Football Manager w dorosłym życiu. Patron transferu Milika to przyszła gruba ryba tego biznesu

Zobacz również:Bolesne nauki polskich bramkarzy w Ligue 1. Pomyłki Bułki i Majeckiego
Arkadiusz Milik i Pablo Longoria - Marsylia
Fot. Jonathan Bartolozzi/Olympique de Marseille via Getty Images

34-letni Pablo Longoria spełnia sen milionów nastolatków na świecie. Zarwane noce przy Football Managerze zamienił na pracę w największych klubach świata. Dotknął Hiszpanii, Anglii, Włochy, właśnie próbuje podbijać Francję. Kiedyś może być jak Monchi: przynosić góry złota i mówić wszystkim jak żyć.

O takich jak on mówią, że doba im za krótka. Longoria to żywioł i porządny plan na jutro. Pewnie już go widzieliście. Na pierwszej konferencji prasowej Arkadiusza Milika w Marsylii siedzi po lewej stronie piłkarza. Francuzi mówią, że powinien dostać za ten transfer medal, bo tak dobrych okazji na rynku nie było. Hiszpan codziennie kruszył twarde mury Neapolu, codziennie przekonywał Arka, aż w końcu dobił targu i rusza dalej.

To jest człowiek, którego już teraz warto obserwować. Futbol lubi opowieści o złotych chłopcach, ludziach przesiąkniętych piłką, robiących wielkie kariery, choć ponad dekadę temu prawie nikt by na nich nie spojrzał. Longoria zaczynał jeszcze przed boomem na Wyscouty, Instaty i inne zabawki dzisiejszych maniaków. Doskonale pamięta nagrywanie meczów na VHS i cztery anteny satelitarne na balkonie. Nielegalny streaming dopiero raczkował, a on już miał dostęp do ligi austriackiej, szwajcarskiej i duńskiej.

DZIECKO INTERNETU

Nazwy tych lig nie są przypadkowe. Longoria opowiada o nich w rozmowie z „La Nueva Espana”, gazecie z Oviedo, która napisała o nim artykuł, gdy miał 24 lata. Na zdjęciu widzimy młodego bruneta, wówczas już pracownika Recreativo Huelva. Jeśli ktoś szuka życiowej drogi, to ma gotowiec: młody chłopak przyjmuje co weekend dziesięć meczów, udziela się na internetowych forach, wkrótce w wieku 21 lat dostaje propozycje komentowania meczów w Radiu Marca. Zna już agenta Eugenio Botasa i trenera Marcelino. Po Recreativo trafia razem z nim do Racingu Santander. Ma ksywkę „El Nino de la Play”, czyli chłopak z Playstation, rzuca nazwiskami jak szalony i pomaga ściągnąć Mohammeda Tchité i naszego Euzebiusza Smolarka.

Mówimy cały czas o piłce sprzed dekady. Dzisiaj kluby coraz częściej biorą pod uwagę głosy internetowych geeków. W Hiszpanii wyrosło całe „pokolenie Maldinich” (od dziennikarza Mundo Maldiniego), podłączonych do piłki jak do kroplówki. Longoria przecierał ten szlak. Gdy w 2008 roku przekonał do siebie dział analizy Newcastle, „The Sun” pogardliwie nazwał go „dzieckiem internetu”. Po 12 latach ta sama gazeta znowu rzuciła go na szpalty, tym razem łącząc z posadą dyrektora sportowego klubu.

Nie ma wątpliwości, to jest dziś marka. Asturia, baśniowa kraina z filmu Allena, miała kiedyś księcia Davida Villę, a dziś ma Longorię. Chłopak z Oviedo, gdy oderwał się od domowej klawiatury, to już się nie zatrzymał. W Atalancie był skautem, w Sassuolo szefem skautów, to samo w Juventusie, aż nagle w Valencii zrobiono go dyrektorem sportowym. Znowu spotkał się z trenerem Marcelino. Wyszperał talenty jak Koba Koindredi (150 tys. euro) czy Yunus Musah (100 tysięcy euro). 22-letni Uros Racić kosztował 2 mln euro, a dziś warty jest co najmniej pięć razy tyle. Lupa Longorii dotarła nawet do Polski, to on zakontraktował Mateusza Łęgowskiego z Pogoni.

BYĆ JAK FABIO PARATICI

Kibice Valencii pozytywnie oceniają jego pracę. Wiedzą, że nie na wszystko miał wpływ, bo większość transferów robił właściciel Lim i jego doradcy. Chaos w klubie zakończył się zwolnieniem i Longorii, i Marcelino. Do tego jeszcze Mateu Alemany, dyrektor generalny, o którym Pablo mawia, że jest najlepszy na świecie. Inne autorytety to Javier Ribalta, były dyrektor rekrutacji Juventusu i Manchesteru United oraz Fabio Paratici, 48-latek, co przeszedł drogę od skauta Sampdorii do dyrektora Juventusu.

To też jest piękna historia: jedna z najgrubszych ryb tego biznesu jako 24-latek zapisywał zeszyty z analizami piłkarzami. Wojtek Szczęsny opowiadał w „Foot Trucku”, że pierwszym opisanym przez niego graczem był Kamil Kosowski.

Atutem Longorii jest to, że on tych wszystkich ludzi zna. Pracował w czterech krajach, zna sześć języków i nie są to puste wpisy w CV, bo w Marsylii już na pierwszej konferencji mówił bardzo dobrym francuskim. To człowiek ze stajni wielkiej agencji Base Soccer. Anglicy mają u siebie Varane’a, Sona, Maddisona i Dele Allego, mają też Longorię, Wengera oraz Ancelottiego. 34-latek jest pod dobrymi skrzydłami, co przy dobrych wiatrach może go ponieść jeszcze dalej.

AGRESYWNA REKRUTACJA

Marsylia to jego pierwszy tak duży projekt. Nie patrzy na długi klubu jak na problem, tylko okazję. To on jest tym, który może rzeczy wyprostować i umocnić nazwisko. Pracę zaczął w sierpniu i od razu powiedział, że rozpisał cele na pięć lat do przodu. Dla niego liczy się plan i efekt, bez błyskotek w mediach. Francuscy dziennikarze żartują, że to jeden z tych, co jadąc na festiwal w Cannes, bokiem prześlizgnie się do Palais des Festivals, byle tylko nie wejść na czerwony dywan.

Longoria punktuje tym, że swój pomysł na Marsylię realizuje stopniowo. Ceni mu się choćby to, że zostawił wielu ludzi zatrudnionych przez byłego dyrektora Andoniego Zubizarettę. Nawet, jeśli inaczej widzi scouting, stąd niedawne zatrudnienie Davida Friio, byłego skauta Manchesteru United.

– Będziemy agresywni na tym rynku. Chcemy mieć najlepszych młodych u siebie. Jeśli nie potrafisz przekonać do siebie największe perełki w regionie, to jak chcesz zrobić to z tymi światowymi? – mówi Longoria w "La Provence. – Francja obok Brazylii to główny eksporter piłkarzy. Chcemy to wykorzystać. To oczywiste, że bardziej patrzę na graczy z Hiszpanii lub Brazylii niż z Litwy. To kwestia też mentalności. Są narodowości, które lepiej radzą sobie w danym klubie niż reszta. Gdy byłem w Valencii i kupowaliśmy Maximiliano Gomeza, patrzyliśmy na wszystkich Urugwajczyków wstecz. Przypomniał mi się finał Ligi Mistrzów z 1999 roku. Valencia była w finale. I był tam Diego Alonso, obecny trener Miami United, oczywiście Urugwajczyk – dodaje Longoria.

MISJA VALVERDE

Na razie to jest jego styczeń. Ma Milika, wiadomo. Ale ma też Franco Tongyę, fantastycznego 18-latku z Juventusu, który przywędrował w ramach wymiany. Do wypożyczenia Pola Liroli z Fiorentiny trudno się przyczepić. Poza tym zarobił 16 mln euro na sprzedaży Morgana Sansona do Aston Villi i pozbył się kontraktów Kevina Strootmana oraz Kostasa Mitroglou. Za moment może wyciągnąć też Imrana Louzę z Nantes. 19-letnia perełka Ligue 1 rośnie jak baba w piecu – ściągniesz go za 10 za mln, to za jakiś czas zarobisz minimum 20.

Longoria zapowiedział też, że skończy się eldorado z płacami, bo w tej chwili 98 procent budżetu to pensje piłkarzy. Nowy schemat to: 2,7 mln euro dla gwiazd, 1,2 – 1,5 mln dla drugiej grupy i 600 – 800 tysięcy euro dla młodych, których wartość dopiero wzrasta. Pandemia nie ułatwia życie Hiszpanowi, a mimo to zgrabnie porusza się po szachownicy. Andre Villas-Boas mówi: „Znałem go już jako 24-latka. Zadzwonił, że chce mnie w Recreativo Huelva. Jego kariera jest niesamowita”.

To też ciekawe, bo dzisiaj ciemne chmury zbierają się nad Portugalczykiem i za chwilę może go nie być. Najpóźniej odejdzie latem, bo wtedy kończy mu się kontrakt. W tle czeka już Ernesto Valverde, kolejny element układanki Longorii. Football Manager w dorosłym życiu trwa. Nic, tylko pozazdrościć.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Żebrak pięknej gry, pożeracz treści, uwielbiający zaglądać tam, gdzie inni nie potrafią, albo im się nie chce. Futbol polski, angielski, francuski. Piszę, bo lubię. Autor reportaży w Canal+.