Goran Dragić dla newonce: Dončić to nasza duma (WYWIAD)

Zobacz również:Bezdomny dzieciak znalazł swoje miejsce w NBA. Jak Jimmy Butler stał się liderem
Spain vs Slovenia: FIBA Eurobasket 2017
Fot. Salih Zeki Fazlioglu/Anadolu Agency/Getty Images

Goran Dragić to od lat jeden z najbardziej cenionych Europejczyków w NBA, były uczestnik Meczu Gwiazd i jeden z liderów Miami Heat, którzy znów liczą się w walce o mistrzowski tytuł. Słoweński rozgrywający ma za sobą także wspólne występy z Marcinem Gortatem w Phoenix Suns. Z sympatycznym weteranem spotkaliśmy się przy okazji jego wizyty w Los Angeles.

Rozmawiał w Los Angeles: Marcin Harasimowicz

Ty i Sasza Vujacić (mistrz NBA z LA Lakers 2009 i 2010) byliście pierwszymi Słoweńcami, którzy zrobili karierę w NBA, w której teraz wszyscy mówią o Waszym młodszym rodaku. Luka Doncić jest poważnym kandydatem do nagrody MVP. Czy jest to dla Ciebie niespodzianką?

GORAN DRAGIĆ: Nie, ponieważ znałem jego umiejętności. To jest wielki talent. On już jako 187 i 18-latek był jednym z najlepszych koszykarzy w Eurolidze, gdzie gra się twardo i bezkompromisowo. NBA była kolejnym, naturalnym etapem. Może nie spodziewałem się, że tak szybko będzie dominować w tej lidze, ale sam fakt zupełnie mnie nie zaskoczył. Luka potrafi bardzo wiele, ale do tego w ogóle się nie stresuje. Gra w koszykówkę sprawa mu radość. Nie czuje presji, nie ma w ogóle układu nerwowego. Dlatego właśnie osiąga tak wielkie sukcesy. Jako Słoweniec jestem z niego dumny. To wielka sprawa, że doczekaliśmy się koszykarza takiego kalibru, który znaczy tak wiele w hierachii NBA.

Skoro Doncić wychowywał się na Tobie i Vujacicu - kto był Twoim idolem, jak zaczynałeś?

Na pewno Michael Jordan, ale to chyba dotyczy wszystkich zawodników mojego pokolenia. Wszyscy kochali Chicago Bulls. I nie tylko mojego! Później byłem fanem Allena Iversona i Steve’a Nasha. Oczywiście dla każdego europejskiego gracza marzącego o NBA punktem odniesienia i wzorem do naśladowania był Drażen (Petrović). Na jego legendzie wychowywałem się. To był niesamowity koszykarz – pierwszy Europejczyk, który grał z Amerykanami jak równym z równym, nie pękał, przebił się na najwyższy poziom… To straszne, w jakich okolicznościach zginął (wypadek samochodowy w Niemczech – MH). W pewnym sensie przypomina niedawną tragedię z Kobe Bryantem. Drażen odszedł stanowczo za młodo, miał przed sobą najlepsze lata kariery. Do dzisiaj oglądam fragmenty z jego dawnych meczów.

Nigdy Europejczykom nie wiodło się w NBA lepiej niż obecnie.

To prawda, ale nie tylko Europejczykom, ale również zawodnikom z Ameryki Południowej, Afryki, czy innych regionów świata. Po prostu NBA stała się ligą globalną. Każdy ma szanse w niej zagrać, oczywiście o ile pozwalają mu na to umiejętności. Obecna koszykówka w NBA przypomina bardziej tą na innych kontynentach - pod względem stylu oraz przepisów. Na pewno jednak poziom trochę się wyrównał. Na świecie rośnie więcej dużych talentów, którzy potrafią konkurować z Amerykanami.

Jak wspominasz Marcina Gortata?

Graliśmy razem w Phoenix i świetnie się dogadywaliśmy. Był znakomitym kolegą z zespołu - zawsze przygotowanym fizycznie, stawiającym świetne zasłony, zabójczy w akcjach pick-and-roll. Jeśli to już rzeczywiście koniec kariery, to mam nadzieję, że korzysta z życia! Proszę go pozdrowić!

Miami Heat są chyba największym zaskoczeniem tego sezonu. Spodziewałeś się tego?

Skłamałbym, gdybym powiedział, że tak. Wiedziałem, że będziemy lepsi po pozyskaniu Jimmy’ego Butlera - to było olbrzymie wzmocnienie - ale faktycznie zrobiliśmy ogromny krok naprzód. Gramy naprawdę dobrze i zaczynamy się liczyć w walce o mistrzostwo. Taki jest nasz cel.

Czy pozyskanie Andre Iguodali może pomóc?

Na pewno. To jest sprawdzony mistrz, były MVP finałów. Potrzebujemy w składzie zwycięzców, jeśli chcemy pójść w ich ślady.

Co zmienił w zespole Butler?

Pamiętam, jak jeszcze występował w Chicago Bulls i grałem przeciwko niemu. Zawsze był twardym, niewygodnym przeciwnikiem. NBA stała się bardzo “grzeczną” ligą, a Jimmy na pewno ma bardziej “oldschoolowe” podejście do koszykówki. Jak mu się coś nie podoba – nie owija w bawełnę. Mnie to bynajmniej nie przeszkadza, bo nawet jako młody zawodnik w Europie miałem trenerów, który wydzierali się na nas w szatni, używając niecenzuralnych słów. Wprost przeciwnie - cieszę się, że mam w drużynie kogoś, kto motywuje mnie do lepszej gry, naciska, wywiera presję… Poza tym Jimmy jest - jak na supergwiazdę - niezwykle skromnym gościem. W lidze, gdzie prawie każdy patrzy na swoje statystyki, on potrafi całkowicie poświęcić się dla zespołu. Na parkiecie robi wszystko, co w danym momencie pomoże w odniesieniu zwycięstwa, nawet “czarną robotę”. Nie ma problemu z byciem w cieniu, jeśli inny zawodnik ma swój wieczór. Strasznie mi to w nim zaimponowało. Nigdy nie grałem z takim liderem w NBA!

W Meczu Gwiazd wystąpi także Bam Adebayo - bardzo nietypowy center, który momentami gra niczym prawdziwy playmaker.

Bam zrobił olbrzymie postępy w ostatnich miesiącach, co zupełnie mnie jednak nie dziwi, gdyż już w ubiegłym sezonie pokazywał niesamowite rzeczy na treningach. Widziałem, że drzemie w nim olbrzymi potencjał i to tylko kwestia czasu, kiedy wzniesie się na ten poziom. Bam rzeczywiście jest zawodnikiem bardzo wszechstronnym, ale obecnie tego się od centra wymaga. Wszystko zmieniło się diametralnie w trakcie ostatniej dekady. Jak zaczynałem karierę w NBA, to grałem z Shaqiem, któremu trzeba było po prostu wrzucić piłkę pod kosz i tyle. Teraz środkowi wychodzą na obwód, rzucają za trzy, biegają do kontry, rozrzucają podania na obwód. Koszykówka wygląda zupełnie inaczej. Rzadko spotyka się klasycznych centrów, praktycznie są na wymarciu.

Wszystkie zespoły skupiają się na rzucaniu z dystansu.

Rzuty za trzy mają rzeczywiście olbrzymie znaczenie i zmieniają sposób, w jakim oceniasz wydarzenia na parkiecie. Koszykówka stała się bardzo szybką grą. Teraz nawet, gdy przegrywasz różnicą dwudziestu punktów, wiesz że jeszcze masz szansę na odrobienie strat. Nie ma straty, której nie da się odrobić, ale także nie przewagi, której nie sposób roztrwonić. Ta reguła działa w obie strony. My jako zespół zawsze wierzymy w to, że możemy wygrać każdy mecz, niezależnie od okoliczności. Taką mamy wiarę w siebie i nastawienie psychiczne.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
W jego sercu na zawsze pozostaje Los Angeles i drużyna Jeziorowców. Marcin Harasimowicz przesyła korespondencję z USA, gdzie opisuje najważniejsze wydarzenia ze świata NBA.