Ekwador gotowy, by przejść na Cruyffizm. Jordi znów głosi słowo ojca

Zobacz również:Boski Johan nie wybacza. Najlepszy bramkarz w historii Oranje umarł w zapomnieniu
Johan Cruyff's Memorial At The Camp Nou Stadium
Fot. Urbanandsport/NurPhoto via Getty Images

Zawsze był w cieniu ojca. Być drugim Cruyffem to rola niewdzięczna, ale Jordi nauczył się ją odgrywać z wdziękiem i po swojemu. Od niedawna w Ekwadorze.

Autor: Piotr Żelazny

O dacie jego przyjścia na świat decydował Rinus Michels i termin El Clasico. Jego mama, Danny Coster chciała go urodzić w Amsterdamie poprzez cesarskie cięcie. U tego samego lekarza, który wcześniej pomógł przyjść na świat jego dwóm młodszym siostrom. – Pierwotny termin został wyznaczony tydzień wcześniej, ale Michels przyszedł do ojca i oznajmił, że nie wyobraża sobie żeby zajmował się dzieckiem i narodzinami przed meczem z Realem Madryt. Szczególnie, że Barcelona walczyła o pierwsze od 14 lat mistrzostwo Hiszpanii. Rinus stwierdził, że mogę się urodzić tydzień później, już po klasyku, w dniu jego własnych urodzin, czyli 9 lutego. I tak się stało, termin został przełożony – mówił Jordi Cruyff w rozmowie z ESPN. Barca pokonała Real 5:0, Johan Cruyff strzelił dwa gole, a mecz przeszedł do historii jako jeden z jego najwspanialszych występów.

POBIĆ WRESZCIE OJCA

Jordi od futbolu nie mógł uciec. Od porównań także, i od miana gorszego Cruyffa. Na początku roku Holender objął posadę selekcjonera reprezentacji Ekwadoru. Zadanie postawiono przed nim jasne – awans na mistrzostwa świata w Katarze. Będzie musiał też wprowadzić do zespołu młodzież, ale ma wśród kogo wybierać: Na zeszłorocznym mundialu do lat 20 w Polsce młodzi Ekwadorczycy zajęli trzecie miejsce pokonując w meczu o brąz Włochów 1:0. Kilka miesięcy wcześniej zostali młodzieżowym mistrzem Ameryki Południowej. Jordi ma szansę chociaż w tej jednej kategorii przebić ojca, który nigdy nie pojechał na mistrzostwa świata w roli trenera.

Gdy w 1994 roku debiutował w pierwszym zespole Barcelony (w przegranym 1:2 meczu ze Sportingiem Gijon) dla większości obserwatorów było jasne, że gdyby ojciec nie był legendą klubu, człowiekiem, który go zrewolucjonizował, a w dodatku aktualnym trenerem zespołu, Jordi tego zaszczytu pewnie by nie dostąpił. Niespecjalnie zmienia tę sytuację fakt, że dwa lata wcześniej był najlepszym strzelcem rezerw. Ilu wychowanków La Masii, którzy świetnie radzili sobie w juniorach, nigdy nawet nie wyszło na główną płytę Camp Nou?

Do tezy o kompletnej indolencji piłkarskiej młodego Cruyffa nie pasuje jednak kilka faktów. W 1996 roku Guus Hiddink powołał go na Euro, gdzie w meczu ze Szwajcarią Jordi zdobył jedyną bramką w kadrze. Można to tłumaczyć mackami ojca, które sięgały wszystkiego w pomarańczowym futbolu. Już jednak faktu, iż latem tego samego roku Sir Alex Ferguson ściągnął go do Manchesteru United w ten sposób usprawiedliwić się nie da. Oczywiście Cruyff junior nigdy na Old Trafford nie stał się wiodącą postacią – podpisał czteroletni kontrakt, ale rozegrał w tym czasie tylko 34 mecze ligowe (zdobył w nich osiem bramek). Był trapiony przez kontuzje – które męczyły go zresztą przez całą karierę i położyły się na niej cieniem. Cruyff junior musiał przejść aż 12 różnych operacji. Na rundę wiosenną sezonu 1998/99 został odesłany na wypożyczenie do Celty Vigo. Gdy jego koledzy w jednym z najbardziej dramatycznych i owianych legendą finałów Champions League ogrywali w doliczonym czasie Bayern, on szykował się do meczu z Tenerife, a trzy dni wcześniej trafił przeciwko Realowi Oviedo.

In Focus: Famous Footballing Father And Sons
fot. Allsport UK /Allsport

IMIĘ NA PRZEKÓR

Gdyby jednak Cruyff junior był aż tak złym piłkarzem, jak wielu po dziś dzień sądzi, nie rozegrałby w LaLiga 173 meczów w barwach czterech klubów. Karierę zakończył w 2010 roku po dwóch sezonach na Ukrainie (Metałurg Donieck) i jednym na Malcie (Valletta FC). Najbliżej chwały był w 2001 roku, gdy jego Deportivo Alaves przegrało w finale Pucharu UEFA z Liverpoolem w niesamowitym spotkaniu. Anglicy wygrali 5:4, a młody Cruyff w 88. minucie trafił na 4:4 i doprowadził do dogrywki. W tamtym meczu Jordi grał już z bezbłędnie kojarzącym się z jego ojcem numerem 14 i nazwiskiem na koszulce. Gdy jednak wchodził do pierwszego zespołu Barcelony na plecach miał napisane tylko „Jordi” i za wszelką cenę próbował się od ojca-legendy, a zarazem trenera dystansować.

Imię dostał – jak to o u obu Cruyffów często bywało – na przekór. Gdy przychodził na świat, w Hiszpanii trwała dyktatura generała Franco, a o jakiejkolwiek autonomii katalońskiej nie było mowy. Język był zakazany, flagi i symbole również, podobnie jak wszelkie formy manifestowania patriotyzmu. Uparty Johan postanowił jednak nazwać syna imieniem świętego patrona Katalonii. W Barcelonie frankistowscy urzędnicy by mu na to nie pozwolili, ale Johan dziecko rejestrował w Amsterdamie, gdzie jurysdykcję faszyzującego generała i jego pułkowników wszyscy mieli w głębokim poważaniu. Tak przynajmniej mówi powtarzana do dziś legenda. Mniej uświęcona wersja jest taka, że Cruyffom po prostu podobało się imię Jordi i nie mieli pojęcia, że jest ono zakazane w Hiszpanii. Gdy urzędnicy powiedzieli Johanowi, że muszą synowi zmienić w papierach imię na Jorge, Holender się wściekł i nie pozwolił im na to, zasłaniając się obywatelstwem i faktem, że syn już został zarejestrowany jako Jordi w Amsterdamie. Paweł Wilkowicz w tekście o boskim Johanie w „Kopalni – sztuce futbolu” pisał o tamtej sytuacji: „Został bohaterem tego katalońskiego karnawału wolności trochę mimo woli. Mniej jak Wałęsa, bardziej Forrest Gump”.

SZEŚĆ LAT W IZRAELU

Po zakończeniu kariery piłkarskiej Jordi został dyrektorem sportowym cypryjskiego klubu AEK Larnaka, a dwa lata później zgłosił się po niego kanadyjski miliarder żydowskiego pochodzenia Mitchell Goldhar – właściciel Maccabi Tel Awiw. Goldhar postanowił zbudować w Izraelu europejski klub o zdrowych podstawach, potrafiący nie tylko zdobywać trofea, ale także grać pięknie, produkować, wprowadzać i sprzedawać młodzież, no i przynosić dochody. Potrzebował na stanowisko dyrektora sportowego kogoś, kto zna funkcjonowanie wielkich klubów, kto uczył się futbolu od najlepszych, i kto ma w sobie żyłkę poszukiwacza przygód, a przeprowadzka do Izraela nie będzie dla niego odstraszająca. Goldhar potrzebował młodego Cruyffa, który będąc zawodnikiem Barcelony studiował zarządzanie w sporcie, a w trakcie pobytu w United skończył podyplomowy kurs z marketingu. Miał też licencję trenerską, którą zrobił – jak sam mówił – by lepiej futbol zrozumieć. O darmowych lekcjach piłki nożnej, które przez całe życie odbierał od najwybitniejszego umysłu piłkarskiego w historii nie ma co wspominać.

Jordi został w Izraelu sześć lat – w tym czasie Maccabi zdobyło trzy razy z rzędu mistrzostwo i trzy razy zajmowało drugie miejsce. Poprzedni tytuł klub z Tel Awiwu zdobył 10 lat wcześniej. Holender zmienił w Maccabi wszystko – począwszy od tego, że wraz z jego przyjściem wszyscy piłkarze zaczęli być podczas treningów śledzeni przez GPS i ćwiczyć w kamizelkach monitorujących ich wysiłek, skończywszy na zmianie menu w klubowej stołówce. I chociaż dla większości czytelników nie brzmi to jak rewolucja, należy pamiętać, że mowa o czasach osiem lat wstecz, no i o Izraelu, który błąka się gdzieś w okolicach 100. miejsca rankingu FIFA, a liga w zestawieniach UEFA krąży w okolicach naszej ekstraklasy. – Jesteśmy klubem, który musi dominować. Nasz styl to posiadanie piłki, ale przede wszystkim wygrywanie wszystkich meczów. Dlatego potrzebujemy trenerów, którzy to rozumieją. Szukamy szkoleniowców, którzy chcą by ich drużyna budowała akcje od tyłu podaniami, by narzucała swój styl przeciwnikom. Nie możemy zatrudnić trenera, który chce by jego zespół grał z kontrataku – tłumaczył Cruyff w 2015 roku w rozmowie z „The Independent”, gdy Maccabi grało z Chelsea. – To nie jest kwestia żadnej filozofii, tylko naszych wymagań. Budżet zobowiązuje nas do wygrywania wszystkich meczów. Z Cruyffem na dyrektorskim stołku klub z Tel Awiwu awansował do fazy grupowej Ligi Mistrzów, chociaż zderzenie z europejską elitą było wyjątkowo bolesne: Izraelczycy nie zdobyli ani jednego punktu, zdobyli jedną bramkę, stracili 16. Trzy razy grali też w fazie grupowej Ligi Europy, raz udało im się awansować do fazy pucharowej.

RĘKA DO TRENERÓW

O tym jak dobrą pracę wykonywał Jordi w Tel Awiwie niech świadczą losy trenerów, których wynajdywał i potrafił skusić do objęcia zespołu. Jego pierwszym pomysłem było wyciągnięcie z La Masii trenera młodzieży Barcelony – Óscara Garcíi Junyenta. W swojej pierwszej pracy z seniorami zdobył od razu mistrzostwo Izarela. Po roku Hiszpan odszedł gdyż dostał propozycję z Brighton. Później wrócił do Maccabi, zdobył dwa mistrzostwa Austrii z Red Bullem Salzburg, prowadził Olympiakos Pireus, a obecnie pracuje w Celcie Vigo. Kolejnym szkoleniowcem, którego zatrudnił Cruyff był Portugalczyk Paulo Sousa. Portugalczyk nie był wyciągnięty z kapelusza jak Oscar Garcia, ale to dopiero po sezonie w Tel Awiwie trafił do FC Basel i Fiorentiny. Autorskim wynalazkiem Jordiego był następny szkoleniowiec – Pako Ayestarán, który zanim trafił do Maccabi był trenerem przygotowania fizycznego, a następnie przez wiele lat asystentem i najbliższym współpracownikiem Rafy Beniteza.

Ayestarán, który zanim trafił do Ziemi Świętej przez chwilę samodzielnie pracował w Meksyku, poprowadził Maccabi do jedynego w historii izraelskiego futbolu trypletu – nikt wcześniej (ani później) nie zdobył tam wszystkich trzech trofeów. Później zasłynął tym, że przejął Valencię po krótkim i burzliwym epizodzie Gary’ego Neville’a. Kolejnym trenerem w Maccabi był Slaviša Jokanović, który po sezonie w Tel Awiwie wprowadził Fulham do Premier League.

W końcu w styczniu 2016 roku stanowisko objął rodak Jordiego, wówczas jeszcze nieznany poza Holandią Peter Bosz. Dziś uznawany jest za jednego z najbardziej radykalnych cruyffistów. Był też ostatnim trenerem, którzy mieli możliwość bezpośredniej rozmowy z Johanem przed jego śmiercią w marcu 2016 roku. Cruyff senior przyjechał do Izraela odwiedzić syna i wówczas wiele czasu poświęcił Boszowi. Jak się potoczyły jego losy większość doskonale wie – Ajax, Borussia Dortmund, a niedawno przedłużył umowę w Bayerze Leverkusen. Ta wyliczanka jasno pokazuje, że Cruyff junior miał niewątpliwie dobrą rękę do szkoleniowców.

W IMIĘ ZASAD

Do najsłynniejszej zmian na stanowisku trenera Maccabi doszło jednak w 2017 roku. Drużyna źle wystartowała do sezonu i Jordi uznał, że potrzebny jest wstrząs – zwolnił Szotę Arweładze i w jego miejsce zatrudnił syna słynnego Johana Cruyffa. – To były trudne i twarde negocjacje – żartował później, po czym już poważnie dodawał. – Zawsze się przed tym wzbraniałem. Powtarzałem sobie wielokrotnie, że nie mogę objąć zespołu i zająć miejsca trenera, bo wówczas w klubie wytwarza się zła energia. Jordi tłumaczył, że nie chciał nowego szkoleniowca wsadzać na dzień dobry na minę. Twierdził, że zespół czekało w krótkim okresie kilka trudnych spotkań wyjazdowych, a drużyna była rozbita psychicznie i trudna do poskładania. Sam doskonale znał piłkarzy i wiedział czego potrzebują. Dlatego też – jak na Cruyffa przystało – złamał zasady i rozegrał to swojemu. Poprowadził Maccabi w dziewięciu meczach ligowych – osiem wygrał, jeden zremisował, po czym… zwolnił się i wrócił na stołek dyrektorski. – Ojciec mi zawsze powtarzał, że jeśli mam wątpliwości przy podjęciu decyzji, a sprawy zawodowe kłócą się z tymi ludzkimi, mam postępować w pierwszej kolejności po ludzku. A wtedy wszystko się jakoś ułoży. Ilekroć nie wiem co zrobić, trzymam się tej zasady – mówił powołując się na nieżyjącego już wówczas od przeszło roku Johana.

SPOTKANIE Z MIERZEJEWSKIM

Nieoczekiwanie odszedł z Tel Awiwu w 2018 roku. W europejskich mediach pojawiały się spekulacje, że dostanie posadę dyrektora sportowego w Niemczech albo w Anglii, tymczasem wylądował w Chinach. I to na stanowisku trenera, a nie zarządcy czy też menedżera. Objął Chongqing Dangdai Lifan, gdzie spotkał Adriana Mierzejewskiego. Razem zajęli 10. miejsce w lidze, co było poprawką w stosunku do poprzedniego sezonu (13. pozycja), ale na nikim wrażenia nie zrobiło. To dlatego dobry wynik z Ekwadorem może być przepustką z powrotem do Europy. Awans na mistrzostwa świata, dobra i efektowna gra na mundialu, umiejętne wkomponowanie utalentowanej młodzieży mogą spowodować, że człowiek całe swoje życie pozostający w cieniu ojca, może na chwilę z niego wyjdzie. Inna sprawa, że młody Cruyff nie wygląda jakby za wszelką cenę chciał i potrzebował pracować w największych europejskich ligach. Jemu podoba się rola apostoła cruyffizmu z dala od utartych szlaków.

Chociaż trzeba też przyznać, że nie jest on cruyffistą ortodoksyjnym. Miłość do ofensywnego futbolu i stylu opierającego się o podania, równoważy bardzo dobrze zorganizowaną defensywą. Tego się nauczył prowadząc słabsze zespoły. – Oczywiście, że ojciec był moją największą inspiracją. Trudno by było inaczej. Stół w naszej kuchni był centrum mojej edukacji piłkarskiej i wiele zostało mi tam wyjaśnione – mówił Cruyff junior, po czym dodał. – Ale ojciec był zdecydowanie większym rewolucjonistą niż ja.

Z tym oczywiście nikt nie dyskutuje. To Cruyff senior dał światu nowoczesny futbol, tiki-takę, Guardiolę i całe zastępy uczniów przekładających styl nad wyniki. W sierpniu zeszłego roku przed Camp Nou odbyła się ceremonia odsłonięcia pomnika Johana. Jordi był tym, któremu przypadł zaszczyt przemowy, chociaż zarzekał się, że nie ma nic przygotowanego i woli improwizować. Na cokole widnieje jeden z najsłynniejszych cytatów jego ojca: „wyjdźcie i cieszcie się grą”. Z tego jednego zdania (po hiszpańsku jeszcze krótszego, „salid y disfrutad”) składać się miała jego mowa motywacyjna przed finałem Pucharu Mistrzów w 1992 roku. Wydaje się, że Jordi to motto wziął sobie głęboko do serca i potrafi się cieszyć z bycia tym drugim Cruyffem.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Różne pokolenia, ta sama zajawka. Piszemy dla was o wszystkich odcieniach popkultury. Robimy to dobrze.