Gwiazdy z nieoczywistych krajów. Piłkarze z peryferii futbolu podbijają świat

daviesglowne-e1593292168831.jpg
Visionhaus

Objawieniami sezonu w europejskiej piłce są Norweg i Kanadyjczyk, czołowymi postaciami najlepszej drużyny świata Egipcjanin i Senegalczyk. Wielcy piłkarze nie rodzą się już tylko tam, gdzie rodzili się zawsze.

O tym, że narodowość nie jest bez znaczenia na rynku transferowym, chyba najładniej powiedział kiedyś w magazynie „11Freunde” Kasey Keller. Zdaniem byłego amerykańskiego bramkarza, jeśli jest się piłkarzem, najlepiej być Holendrem. - Najlepszym przykładem jest Giovanni Van Bronckhorst. Przeszedł z Rangers do Arsenalu, ale tam się nie sprawdził, więc dokąd następnie go wzięli? Do Barcelony! Żeby spotkało cię coś takiego, musisz być Holendrem. Amerykanina wysłano by prosto do DC United – mówił. To oczywiście tylko anegdota. Ale na podobne zjawisko zwracał uwagę Alex Bellos w książce „Futebol. Brazylijski styl życia”: - Określenie „brazylijski piłkarz” jest jak „francuski szef kuchni” albo „tybetański mnich”. Narodowość wyraża autorytet, wrodzoną zdolność – bez względu na prawdziwe umiejętności. Jeden z piłkarskich agentów, który wysyłał piłkarzy na Wyspy Owcze i Islandię, powiedział Bellosowi: - Trochę przykro to mówić, ale znacznie łatwiej jest sprzedać kiepskiego Brazylijczyka niż nawet genialnego Meksykanina. Brazylijczycy kojarzą się z radością, imprezami, karnawałem. Niezależnie od umiejętności cholernie kuszące jest mieć Brazylijczyka w drużynie. Także Stefan Szymanski i Simon Kuper, autorzy „Futbonomii”, podkreślali, że kluby są gotowe płacić więcej za zawodników pochodzących z „modnych” futbolowych krajów. Dlatego radzili klubom, by dokładniej szukały wśród zawodników niemodnych narodowości – na przykład Boliwijczyków albo Białorusinów – których można nabyć tanio. Są pewne powody, by sądzić, że w najsilniejszych ligach dochodzą do podobnych wniosków. Bo w światowym futbolu widać ostatnio coraz więcej ciekawych zawodników z krajów, które rzadko produkowały gwiazdy piłki.

HERMETYCZNA CZOŁÓWKA

Wielki piłkarski świat stanowi zaskakująco hermetyczne narodowościowo grono. Sześćdziesiąt trzy medale mundiali, jakie były do zdobycia w ciągu blisko stu lat, podzieliło między sobą tylko dziewiętnaście krajów. Mistrzostwo świata zdobywali przedstawiciele tylko ośmiu państw. Z grona medalistów mundiali wywodzi się też pięćdziesięciu dwóch ze wszystkich sześćdziesięciu trzech zwycięzców Złotej Piłki. Tradycyjna piłkarska elita zajęła w tym plebiscycie osiemdziesiąt cztery procent miejsc w pierwszej piątce. Zdarzały się oczywiście wybitne jednostki z bardzo przeciętnych piłkarsko krajów, Liberyjczyk George Weah najlepszym przykładem, ale były to przypadki rzadkie. Jeśli ktoś z tych państw przebijał się do czołówki światowej piłki, to raczej jako wyrobnik, nie gwiazda.

RODZYNEK FALCAO

Zjawisko długo przybierało na sile. O ile w XX wieku ktoś z reszty świata dość regularnie bywał doceniany w Złotej Piłce, w obecnym stuleciu do czołowej piątki było się bardzo trudno dostać komuś spoza tradycyjnie największych krajów. W pierwszej dekadzie dokonywali tego tylko Andrij Szewczenko, Didier Drogba, Samuel Eto'o i Teodoros Zagorakis. Ten ostatni tylko z przyzwoitości, bo trzeba było uhonorować jakiegoś Greka po wygranym Euro 2004. Nikt jednak nie miał go za jednego z czołowych piłkarzy świata. Od czasów Kameruńczyka Eto'o zaczęła się dekada pustki. Pomiędzy 2009 a 2019 rokiem do grona najlepszych na świecie spośród krajów bez mundialowego medalu dostał się tylko jeden Radamel Falcao. Pozostałe czterdzieści cztery miejsca wśród najlepszych rozdzieliły między siebie tradycyjne potęgi.

Aż nastał 2019 rok, gdy głównymi twarzami najsilniejszej klubowej drużyny świata zostali Senegalczyk Sadio Mane i Egipcjanin Mohamed Salah. Po raz pierwszy od piętnastu lat w czołowej piątce znalazło się dwóch piłkarzy z krajów spoza głównego nurtu. Dobrzy senegalscy i egipscy piłkarze się w przeszłości zdarzali. Nigdy nie byli jednak największymi gwiazdami futbolu. Mane i Salah nimi są. Transfermarkt.de mieści ich w piątce najbardziej wartościowych obecnie graczy na świecie.

NORWESKA GORĄCZKA

Są powody, by sądzić, że znajdą następców. Szczytowym osiągnięciem norweskiej produkcji napastników był dotychczas John Carew. Były gracz Valencii wprawdzie dotarł nawet do finału Ligi Mistrzów, ale i tak po karierze najbardziej pamięta się go z tego, że zdaniem Zlatana Ibrahimovicia potrafił zrobić z piłką to, co on z pomarańczą. Było kilku norweskich piłkarzy, którzy wcześniej sięgali po drużynowe trofea, jak Henning Berg czy Ronny Johnsen, ale jeszcze o żadnego nie zabijały się czołowe kluby świata. Erling Haaland już jest najlepszym strzelcem tego sezonu w Lidze Mistrzów i jeśli w najbliższych latach zamieni Borussię Dortmund na inny klub, to pewnie za ponad sto milionów euro. Napastnik Borussii nie jest pierwszym Norwegiem w ostatnich latach, którego chcą największe kluby, bo kilka lat temu podobna gorączka towarzyszyła pojawieniu się na europejskim rynku Martina Oedegaarda. Wypożyczony z Realu Madryt piłkarz zachwyca na wypożyczeniu do Realu Sociedad San Sebastian i ma wszelkie dane, by być w najbliższych latach czołowym piłkarzem świata.

KANADYJSKIE OBJAWIENIE

W szóstce najbardziej wartościowych nastolatków według Transfermarktu jest nie tylko Haaland, ale też Alphonso Davies. Lewy obrońca Bayernu Monachium, będący objawieniem tego sezonu, idzie na szczyt światowej piłki zupełnie nieprzetartą ścieżką. Jego rodzice, uciekając przed wojną domową w Liberii, wylądowali w obozie dla uchodźców w Ghanie, gdzie Davies spędził pierwsze lata życia, zanim rodzinie udało się przeprowadzić do Kanady. Ostatnim piłkarzem, który uczył się w tym kraju grać w piłkę i cokolwiek znaczył w europejskim futbolu, był Tomasz Radziński. Davies tymczasem został bohaterem najdroższego transferu z MLS w historii. Podczas gdy większość piłkarzy wyjeżdża z Europy za Ocean, on zamienił Vancouver Whitecaps na Bayern Monachium i okazuje się strzałem w dziesiątkę dyrektora sportowego Hasana Salihamidzicia. Już jest wyceniany na czterdzieści milionów euro, ale jego wartość na rynku transferowym rośnie w zawrotnym tempie.

AZJATYCKIE NADZIEJE

Davies i Haaland to jedne z najbardziej efektownych przykładów objawienia się wielkich talentów w ostatnich miesiącach. Jednak niejedyne. Jednym z najbardziej cenionych osiemnastolatków w świecie futbolu jest Japończyk Takefusa Kubo z Majorki. Najbardziej wartościowym zawodnikiem ostatniego mundialu do lat dwudziestu wybrano Koreańczyka Kang-in Lee. Jego rodak Hueng-Min Son to już piłkarz o uznanej marce i gwiazda finalisty poprzedniej edycji Ligi Mistrzów. Królem strzelców ligi angielskiej został w poprzednim sezonie Gabończyk Pierre-Emerick Aubameyang, który sięgał już po ten tytuł także w Bundeslidze. Jako poważnego kandydata do transferu do Liverpoolu wymienia się ostatnio Kosowianina Milota Rashicę, filarem obrony kandydata do mistrzostwa Włoch jest Słowak Milan Skriniar, a ważną postacią drugiej linii Juventusu Turyn Bośniak Miralem Pjanić. W Chelsea wiele obiecują sobie po kupionym niedawno Marokańczyku Hakimie Ziyechu, gwieździe Ajaksu Amsterdam, a w Realu Madryt wypatrują powrotu z wypożyczenia jego rodaka Achrafa Hakimiego, zachwycającego w Borussii Dortmund. Juergen Klopp wydawał niedawno ciężkie miliony, by wyrwać z Lipska Gwinejczyka Naby'ego Keitę, a dzięki Jamajczykowi Leonowi Baileyowi z Bayeru Leverkusen jego kraj przestał się już kojarzyć tylko z reggae, sprinterami oraz bobsleistami.

MARKETING W PARZE ZE SPORTEM

Coraz większe kluby płacą coraz większe pieniądze za piłkarzy z zakątków, które nie kojarzą się z futbolem na najwyższym poziomie. Coraz więcej krajów ma gdzieś w czołowych europejskich ligach przynajmniej jedną rozpoznawalną gwiazdę. Metody treningowe i szkoleniowe praktykowane w tradycyjnie najlepszych piłkarsko krajach świata błyskawicznie się rozprzestrzeniły. Dziś narodziny gwiazdy możliwe są praktycznie wszędzie. A gdy już talent się objawi, skauci o tym wiedzą, bo coraz więcej klubów oplata transferowymi mackami całą kulę ziemską. Może więc na Wyspy Owcze czy Islandię wciąż łatwiej jest wysłać Brazylijczyka niż Meksykanina, ale w najlepszych klubach świata nikt już nie opiera się na pozorach. Zwłaszcza że coraz bardziej różnorodna struktura narodowościowa zespołów daje też klubom nadzieję na rozkochiwanie w sobie nowych rynków i krajów, które dotąd się nimi nie interesowały. Gdy Javier Hernandez trafił kilka lat temu do Bayeru Leverkusen, niemiecki klub zyskał nie tylko skutecznego strzelca, ale też wielotysięczne rzesze meksykańskich fanów, którzy zaczęli śledzić jego poczynania. O korzyściach otwarcia się na nieoczywiste rynki przekonała się w Polsce Lechia Gdańsk, która po zatrudnieniu Indonezyjczyka Egy'ego Maulany znacząco prześcignęła wszystkie inne kluby pod względem obserwujących na Instagramie. Ten akurat transfer jak na razie miał dla gdańszczan korzyści przede wszystkim marketingowe. Coraz częściej idą jednak one w parze z walorami sportowymi.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Prawdopodobnie jedyny człowiek na świecie, który o Bayernie Monachium pisze tak samo często, jak o Podbeskidziu Bielsko-Biała. Szuka w Ekstraklasie śladów normalności. Czyli Bundesligi.