David Moyes wstawił do maszyny West Ham United stary silnik Everton 2002-13. Okazało się, że motor pracuje jak nowy!

Zobacz również:Weekend udanych debiutów. Nowe nabytki pokazały, co mogą wnieść do Premier League
fot. Arfa Griffiths/West Ham United FC via Getty Images

Kibice z London Stadium przecierają oczy ze zdumienia. Czy to aby na pewno ich zespół? West Ham nie gra może najpiękniejszego futbolu w Anglii, ale punktuje jak trzeba, od kilku lat nie zaczął sezonu tak dobrze. Konsekwencja w grze, jakość, solidność i David Moyes trzymający kierownicę. Coś nam to przypomina.

Kiedy urodzony w Glasgow menedżer przychodził na Goodison Park w 2002 roku, nazwał Everton „The People’s Club”, „Klubem Ludzi”. Podkreślił także, że w Liverpoolu będzie czuł się dobrze, bo przypomina on jego rodzinne miasto. Ujął kibiców The Toffees tym, że podczas pierwszej konferencji prasowej wyznał: – Większość ludzi, których spotykasz na ulicy, to fani Evertonu.

DEKADA ROZCZAROWAŃ

Był marzec 2002 roku i nie wszyscy kibice z niebieskiej części Merseyside byli przekonani, że ten ruch pozwoli uratować zespół przed degradacją. Tutaj pojawia się pierwsze podobieństwo do West Hamu United. Młoty miały w ostatnich latach większe aspiracje niż walka o ligowy byt, ale nie potrafiły tych ambicji zrealizować. W tej chwili Moyes dał im komfort, cokolwiek stanie się dalej w bieżącym sezonie, wszystko wskazuje na to, że są bezpieczni. Ale Szkot chce oczywiście więcej.

Everton utrzymał się wtedy w elicie. Wyglądał solidnie, wygrał kilka meczów, w tym z Fulham, w debiucie DM. Szkot miał długofalowy plan, chciał bowiem, by klub znów był szanowany w Anglii. Dekada przed jego przyjściem była jednym wielkim rozczarowaniem, w którym jedynymi miłymi momentami było zdobycie Pucharu Anglii i szóste miejsce w 1996 roku. Generalnie kibice z Goodison chcieli zapomnieć o latach 90.

WEJŚCIE SMOKA CAHILLA

Plan udało się zrealizować. Moyes zbudował drużynę, a w zasadzie kilka drużyn na przestrzeni kolejnych jedenastu lat, z którymi wszyscy się liczyli. Mecz przeciwko jego ekipie oznaczał ból. Ale Everton kojarzył się również z pozytywną energią, pulsującym stadionem, był zawsze tym zespołem, który mocno naciskał na największych i nigdy przed nimi nie pękał.

Nie od razu to się udało. Bywały momenty kryzysowe, jak wtedy, gdy Moyes starł się na treningu z gwiazdą klubu, dzisiaj asystentem Carlo Ancelottiego, Duncanem Fergusonem. W sezonie 2003-04, kiedy do tego doszło, cudem uniknęli spadku. Ale potem wyszło słońce. Szkot przewietrzył szatnię, pozbył się kilku doświadczonych zawodników i postawił na swoich ludzi. To też przypomina dzisiejszy West Ham, gdzie ściągnięcie choćby takiego Tomasa Soucka mocno odmieniło grę Młotów. Impulsem dla Evertonu był z kolei transfer Tima Cahilla. Miał znakomite wejście, strzelał mnóstwo goli i od razu stał się idolem Goodison Park.

Czwarte miejsce w sezonie 2004-05 i tytuł Menedżera Roku (był nim trzykrotnie) dla Moyesa to był wspaniały moment jego kariery. Od tej chwili fani dużo łatwiej wybaczali mu potknięcia, bo i tych nie brakowało. Z pewnością kilka nazwisk, jakie przewinęły się przez drużynę Szkota, do dziś zostało w pamięci trybun. Młodziutki Wayne Rooney, odchodzący do Manchesteru United, Steven Pienaar, Yakubu, Mikel Arteta, Phil Jagielka, czy wreszcie Marouane Fellaini (Soucek jest dziś porównywany do Belga).

Problemem Moyesa był brak stabilizacji formy zespołu, dość duże skoki pozycji na koniec sezonu. Przebłyski przeplatały się z dołkami. Jednak ogólnie jego czas w Evertonie jest oceniany bardzo pozytywnie. Świadectwem dobrej roboty wykonanej w tym klubie jest zatrudnienie go w Manchesterze United. Piłkarze The Toffees żegnali go z honorami, stewardzi bili brawo. – Nie wiedziałem, co zrobić, byłem tak wzruszony – opowiadał potem Moyes.

Kibice, którzy narzekali na niektóre jego niewypały transferowe, czy na to, że pod jego wodzą Everton nie umiał wygrać ani jednego meczu z rywalami z Top Four, złożonego wówczas z Arsenalu, Chelsea, Manchesteru United i Liverpoolu, na ich boiskach, mieli za nim jeszcze zatęsknić.

POMÓGŁ... KORONAWIRUS

Dzisiejszy zespół West Hamu United dostał od Moyesa nowe życie. Po kiepskiej pracy Manuela Pellegriniego, wreszcie można dostrzec w grze Młotów pozytywy. WHU to jest ekipa, która bardzo dobrze i skutecznie wykonuje stałe fragmenty (8 bramek w tym sezonie, czołówka ligi). 57-letni menedżer postawił na ludzi, którzy ciężko harują, nie potrzebuje gwiazd, takich jak Felipe Anderson, które zabłysną w jednym spotkaniu, by zgasnąć na kilkanaście kolejnych. Ma dobre porozumienie z asystentami, ci pod nieobecność Szkota, spowodowaną koronawirusem, bezbłędnie prowadzili zespół. Z Alanem Irvine’em pracował jeszcze podczas poprzedniej przygody z West Hamem. Stuart Pearce czy Kevin Nolan to ludzie, którzy znają angielską piłkę od podszewki, mają charyzmę, sami byli bardzo dobrymi zawodnikami.

Paradoksalnie to przerwa na leczenie COVID-19 sprawiła, że sprawy się ułożyły. West Ham zyskał rozpęd, Moyes spojrzał na drużynę z pewnym dystansem, poukładał sobie w głowie schematy i wrócił do pracy ze zdwojoną energią. Zaczął wykorzystywać doświadczenie, przecież to menedżer, który w starciu z Leeds poprowadził zespół w Premier League po raz 557.

Jeśli piłkarze mu zaufają, mogą razem sięgnąć po ciekawy wynik. Moyes to nie jest rener, z którym zdobędą seriami trofea, zapewnia raczej spokój. W Evertonie słynął z tego, że nie szastał forsą. Klubowy budżet traktuje jak własny. Podczas 11 lat spędzonych na Goodison Park wydał 147 mln funtów, a gdyby podliczyć to wszystko razem ze sprzedanymi zawodnikami, wyjdzie, że potrzebował wyciągnąć z kasy 28 milionów funtów, by cztery razy wprowadzić Everton do Europy. W ostatnich siedmiu sezonach za każdym razem lądował bezpiecznie, z telemarkiem, w czołowej ósemce.

Londyński klub byłby z podobnego obrotu spraw bardzo zadowolony. Przecież właściciele kupili piłkarzy za blisko 100 milionów i zatrudnili Manuela Pellegriniego, mając apetyty na Ligę Mistrzów. O mały włos skończyło się degradacją. Coraz więcej faktów przemawia za tym, że stary silnik Everton 2002-13 działa w maszynie marki West Ham United, a Moyes nie tylko wie, jak odpalić lekko zardzewiały motocykl stojący w stodole, ale jeszcze potrafi na nim jeździć.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz Canal+. Miłośnik ligi angielskiej, która jest najlepsza na świecie. Amen.