. Czas skończyć z transferami „last minute”, zastanowić się, jak wykorzystać piłkarzy z akademii, i znaleźć odpowiednią osobę na stanowisko Granowskajej. Wszystko po to, żeby klub się rozwijał i nie pojawiało się w nim już więcej odpowiedników Lukaku.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Jędrzej, choć częściej występuje jako Jj. Najlepiej opisuje go hasło: londyński sound, warszawski vibe. W Drugim Śniadaniu regularnie miesza polskie brzmienia z tym, co dzieje się na Wyspach, dorzucając również utwory z amerykańskiej nowej szkoły. Afrowave, drill, trap - słyszymy się!
Komentarze 0