Pudło Kepy Arrizabalagi, bramkarza Chelsea, w ekscytującej serii rzutów karnych na Wembley to tylko chwilowy problem kibiców ze Stamford Bridge. Ten największy nazywa się Roman Abramowicz. Multimiliarder, pod wodzą którego londyński klub odnosi od 2003 roku gigantyczne sukcesy, już jakiś czas temu odsunął się, i to dosłownie, bo do Izraela, od zarządzania futbolowym przedsiębiorstwem. Jednak wojna, którą Władimir Putin rozpętał na terytorium Ukrainy, wywlekła na główną scenę rosyjskich oligarchów. W związku z nakładanymi na Rosję sankcjami bogacze zaczęli tracić swoje majątki. Abramowicz zaczyna robić to, co w dużej mierze doprowadziło go do wielkiej fortuny. Lawiruje.
W weekend w świat poszła dziwna informacja. Wynikało z niej, że Roman Abramowicz oddaje klub z Londynu w ręce fundacji charytatywnej, a jednocześnie... pozostaje właścicielem. Serwis BBC napisał, że w niedzielę spotkali się ludzie z zarządu tejże fundacji, by omówić całą sytuację. Pytań jest na razie więcej niż odpowiedzi, a to najistotniejsze brzmi: czy z prawnego punktu widzenia można tak zrobić?