Gorzkie początki nowego rozdziału. Polki z zadaniami domowymi po Lidze Narodów

Zobacz również:Powalczyć o powtórkę sprzed dwóch lat. Czas na imprezę roku dla polskich siatkarek
Polska siatkarki
Fot. Łukasz Sobala/Pressfocus

Z czterema zwycięstwami kończą tegoroczne rozgrywki Ligi Narodów polskie siatkarki. Wynik trudno uznać za sukces, choć biorąc pod uwagę problemy kadrowe oraz fakt, że były to pierwsze mecze Stefano Lavariniego, nie należy załamywać rąk. Biało-czerwone otrzymały wiele lekcji, które muszą odrobić do zbliżających się mistrzostw świata.

Polki opuściły Bułgarię jako trzynasta ekipa Ligi Narodów. Słabsze okazały się jedynie Bułgarki, Belgijki i Koreanki. Co ciekawe, dwie pierwsze ekipy okazały się lepsze od naszych siatkarek w bezpośrednich starciach. Azjatycki zespół był z kolei czerwoną latarnią rozgrywek. Przegrał wszystkie dwanaście spotkań. Mimo tego nie pożegna się z VNL-em ze względu na swój status.

O pozostanie w elicie poprzez występy w Challenger Cupie powalczy Belgia. Na nic zdała się fenomenalna dyspozycja Britt Herbots. Atakująca zdystansowała konkurencję w klasyfikacji najskuteczniejszych zawodniczek fazy zasadniczej. Wynik 306 punktów jest lepszy o ponad 60 względem kolejnej siatkarki. Jedna świetna zawodniczka to jednak za mało na rywalizację z najlepszymi reprezentacjami.

GRA BEZ JEDNEJ POZYCJI

Stefano Lavarini nie miał zbyt wiele czasu na przygotowania do tegorocznych zmagań. Od czasu pierwszego treningu w Szczyrku do inauguracyjnego meczu VNL w Stanach Zjednoczonych minęło zaledwie kilkanaście dni. Kadra rozegrała tylko dwa sparingi, które i tak za wiele nie powiedziały. Włoch musiał eksperymentować w trakcie spotkań o stawkę, choć jeszcze przed początkiem turnieju podkreślał w rozmowie z naszym portalem powagę turnieju i nowe zasady kwalifikacji olimpijskiej, które sprawiają, że punkty do rankingu FIVB nabierają większego znaczenia.

– Zbudowanie DNA zespołu nie jest prostą sprawą. Na pewno trzeba się jeszcze lepiej poznać. Nieodzowne będą eksperymenty w składzie. Zdajemy sobie jednak sprawę z rankingu FIVB, który w kontekście kwalifikacji olimpijskiej ma duże znaczenie – opowiadał 43-latek.

Stefano Lavarini
fot. Łukasz Sobala / Pressfocus

Pierwszym poważnym problemem jeszcze przed startem VNL była kwestia atakującej. Na zgrupowanie przyjechała Magdalena Stysiak, ale badania medyczne wykazały problemy, które zmusiły zawodniczkę Monzy do przerwy. Z kolei Malwiny Smarzek nie było z… szerzej nieznanych powodów. Zapytany Włoch za każdym razem odpowiadał, że na temat nieobecności 26-latki w reprezentacji powinna wypowiedzieć się ona sama.

– Nie ukrywam, że nikt nie spodziewał się takich problemów na tej pozycji. Zakładaliśmy, że Magda z Malwiną będą się ze sobą zmieniać w ataku. Wiem, że wiele osób myślało, że może będę stawiał Smarzek na ataku, a Stysiak na pozycji numer cztery. Od początku miałem jednak zakodowane, by uważać je obie za atakujące. Chciałem poznać je oraz ich grę na pozycjach, na których grają najczęściej. Skoro ich nie ma, jestem zmuszony znaleźć inne rozwiązanie – mówił Włoch.

Lavarini nie skorzystał z żadnej innej nominalnej atakującej. Za dużego wyboru nie miał. Powołał Weronikę Sobiczewską, która koniec końców nie zagrała w Lidze Narodów nawet minuty. Zamiast tego postawił w ataku na przyjmujące. Najczęściej w tej roli widziano Olivię Różański. Najskuteczniejsza siatkarka ostatniego sezonu Tauron Ligi nie miała wcześniej doświadczenia gry jako atakująca. Choć przystąpiła do nowej rzeczywistości z marszu, z większości spotkań wychodziła obronną ręką. To ona z wynikiem 169 punktów była najlepiej punktującą zawodniczką kadry.

NA PLUS

Optymiści widzieli kadrę walczącą z najlepszymi w Final 8. Pesymiści zapowiadali rozpaczliwą walkę o utrzymanie, gdyż kadra należała do grona tak zwanych „zespołów pływających”, czyli tych, które mogą spaść. Prawda była pośrodku. Dzięki korzystnemu układowi spotkań, Polki już przed ostatnim spotkaniem mogły być spokojne pozostania na kolejny rok w elicie. Mimo to nie brakowało rozczarowania wynikiem, gdyż dwa wygrane tie-breaki dałyby awans do fazy pucharowej.

Zacznijmy od pozytywów. Powrót Joanny Wołosz po dwóch latach to wzbogacenie kadry. Rozgrywająca Imoco Conegliano dodawała spokoju w kadrze, lecz trzeba przyznać, że w niektórych momentach prosiło się o chwile przerwy i wpuszczenie na boisko rezerwowych – Katarzyny Wenerskiej lub Alicji Grabki. – Poniekąd jest mi wstyd, że nie mogę pokazać w pełni tego, na co naprawdę mnie stać – mówiła w ostatnich dniach 32-letnia rozgrywająca w rozmowie dla „Przeglądu Sportowego”. Gdy jednak bierzemy pod uwagę cały VNL i nadchodzące mistrzostwa świata, obecność doświadczonej siatkarki to duża okazja dla rozwoju bardzo młodego składu. Tylko Wołosz i Kamila Witkowska należały do grona trzydziestolatek w szerokim składzie.

Skoro mowa o wieku i najstarszych siatkarkach, należy również wspomnieć o najmłodszej. Martyna Czyrniańska dopiero w październiku skończy dziewiętnaście lat. Ma już w dorobku udział w seniorskim EuroVolleyu, mistrzostwo Polski, a teraz dorzuciła bardzo dobre występy w Lidze Narodów. Nie będzie przesadą określenie, że nieraz to przyjmująca dźwigała na sobie cały zespół.

Koronnym przykładem było starcie z Belgią, gdzie w pewnym momencie wykrystalizowały się dwie gwiazdy – Herbots i Czyrniańskiej. Inną postacią, której podobnie co nastolatce nie można wiele zarzucić jest Maria Stenzel. Etatowa libero kadry kolejny rok nie schodzi z dobrego poziomu. Była najlepiej broniącą i drugą najlepiej przyjmującą siatkarką VNL.

NA MINUS

Na minus można zaliczyć szeroko rozumiany mental. Po raz kolejny ujawniały się demony w postaci problemów ze spójną grą w końcówkach setów. Znów widzieliśmy przypadki, w których Polki prowadząc z wynikiem 20+ traciły przewagę i przegrywały partię. Nie wiadomo co innego poza potencjalną sferą psychiczną tłumaczy te przestoje.

Podobne problemy widać było również w sytuacjach, w których po świetnej dyspozycji Polek, przeciwniczki odbudowywały się i pomimo wcześniejszej porażki w secie potrafiły wrócić na dobre tory. Za przykłady mogą posłużyć dwa ostatnie spotkania. Biało-czerwone w świetnym stylu zdominowały czwartego seta z Dominikaną, by później dotkliwie przegrać w tie-breaku. Z kolei w spotkanie z Bułgarią rozpoczęły od pewnego triumfu w pierwszej partii, by później w mieszany (ze wskazaniem na słaby) sposób przegrać następne trzy.

Problemem był też napomknięty wcześniej brak atakującej. Postawienie na przyjmującą stanowiło wariant tymczasowy. Ani przyjmujące nie czuły się komfortowo na ataku, ani zespół nie czerpał z tego wielkich korzyści. Martwi jednak fakt, że absencja dwóch zawodniczek powoduje harmider w najważniejszej drużynie narodowej. Trudno jednak winić mocno Lavariniego, gdyż na dziś nikt nie może wskazać pewniaczki na miejsce atakującej numer trzy. Siatkarki takie jak Sobiczewska, Gałkowska, Rasińska czy Zaroślińska-Król nie prezentowały równej – i co ważniejszej – dobrej formy w minionym sezonie.

Przypatrując się środkowym można mieć mieszane uczucia. Widzieliśmy wiele falowań formy, jednakże miano zawodniczki numer jeden na tej pozycji zachowuje Agnieszka Kąkolewska. Środkowa, która niedawno wzięła ślub, od lat pozostaje obiektem burzliwych dyskusji. Fani jej talentu zwracają uwagę na grę blokiem. Dodatkowo poprawił się jej atak. Nadal jednak do poprawy jest dogranie piłki i szybkość. Co do pozostałych środkowych, to każda z nich jeszcze mocniej przeplatała dobrą i złę. Rolę drugiej zawodniczki dzieliły między sobą Anna Stencel, Kamila Witkowska i Aleksandra Gryka. Magdalena Jurczyk z całej piątki otrzymywała najmniej szans.

Niepewność towarzyszy także obsadzie przyjmujących, bo choć włoski selekcjoner testował kilka wariantów, w żadnym z nich przyjmujące nie prezentowały solidności w przyjęciu. Za teoretycznie najlepszą w tym aspekcie uchodzi Zuzanna Górecka, choć nie można tu mówić o nadzwyczaj wielkim talencie do gry defensywnej. Najczęstszym duetem była para Czyrniańska-Szlagowska. O ile obie w ataku mogliśmy liczyć z ich strony na pokaz siły, o tyle z dokładnością w przyjęciu bywało różnie. W nadchodzących miesiącach do grona przyjmujących wróci Różański. Nową zawodniczkę włoskiego Chieri cechuje podobny styl co Szlagowską. Obie dysponują siłą i skocznością w ataku, lecz przeważnie to na nich kierowana jest serwis rywalek.

MISTRZOSTWA PEŁNE TAJEMNIC

Zapytany o największe zaskoczenie na początku zgrupowania, Lavarini odpowiedział: – Otwartość dziewczyn na naukę. Dziewczyny uważnie słuchają wskazówek, chcą się uczyć. Bije od nich dobre nastawienie. Nie ukrywam, że to dla mnie bardzo dobra sytuacja, biorąc pod uwagę fakt, że dopiero co zaczęliśmy pracę. Chcę, abyśmy dalej szli tą drogą. Możemy mieć jeszcze więcej pewności w swoje umiejętności – opowiadał nam trener reprezentacji Polski i włoskiej Novary.

Powyższe słowa można traktować jako dobry prognostyk. Lekcji do odrobienia po Lidze Narodów nie brakuje. Cztery zwycięstwa to mierny wynik, jednakże nie można go w pełni dokładnie ocenić ze względu na początek pracy trenera, jak i przede wszystkim absencje atakujących. Przykłady wielu reprezentacji pokazują, ile w żeńskiej kadrze może dać jedna genialna zawodniczka. Belgia ma Herbots, Włoszki mają Egonu. Brak Kim Yeon-koung w Korei Południowej czy Louisy Lippmann w Niemczech daje się tamtejszym kadrom we znaki. U nas Magdalena Stysiak to gwarancja lepszej gry. Mowa tu przecież o ważnej zawodniczce wicemistrzyń Serie A.

Polki udział w mistrzostwach świata dostały z automatu. Jako współgospodarz były zwolnione z kwalifikacji. Na turnieju tej rangi nie widziano ich od 2010 roku. Można gdybać, że w innym przypadku zła seria dalej by trwała. Niemniej tak wielka impreza to doskonała szansa na nowy początek. Skład Lavariniego jest bardzo młody. Młodość cechuje się szaleństwem i popełnianiem błędów. Głównym zadaniem jest sprawienie, aby nie popełniać tych samych pomyłek dwukrotnie.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Podróżuje między F1, koszykarską Euroligą, a siatkówką w wielu wydaniach. Na newonce.sport często serwuje wywiady, gdzie bardziej niż sukcesy i trofea liczy się sam człowiek. Miłośnik ciekawych sportowych historii.
Komentarze 0