Czy i kiedy Ben Simmons zmieni wreszcie klub? Szukamy mu nowej drużyny w NBA

Zobacz również:Bezdomny dzieciak znalazł swoje miejsce w NBA. Jak Jimmy Butler stał się liderem
Ben Simmons
Fot. Tim Nwachukwu/Getty Images

Zdawało się, że ta kostka domina opadnie jako pierwsza i rozpocznie lawinę kolejnych ruchów w NBA. Tymczasem Ben Simmons pozostaje graczem Philadelphia 76ers. Klub nadal nie chce zejść z ceny i ponoć w Filadelfii nie mają nic przeciwko temu, by rozgrywający rozpoczął kolejny sezon w składzie Szóstek. Takie rozwiązanie żadnej ze stron nie jest jednak zbytnio na rękę.

Jeśli wybrać jednego gracza, który po tegorocznej fazie play-off stracił najwięcej, to w czołówce byłby Ben Simmons. 24-letni all-star był jednym z głównych powodów porażki 76ers (numeru jeden na wschodzie po sezonie zasadniczym) już w drugiej rundzie fazy play-off. Simmons stał się wręcz pośmiewiskiem, gdy w czwartych kwartach kolejnych meczów 76ers przeciwko Atlanta Hawks bał się oddawać rzuty. Nie pomogli też koledzy czy trener, którzy po wszystkim nie mieli problemu rzucić jego samego na pożarcie.

Już wtedy jasne było, że rozstanie jest najlepszym możliwym rozwiązaniem tej sytuacji. Sam zawodnik miał odciąć się od klubu i zerwać kontakty. 76ers z kolei najpierw zapowiadali, że stworzą specjalny plan treningowy dla wychowanka, lecz szybko zmienili zdanie i zamiast tego zgodzili się na wysłuchiwanie ofert. Ustalona przez nich cena okazała się jednak zbyt wysoka. Simmons nie zmienił więc klubu ani w noc draftu, ani w kolejnych tygodniach. Wciąż pozostaje w składzie Philly i na razie nic nie wskazuje na zmianę.

76ers ceny nie chcą opuszczać, a to utrudnia znalezienie transferu. Tym bardziej że po słabej fazie play-off wartość Simmonsa jest dziś tak niska, jak jeszcze nigdy wcześniej. I nie pomagają tutaj pojawiające się filmiki z treningów 24-latka, które wracają każdego lata jak bumerang. Ostatecznie odbijają się te bumerangi od ściany, bo choć na treningach Simmons zdaje się dominować i trafia nawet za trzy, to potem w trakcie rozgrywek fani 76ers znów widzą mniej więcej tego samego zawodnika, co sezon wcześniej.

Co roku są te same filmiki, a potem te same pytania i wątpliwości co do Simmonsa, jego rzutu, agresywności w grze i dopasowania do Joela Embiida. Rozgrywający to znacznie więcej niż same znaki zapytania, bo przecież jest jednym z najlepszych defensorów ogółem w NBA, a do tego potrafi świetnie kreować i jest w zasadzie nie do powstrzymania w szybkich atakach. To z pewnością przekonuje potencjalnych zainteresowanych, szczególnie że świeży start może się okazać dla australijskiego gracza dokładnie tym, czego potrzebuje.

Wszystkie te atuty powodują zresztą, że 76ers ustalili wysoką cenę za trzykrotnego uczestnika Meczu Gwiazd. Marzy im się co najmniej taka paczka, jaką za Jamesa Hardena otrzymali Houston Rockets. Trudno jednak uwierzyć, że zobaczymy podobny scenariusz, bo Simmons nie jest taką gwiazdą jak Harden. Na dodatek szczególnie teraz coraz mocniej na pierwszy plan wychodzi kwestia jego etyki pracy. Nie od dziś mówi się zresztą, że Australijczyk zachowuje się bardziej jak koszykarz-celebryta niż prawdziwy profesjonalista.

Trudno więc tak naprawdę oszacować teraz realną wartość Simmonsa. Ma sporo wad, ale ma też sporo atutów. Trzy razy zagrał w All-Star Game, lecz od jakiegoś czasu niemal stoi w miejscu – a kto stoi, ten się cofa. Ma dopiero 24 lata, więc może wykonać jeszcze spory progres, jednak uwierzyć w to jakby coraz trudniej. Dodajmy do tego fakt, że jego wady na powierzchnię wychodzą najbardziej w najważniejszych momentach sezonu, czyli w fazie play-off, a okaże się, że tak naprawdę, to cena za Bena powinna być dziś promocyjna.

Sixers w teorii nadal mogą próbować z Simmonsem, choć zdaje się, że pewne mosty zostały już spalone. Dopasowanie nie jest w Filadelfii idealne – są strzelcy i jest jeden z najlepszych podkoszowych w NBA, który nawet mimo wszystkich wad Simmonsa potrafi dominować. Nie ma za to kolejnego kreatora gry umiejącego wziąć piłkę do ręki i stworzyć coś z niczego. Był kimś takim przez chwilę Jimmy Butler, z którym 76ers byli jak do tej pory najbliżej wielkiego sukcesu (rzut Kawhi Leonarda śni się kibicom z Filadelfii do dziś).

Mógł być też kimś takim Kyle Lowry, lecz Philla ostatecznie nie sięgnęła po rozgrywającego przed ostatnim dniem okienka transferowego w poprzednim sezonie. Nie udało się go też pozyskać z rynku wolnych agentów, bo weteran wybrał Miami. Tymczasem ktoś właśnie taki mógłby mieć naprawdę pozytywny wpływ na grę Simmonsa, którego tak Brett Brown, jak i Doc Rivers potrafili wykorzystać w grze bez piłki, choć nie robili (lub nie mieli jak zrobić) tego wystarczająco często, by skutecznie włączyć rozgrywającego do ataku pozycyjnego.

Dlatego, choć pozostanie 24-latka w Filadelfii jest możliwe, to jednak wszystko wskazuje na to, że i jedna, i druga strona z chęcią rozpocznie nowy etap. Z tego też powodu warto przyjrzeć się, które zespoły o Simmonsa mogą zabiegać. Zakładając, że Szóstki raczej nie oddadzą Australijczyka do rywala z konferencji wschodniej (odpadają więc Raptors czy Wizards, choć oczywiście Daryl Morey może wysłać zawodnika tam, gdzie chce), na horyzoncie pojawia się czterech poważnych kandydatów. Oto oni.

*****

SACRAMENTO KINGS

Już ponad 15 lat czekają fani Sacramento Kings na choćby powrót do fazy play-off. DeAaron Fox pozostaje jednym z najbardziej niedocenianych zawodników w lidze, ale też gra w jednej ze wciąż najgorzej zarządzanych organizacji w NBA. Nie ma się co oszukiwać: sięgnięcie po Bena Simmonsa nie sprawi, że Kings przestaną być wreszcie brzydkim kaczątkiem. Byłby to jednak krok w interesującą stronę. Szczególnie że Simmons mógłby całkiem nieźle odnaleźć się obok Foxa oraz Tyrese Haliburtona.

Kogo jednak Kings tak w zasadzie mieliby oddać? Najbardziej prawdopodobnym kandydatem byłby Buddy Hield, którego prawie już wysłali do Los Angeles Lakers w noc draftu, zanim ekipa z Miasta Aniołów nie dogadała się z Washington Wizards w sprawie pozyskania Russella Westbrooka. Oczywiście w skład paczki wchodziłyby też z pewnością wybory w drafcie, choć to Hield jako jeden z najlepszych strzelców za trzy w lidze byłby tutaj tym, który z miejsca mógłby pomóc 76ers w walce o przebicie szklanego sufitu.

PORTLAND TRAIL BLAZERS

Miała być rewolucja w składzie Blazers, ale Cody Zeller czy Tony Snell wrażenia nie robią. Trochę lepiej wygląda już Larry Nance Jr., lecz to wciąż może być za mało, by przekonać Damiana Lillarda do pozostania. No to może Simmons właśnie? Nadszedł już chyba ten czas, by Blazers spróbowali czegoś nowego, a CJ McCollum wydaje się idealnym wręcz kandydatem do wymiany – tak dla Blazers, jak i dla 76ers. Ci pierwsi nie musieliby dorzucać wiele więcej, ci drudzy zyskaliby gracza dużo lepiej pasującego do Embiida.

Philadelphia 76ers v Portland Trail Blazers
Fot. Kevin C. Cox/Getty Images

A tak jak McCollum to lepszy fit dla Embiida, tak i Simmons powinnien dużo lepiej odnaleźć się obok takiego rozgrywającego jak Lillard, odgrywając rolę drugiego Draymonda Greena. Dodatkowym plusem jest fakt, że Simmons i McCollum zarobią w przyszłym sezonie niemal takie same pieniądze. Dzięki temu ewentualny transfer byłby łatwy do zrobienia i nie wymagałaby angażowania trzeciego zespołu. Jeśli jednak 76ers zamiast McColluma chcieliby wyciągnąć z Portland samego Lillarda, to znalezienie porozumienia nie będzie już tak proste.

GOLDEN STATE WARRIORS

Niekoniecznie to właśnie Simmons znajduje się na szczycie listy życzeń Warriors, choć dodanie 24-latka do składu na pewno byłoby ciekawym ruchem Wojowników. Do dyspozycji jest wszak Andrew Wiggins i jego sporych rozmiarów kontrakt. Znacznie większy apetyt robią jednak takie nazwiska jak James Wiseman, Jonathan Kuminga czy Moses Moody. To na tej trójce młodych talentów Wojownicy mogą albo oprzeć transfer po gwiazdę, albo swoją przyszłość. Wybór między jednym a drugim jest jak balansowanie na bardzo cienkiej linie.

76ers sami zaproponowali ponoć Warriors jeszcze przed draftem, by w zamian za Simmonsa oddali Wigginsa, Wisemana, wybory numer 7 i 14 w tegorocznym naborze oraz jeszcze dwa wybory w przyszłości. Wojownicy szybko tę ofertę odrzucili, choć do rozmów zawsze można wrócić. To także sygnał, że 76ers chyba niekoniecznie chcą tylko i wyłącznie zawodników, którzy pomogą im wygrywać od zaraz. W razie co do transferu może dołączyć też trzeci zespół i to on przyjmie talenty Warriors w zamian za gotową pomoc dla Embiida.

Golden State Warriors - Draymond Green i Stephen Curry
Fot. Lachlan Cunningham/Getty Images

MINNESOTA TIMBERWOLVES

Drużyna z Minneapolis wreszcie ma nowych właścicieli, a Anthony Edwards wygląda jak potencjalna gwiazda NBA, która razem z Karlem-Anthonym Townsem może znów dać kibicom Timberwolves sporo ekscytacji. Znakomicie wpasowałby się w to Simmons. Nie jest on może tak dobrym kumplem Townsa jak D’Angelo Russell, ale też ma dobre relacje z liderem Wilków. No i do tego po prostu dużo lepiej pasuje do podkoszowego. Jest przede wszystkim znacznie lepszym defensorem niż bardzo słaby w tym względzie Russell.

Tu jednak pojawia się pytanie, czym Wolves chcieliby przekonać 76ers do transferu. Tym bardziej że dużo częściej drugim najlepszym graczem Wilków w zeszłym sezonie był Malik Beasley czy nawet wspomniany Edwards, aniżeli Russell. Ten w Filadelfii miałby dużo łatwiejsze życie, gdy za plecami stałby Embiid, dlatego jest tu potencjał na wymianę zadowalającą każdą stronę. Nic więc dziwnego, że Minnesota wyrasta na czarnego konia tego wyścigu. Na ten moment jednak meta wciąż nie majaczy nawet w oddali.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz sportowy z pasji i wykształcenia. Miłośnik koszykówki odkąd w 2008 roku zobaczył w akcji Rajona Rondo. Robi to, co lubi, bo od lat kręci się to wokół NBA.