Z BANI: Chcemy oglądać gladiatorów, choć możemy latać w kosmos. Genesis, walki na gołe pięści i hydrogeolodzy emocji

Zobacz również:Wszystko, co trzeba wiedzieć o walce Błachowicz - Reyes. Gościliśmy Dorotę Jurkowską, menedżer Janka (WIDEO)
batra-krolik.jpg
fot. JACEK PRONDZYNSKI/ 400mm.pl

Griszka w kolejnym felietonie z cyklu Z BANI pisze o wizerunku sportów walki i poszukiwaniu w nich autentycznych emocji przed debiutancką galą Genesis Fights.

Jak w świadomości przeciętnego człowieka funkcjonują sporty walki? Co zapala się mu w głowie, gdy słyszy te słowa. Jaki ma obraz, co przecież nasz mózg myśli obrazami, nie słowami? Wbrew temu, co chcieliby reprezentanci środowiska fighterskiego, sporty walki nie kojarzą się przeciętnej osobie z Floydem Mayweatherem. Nie kojarzą się z Conorem McGregorem. Nie kojarzą się Chabibem Nurmagomiedowem czy nawet z Muhammadem Alim.

Wizerunek i postrzeganie sportów walki wykształciła kultura popularna, zwłaszcza kino. Sporty walki to kiczowate filmy klasy „D”. Te o karate i mistrzu Miyagi, te filmowe klasyki w stylu „Rocky” z Sylwkiem Stalonem czy wreszcie „Kickboxer” z Jean-Claudem van Dammem. Tam dobre i wyraźne charaktery walczą z równie wyraźnymi, ale złymi. Wchodzi Tong Po i nie tłumaczysz. Nie musisz. To jest archetyp fightera. Ogorzały twardy skurwiel o mocno zarysowanej szczęce, milczek, ale z dobrymi oczami, walczy z innym twardym skurwielem, ale o złych oczach i o takich uczynkach.

Ludzie znają taki obraz z kina i taki obraz chcą oglądać podczas walk. Wyraźne charaktery, szczera bitka do krwi, emocje, mało zasad.

SZUSZY MNIE W GARDLE

Przez pewien czas to pragnienie zaspokajało MMA. Było nowe, świeże, brutalne i z odpowiednią dozą kontrowersji, nie uznawało go za pełnoprawny sport pokolenie naszych rodziców. „Walki w klatkach?! To upadek cywilizacji!” Słowem: idealny przepis na komercyjny sukces.

Jednak rosnąca popularność MMA wymusiła na dyscyplinie większy profesjonalizm. Więcej pieniędzy i większa popularność, to więcej przepisów, więcej norm, więcej zakazów. MMA "mizia się" teraz z Komitetem Olimpijskim i marzy o tym, aby być na Igrzyskach Olimpijskich. To szybka droga, jak na dyscyplinę, która w wymiarze współczesnym ma około trzydziestu lat, a zaczynała jako rozrywka dla społecznych dołów. W wieku trzydziestu lat wyjść za mąż za Komitet Olimpijski? To możliwe, ale czy próby takiego małżeństwa chcieli fani oglądający pierwsze turnieje valetudo (z portugalskiego: idzie wszystko). Oni chcieli oglądać brutalne walki w klatce, a nie sportowe pojedynki reprezentacji: USA vs Kanada. Teraz oglądają pełnoprawny sport, taki sam jak zapasy, boks czy rzut oszczepem.

Brzmi nudno? Bo powoli tak jest, jak to zwykle w małżeństwach z rozsądku bywa. Kiedyś wydawało się, że źródełko MMA nigdy nie wyschnie. Ale rosnąca liczba federacji, ogromna liczba nudnych walk i trudnych do zrozumienia dla laika sędziowskich przepisów, ogromna liczba nijakich fighterów, którzy nie wychodzą do klatki walczyć, a po to aby wygrać i zgarnąć wypłatę, sprawiły, że źródełko wyschło. Przynajmniej dla niektórych. Może nawet nie tyle „wyschło”, co spragnieni emocji, o których pisałem wcześniej, odkopali stare źródło, z którego teraz czerpią. Wiadrami. Nazywa się ono - walki na gołe pięści. I to z niego chcą pić. Wiadrami.

PARADOKS GRACIE

Gdyby prześledzić, jakie płaszczyzny walki cieszą się najmniejszym zrozumieniem u przeciętnego fana MMA, takiego który nie postawił stopy na macie treningowej, to bez dwóch zdań byłyby to: walka w parterze i zapasy pod siatką. Fani nie lubią walki na chwyty, często nie rozumieją jej i gwiżdżą gdy walka w parterze się przedłuża.

Nie dziwie im się, pasywny parter ciężko się ogląda. Nie wierzysz? Obejrzyj mistrzostwa świata w BJJ - nawet ultrasi tej dyscypliny nie są w stanie tego zdzierżyć. Dlatego sędziowie ponaglają zawodników do pracy agresywnej w parterze, premiując tym samym strikerów, a karząc grapplerów, którzy czasem minutami mozolnie krok po kroku wypracowują sobie poddanie.

To w sumie paradoks, że prawie nikt nie chce oglądać parteru, podczas gdy pierwsze turnieje konfrontacje styli bez zasad, wygrywali zwykle reprezentanci brazylijskiego jiu jitsu. Sprawdź to nazwisko: Royce Gracie. To samo jest z zapaśnikami. Ich nudny kunktatorski styl dociskania przeciwnika do siatki całą walkę, a potem zapunktowania jednym obaleniem, nie cieszy się szczególną aprobatą widowni. A to widz decyduje o kształcie sportu. To on wydaje swoje pieniądze.

Co więc zrobić, żeby ludziom dać emocje jakich pragną? To proste. Zabrać to, co nudzi i dać im to, co cieszy! Walki na gołe pięści! Dołożyć łokcie! Zatrudnić fighterów tak wyrazistych, że wydają się być wybrani na castingu aktorskim, a nie przez dyrektora sportowego. Czy to może się nie sprzedać?

CO JEST SPRZEDAWANE

To sprzedać się musi. Wiedzą o tym wszyscy, łącznie z organizatorami. Sprzedaje się to na całym świecie. Promotorzy wciąż szukają nowych form ekstremalnej rozrywki, która przyciągnie widza. Eksperymentują z brakiem i wielkością rękawic. Eksperymentują z polami walki. Do łask wracają brutalne formuły walki - Muay Boran (starożytny boks tajski w samych owijkach) czy Lethwei (boks birmański w którym można bić wszystkim, nawet głową!).

Dużą popularnością cieszą się turnieje w policzkowaniu, ale również te w których może wziąć udział każdy bez względu na wagę i doświadczenie, takie jak osławiona rosyjska „STRELKA”. 70kg vs 180kg? Nie ma problemu. Liczy się to, aby dać coś czego do tej pory nie dała konkurencja.

W najbliższej polskiej gali na gołe pieści i łokcie „Genesis” zobaczymy czołowych polskich zawodników MMA i kickboxerów. I to będzie to, czego nie dała konkurencja. Mocne sportowe nazwiska, elektryzująca nowa formuła walki i show na poziomie KSW. Musi wypalić. Takie nazwiska jak Bartosz Batra, Michał „Matrix” Królik z pewnością przyciągną przed telewizory twardy elektorat sportów walki. A walka wieczoru Różal vs Barnnet przyciągnie również osoby z poza takiego elektoratu.

Czy jednak tego typu gale mają szansę zagrozić MMA? Długofalowo moim zdaniem nie. Na pewno wpiszą się jednak na stałe w obraz sceny sportowej i będą funkcjonowały gdzieś na jej obrzeżach, przyciągając do tej formuły walki osoby z boksu, kickboxingu, boksu tajskiego czy MMA. Nie upieram się jednak przy tej tezie.

HYDROGEOLODZY EMOCJI

Może, jak twierdzą krytycy, tego typu gale to tylko moda. Może walki na gołe pięści przeminą, jak przeminęły inne mody. Jedno jednak nie przeminie. Ludzie będą pragnęli autentycznych emocji. To ich będą szukali - nie „piękna” z reklam margaryny. Tego jestem więcej niż pewien. Nawet jeśli te emocje to będzie powrót do walk gladiatorów na ubitych klepiskach, jak przed tysiącami lat.

Możemy bowiem latać w kosmos, Możemy wepchnąć MMA na Igrzyska Olimpijskie. Możemy mieć ujednolicone zasady, rankingi i komisje antydopingowe. To nic nie zmieni. Koniec końców natury człowieka nie oszukasz. Ludziom podczas widowiska chodzi o jedno - o autentyczne emocje. I odkopią każde źródło, aby je znaleźć.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Ojciec, trener Muay Thai, założyciel Academia Gorila, wiceprezes Polskiego Związku Muaythai, wspólnik w Warsaw Mineral EXPO, autor tekstów długich i krótkich.