CZWARTY SEKTOR: Perez przybliża Red Bulla do tytułów, Bottas pogrąża się w marazmie

Zobacz również:Druga połowa „formułowego” spektaklu. Brytyjsko-holenderski pojedynek w cieniu liczb
Max Verstappen
Fot. Clive Mason/Getty Images

To był jeden z najbardziej przepełnionych zwrotami akcji weekendów wyścigowych w tym sezonie Formuły 1. Do końca zostały już tylko cztery rundy i Max Verstappen wypracował przed nimi 19-punktową przewagę, choć jeszcze w sobotę nie było to takie oczywiste. Bartosz Budnik podsumowuje Grand Prix w stolicy Meksyku.

Red Bull pojechał na tor, gdzie historycznie powinni wziąć wszystko w cuglach. Poza zadyszką z kwalifikacji w sumie wszystko się sprawdziło. Max Verstappen znowu był świetny, Sergio Perez trzyma wysoką formę, a Valtteri Bottas nadal jest pasywny i może to sporo kosztować Mercedesa. Wyścig nie porwał, mimo wielu lepszych kierowców startujących z dalszych miejsc. Dodatkowo swoje trzy grosze dołożyli kolejny raz kierowcy Haasa i możemy się cieszyć, że tylko Mick Schumacher z Yukim Tsunodą skończyli ten wyścig przedwcześnie.

Co wiemy po Grand Prix w Mexico City?

1
MAX DOKŁADA KOLEJNĄ CEGIEŁKĘ

Po zaskakująco dobrej formie w Austin mieliśmy pełne prawo oczekiwać kontynuacji serii. W 2019 roku wygrana Lewisa Hamiltona w Meksyku była nieco podarowana. Verstappen najpierw przyznał, że nie zwolnił w kwalifikacjach po rozbiciu się Bottasa, a potem sam zniszczył swój wyścig, uderzając w Fina. Tym razem miało być inaczej. Pomnik Red Bulla zachwiał się nieco w kwalifikacjach, bo tam niespodziewanie Mercedes wyciągnął tempo z kapelusza. Bottas z Hamiltonem zablokowali pierwszy rząd, co też ustanowiło nowy rekord w Formule 1. 81 razy Srebrne Strzały zdobywały dwa pierwsze miejsca na starcie w historii swoich startów. Pobili w ten sposób Ferrari.

Tor Autodromo Hermanos Rodriguez jest jednak mocno specyficznym obiektem. Podobnie jak w Rosji, prosta startowa jest bardzo długa. Tutaj to prawie kilometrowy sprint do pierwszego zakrętu. Tam już mieliśmy popis jednego aktora. Mimo świetnie ruszającej dwójki Bottas – Hamilton to Max znalazł miejsce obok pierwszego z nich. Słowo o tym, dlaczego ono tam było, za chwilę, w części poświęconej Finowi. Holender maksymalnie wykorzystał możliwość podciągnięcia się po starcie z trzeciej pozycji i pewnym, bardzo dobrym manewrem objechał po zewntętrznej oba Mercedesy. Wierzyć się nie chciało z jaką łatwością mu to przyszło.

De facto tutaj można zakończyć pisanie o kierowcy Red Bulla. Był perfekcyjny. Jechał z wielką przewagą, dopytywał o możliwość ataku Pereza na Hamiltona, blokował Bottasa, kiedy ten walczył o najszybsze okrążenie. Wcześniej też prosił zespół o zwrócenie uwagi na jego lewą przednią oponę po obserwowaniu dublowanych bolidów. Verstappen wszedł na inny poziom. Dosłownie przypomina Hamiltona z lat dominacji. Jest pewny, bezbłędny i więcej niż perfekcyjny w swoich decyzjach. Trudno w tym momencie sobie wyobrazić, żeby ten tytuł miał mu uciec.

2
FIESTA!
Sergio Perez
Fot. Mark Thompson/Getty Images

Show nieco jednak skradł Perez. Meksykanin dokonał czegoś, co wcześniej nie udało się żadnemu kierowcy z tego kraju. Prowadził w swoim domowym wyścigu, a finalnie stanął na podium. To jeden z tych momentów, które znajdą szczególne miejsce w sercu Checo. Publiczność była niesamowita, można nawet odnieść wrażenie, że atmosfera była nawet lepsza niż w Holandii. Tor dosłownie falował, a miejscowi fani wiwatowali swojego bohatera przy każdej okazji. A było za co! Po bardzo dobrych kwalifikacjach Sergio postawił twarde warunki Hamiltonowi. To dzięki niemu Red Bull znowu miał przewagę strategiczną, która trzymała w szachu zespół Mercedesa. Inna sprawa, że tempo w aucie z czerwonym bykiem było poza ich zasięgiem.

Checo świetnie dbał o opony, co dało mu realną szansę na walkę o drugie miejsce. Świetna postawa dała możliwość walki z Hamiltonem, który finalnie objechać się nie dał. Nie zmienia to jednak faktu, że Perez się ocknął w najlepszym możliwym momencie dla walki o drugi tytuł. Kiedy wydawało się, że Mercedes może być spokojny i utrzymywać spokojną przewagę w konstruktorce, to trzy podia dla Meksykanina z rzędu wywróciły wszystko do góry nogami. Mimo pewnej niemrawości i jazdy w kratkę, to właśnie on okazuje się tym x-factorem. Ułatwia walkę Verstappenowi, a dodatkowo wykorzystuje w pełni każde potknięcie Bottasa.

Brawo Checo, spełniłeś pokładane w Tobie nadzieje. Taka dwójka była Red Bullowi potrzebna.

3
FIŃSKI MARAZM
Valtteri Bottas
Fot. Getty Images

Tego samego nie można powiedzieć o Bottasie. To bezapelacyjnie jego najsłabszy sezon w ekipie z Brackley. Jasne, statystyki są go jakoś w stanie wybronić. Tylko sprawę należy postawić jasno. Kiedy przyszedł moment, gdzie potrzebny jest drugi kierowca do walki z realnym przeciwnikiem, Valtteri wyparował jak woda w saunie. Wszystko jeszcze bardziej się pogorszyło po ogłoszeniu George'a Russella na przyszły sezon w jego miejsce. Czy to się łączy? Czy Bottas ma już po prostu wszystko gdzieś? Bo trochę tak to wygląda. Kiedy kolejny raz Mercedes liczy na jakąkolwiek waleczną postawę swojego wingmana, ten rozwija przed Maxem czerwony dywan.

Nie jestem w stanie wytłumaczyć nawet sobie, a co dopiero Wam, czego Fin bronił na środku toru. Mercedes miał wszystko w swoich rękach, przynajmniej na starcie. Oba bolidy ruszyły dobrze, a Bottas postanowił zostawić po swojej lewej stronie miejsce dla lecącego w strudze Verstappena. To jest ten kardynalny błąd, który pociągnął za sobą całą lawinę. Potem hamowanie do „jedynki” okazało się czystą formalnością. Bottas nacisnął pedał o jakieś trzydzieści metrów za wcześnie i to został ojcem sukcesu Maxa. Nic nie ujmując temu świetnemu manewrowi! Natomiast to był trochę strzał na pustą, posługując się terminologią piłkarską.

Jeszcze niedawno wydawało się, że to właśnie drugi kierowca powinien zrobić różnicę na korzyść Mercedesa. Teraz to wygląda co najmniej śmiesznie przy wyczynach Bottasa. Absolutna pasywność, brak najmniejszej dozy agresji i ambicji. Valtteri wygląda obecnie na człowieka, który chce dojechać ten sezon do końca i przejąć w Alfie Romeo rolę odcinającego kupony Fina.

Może to jest forma protestu i braku profesjonalizmu po zakończeniu współpracy? Może to jest jakaś niemoc ze strony Bottasa i problemy o których nie wiemy? A może po prostu to jest Valtteri, który zawsze taki był? Jasne, potem wyścig skończył mu Daniel Ricciardo po swoim błędzie, ale może gdyby Fin pojechał inaczej w T1 to by się w tej pozycji w ogóle nie znalazł?

Spadła maska najlepszego bolidu w stawce, a realny rywal obnażył wszystkie jego problemy. Umówmy się, w walkę o tytuł Fina z Hamiltonem wierzył tylko on. Nikt nie wymaga od Bottasa rywalizacji jak równy z równym z Verstappenem, bo to nie jest kierowca tego formatu. Natomiast wypadałoby chociaż próbować i pokazywać ambicje na torze. Valtteri jednak ma inne plany, a Toto Wolff sam mówi o zdarzeniu z pierwszego okrążenia, że to niedopuszczalne. Okazuje się, że to Mercedes może mieć większy problem ze swoją dwójką i stracić przez to szasnę na jakikolwiek tytuł.

4
POHAASALI PO TORZE
Nikita Mazepin i Mick Schumacher
Fot. Bryn Lennon/Formula 1 via Getty Images

Zespół Haasa jest tak słaby, że da się o nim zapomnieć. Kiedy ich kierowcy akurat pojadą wyścig bez dziwnych przygód, to jest tak, jakby ich nie było. Tym razem obaj panowie postanowili o sobie przypomnieć. Kolejny raz na radiu erudycją popisywał się Nikita Mazepin. Tym razem chciał wyprzedać Micka Schumachera w kwalifikacjach, bo uznał, że ten zbyt wolno jedzie. To, że przed nim były trzy spowalniające tempo bolidy, umknęło uwadze Rosjanina. To jednak były najmniejsze problemy w ten weekend.

Powrócił elektryczny Mick, ale cały efekt domina rozpoczął drugi z kierowców Haasa. Mazepin kolejny raz wystartował niczym nauka jazdy spod świateł. To sprawiło, że Yuki Tsunoda zaczął gonić go ekspresowo i bardzo szybko pojawił się z lewej strony Rosjanina. A to z kolei sprawiło, że ten musiał wyjechać dwoma kołami poza tor. Nikita uznał jednak, że Japończyk powinien poszukać sobie miejsca jeszcze szerzej i zaczął wypychać go jeszcze bardziej na ścianę. Kierowca AlphaTauri odpuścił i trudno mu się dziwić. Kolejny raz Mazepin jedzie w bardzo niebezpieczny sposób i tylko trzeźwa ocena sytuacji przez Tsunodę uratowała ich obu przed kraksą.

Wyhamowany Japończyk wylądował po lewej stronie Estebana Ocona, a to wypchnęło Francuza bardziej na środek toru. Ten prowadził batalię z drugim kierowcą Haasa. Schumacher na prostej w dziwny sposób niemal staranował kierowcę Alpine, a w pierwszym zakręcie dał prawdziwy popis, jak działa instynkt. Kiedy zobaczył Bottasa stojącego tyłem do kierunku jazdy, zapomniał o bożym świecie. Niemiec odbił w lewo i w jego głowie tam już nikogo nie było. Inne zdanie na ten temat miał jednak Francuz, który najpierw dostał uderzenie do niego, a potem z lewej strony poprawił mu Tsunoda.

Cała sytuacja z pierwszego zakrętu wywołująca samochód bezpieczeństwa to wina kierowców Haasa. Mazepin był efektem motyla, a Schumacher po prostu taranem. Bardzo kosztowny jest ten sezon dla Haasa i trudno powiedzieć, o ile lepiej będzie w przyszłym sezonie. Mick jeszcze napawa optymizmem, bo kilka razy w tym sezonie pokazywał się z bardzo dobrej strony, ale Nikita… Mam dziwne przeczucie, że lepiej to już było. Gdy jeszcze młody Rosjanin miał pewien respekt do miejsca, w którym się znalazł. Lepsza konstrukcja raczej tutaj niczego nie zmieni, bo Mazepin po prostu jeździ bardzo agresywnie. W jego rękach jest zmiana wizerunku w przyszłym roku, ale wygląda na to, że F1 dla niego to za wysokie progi.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Fanatyk Formuły 1, ale praktycznie obok żadnego sportu nie przechodzę obojętnie. Współtwórca największego podcastu o królowej sportów motorowych w Polsce - Budnik i Pokrzywiński o F1. W newonce.radio współprowadził PIT STOP.