Czesi stworzyli potwora. Dlaczego FlashScore stał się globalnym liderem wyników na żywo?

06.jpg

Usiądź wygodnie na kanapie i przyznaj, że znowu to zrobiłeś. Miałeś skupić się na meczu, a tkwisz w telefonie, przeglądając wyniki Puszczy Niepołomice i rumuńskiego Cluj. Tutaj jest wszystko. Czasem szybciej niż na ekranie telewizora. A najlepsze, że nie jesteś sam. 90 milionów ludzi w trakcie oglądania sportu korzysta z aplikacji FlashScore, globalnego lidera wyników na żywo, który powstał w Czechach. Chcesz zajrzeć za kulisy? No to chodź.

Są ze mną cały czas. Nawet, gdy piszę ten tekst, telefon pokazuje, że w niedzielę o godzinie 12.00 trwa już 85 meczów piłki, a do końca dnia będzie ich 1147. Najwygodniej byłoby nie zerkać. Ale FlashScore rozpieszcza. Ma statystyki, składy, tysiące powiadomień na żywo, a niedawno dorzucił jeszcze wideo z golami i komentarz audio. Ta apka nigdy nie śpi. Praska firma technologiczna LiveSport wie, że stworzyła potwora. Obsługuje 38 dyscyplin w 30 językach. Zatrudnia 800 osób, a jej przychody rok temu wyniosły prawie dwa miliardy koron.

— Większość Czechów nawet nie wie, że to wszystko zaczęło się tutaj - śmieje się Patrik Dzurenda, dyrektor operacyjny firmy. Rozmawiamy już dobrą godzinę. Pytam go o fenomen strony, ale też o Polaków, bo to ich najbardziej aktywna społeczność i ósmy "ruch" na świecie. Pierwsi są Włosi, drudzy Anglicy, a zaraz potem Rosjanie i Hiszpanie. Ale Polska też jest ważna. To jeden z krajów, od którego w 2006 roku zaczynali ekspansję na Europę. Najpierw pod lokalnym szyldem „Wyniki na Żywo”, by potem zgrabnie zmienić szyld na „FlashScore”. Dzisiaj ten sam zabieg robią we wszystkich krajach. Zostały już tylko Finlandia, Chorwacja, Węgry i Czechy.

KLIK, KLIK, BOOM

Praska dzielnica Nové Butovice dopiero budzi się do życia. LiveSport dwa lata temu postawił tu dziesięciopiętrowy szklany budynek. Jest tu darmowa restauracja dla pracowników, pokoje do spania i korytarze pełne koszulek Petra Cecha, Jaromira Jagra i innych lokalnych bohaterów. Niektórzy sąsiedzi dalej nie potrafią wyjaśnić, czym zajmuje się firma, która buduje takie rzeczy. Jakby kryła się za tym jakaś czarna magia. A to żadne czary, zwyczajne zbieranie danych i puszczanie ich w świat: jak najszybciej i jak najlepiej.

05-1024x682.jpg

Ten biznes to ziszczony sen Martina Hajka. 40-latek był kiedyś studentem informatyki jakich wielu, a dziś jest 24. najbogatszym człowiekiem w Czechach. Praktycznie nie udziela wywiadów. Zaczynał na przełomie wieków od strony Tipovani, gdzie analizował mecze pod kątem szans poszczególnych drużyn. Kilka lat później wymyślił serwis BetExplorer poświęcony statystykom. Był czas, że prawie zbankrutował. Uratowały go pożyczki zaciągane na dziewczynę. Gdy stanął na nogi, wraz ze wspólnikiem Jiri Maresem (15 procent udziałów) zajęli się wynikami na żywo i trafili w środek tarczy. Akurat kończyły się czasy weekendowego ślęczenia przed telegazetą. Nadchodziła era smartfonów. Klikania tak częstego i uzależniającego, że wystarczy dać ludziom „content”, by popłynęły miliony monet.

- Widziałem kiedyś na stronie Bayernu, jak piłkarze pokazywali swoje ulubione aplikacje i jeden z nich wskazał na FlashScore - opowiada Patrik Dzurenda. - To już nie jest tylko Petr Cech i Petra Kvitova, którzy publicznie mówili, że sprawdzają u nas wyniki. Od zawsze chcieliśmy docierać jak najszerzej, ale też nie zapominaliśmy o tym by nasze produkty wyglądały jakby były lokalne. To była nasza siła. Podobnie jest ze znalezieniem odpowiedniego balansu między szybkością i jakością. Czasami wolimy poczekać kilka sekund i nie popełnić błędu. Staramy się udoskonalać inne dyscypliny niż piłka, bo wiem jak ważny dla rynku fińskiego jest hokej i pesäpallo. Przykładowo: chcąc dotrzeć do ludzi z Indii potrzebowaliśmy znaleźć specjalistów od krykieta - dodaje Dzurenda.

CENTRUM DOWODZENIA ŚWIATEM

Firma utrzymuje się z wpływów z reklam, głównie od bukmacherów. Czesi od lat mają to zakorzenione w głowach. W 2014 roku aż 1,2 procent populacji było uzależnione od hazardu, czyli dwa razy więcej niż wynosi średnia w Europie. LiveSport nie lubi stawać obok tych danych. Ich rolą jest dostarczanie danych na temat wydarzeń sportowych. Mówią nawet, że to pielęgnowanie pasji. Nie ma w tym złych intencji, jest za to cały czas pościg za tym, by być najlepszym. Dawny lider LiveScore.com przegrał walkę o tron, bo miał tylko sześć dyscyplin i nie uśmiechał się do lokalnych społeczności. FlashScore rozegrał to po mistrzowsku: w każdym kraju stworzył małe zespoły ludzi, a w pewnym momencie zamiast kupować dane, postanowił tworzyć je samemu. W Czechach ma dziś trzy centra informacyjne wypełnione studentami.

To tutaj, na siódmym piętrze Aspira Business Centrum przy ulicy Bucharovej, światła nigdy nie gasną. Ludzie pracują w systemie czterech zmian, po sześć godzin każda. Wyglądają jak traderzy giełdowi, z tą różnicą, że jest ich stawka to średnio 20 zł za godzinę. Przyklejeni do komputerów toną w gąszczu liczb i agregatorów informacji. Co jakiś czas zerkają na telewizory wiszące nad głowami. Rzadko się przydają, bo wszystko jest w Internecie. Firma ma specjalne narzędzia, które wiedzą, gdzie szukać wyników z Tanzanii i które konta w mediach społecznościowych obserwować, żeby ogarniać futbol australijski.  Znowu nie ma w tym niczego magicznego: jest organizacja, spryt i mnóstwo technologii.

02-1024x682.jpg

- Mieliście w ostatnich latach jakiś potworny błąd? - pytam Patrika Dzurendę. Chwilę musi się zastanowić. Drobnostki nadal się zdarzają, ale jest ich dużo mniej odkąd sami kontrolują jakość treści. - Na pewno stresujący był początek tamtego sezonu. Wraz ze startem Premier League ludzie tak mocno rzucili się na wyniki, że na godzinę prawie wszystko padło - przyznaje Dzurenda. Nie pomogła nawet wieka hala serwerów zlokalizowaną pod Wieżą Žižkov. Firma w 2019 roku obsłużyła 350 tysięcy wydarzeń. Wysłane powiadomienia na telefony idą w miliony. Ciekawe jest to, że większość pracy nie została wykonana w Pradze, tylko w oddalonych o ponad sto kilometrów Trebechovicach. To tam mieści się główne centrum produkcji. Trzystu pracowników ma dostęp do wszystkich telewizji świata, najszybszy możliwy Internet i zasilanie awaryjne w razie utraty prądu.

I TY MOŻESZ ZOSTAĆ KOMENTATOREM

- Ten biznes opiera się na tzw. szczytach. We wtorki i środy, gdy gra Liga Mistrzów nagle płyną do nas fale ludzi. Rekordowe mecz z tamtego sezonu to wydarzenia ze środka tygodnia: Inter - Barcelona 1:2 i Ajax - Chelsea 4:4. Ale w weekendy jest podobnie. W klasyczną sobotę „na pokładzie” jednocześnie jest setka osób. Pracujemy w małych, sześcioosobowych grupach. To musi być zgrane, inaczej będzie śmietnik - przyznaje Dzurenda.

W wielu kwestiach pracownikom pomagają automaty. We FlashScore każdy mecz ma relację minutową z opisami akcji, ale nie pisze ich człowiek, tylko komputer. Liczy się w końcu szybkość. I dotarcie do jak największej liczby osób. Operator pracujący nad danym spotkaniem zaznacza pola typu „atak z prawej strony”, „strzał”, dodaje nazwisko gracza i po sekundzie ma gotowe zdania. System jest w stanie ułożyć 20 tysięcy różnych kombinacji. Raz napisane zdanie jest tłumaczone na 35 języków. Bramki wideo też częściowo obrabia automat. Ze względu na prawa telewizyjne nie we wszystkich krajach ta opcja jest dostępna, ale akurat w Polsce działa sprawnie. Niedawno Czesi zaproponowali też komentarze audio. Dostępne są przy Ekstraklasie, Premier League i ważniejszych spotkaniach w Europie.

OQD45LJ3F94Y181011-livesport-1013154168557588-1024x612.jpg

- To jest eksperyment. Zaczęliśmy go w lutym na Słowacji - opowiada Dzurenda. - W trakcie pandemii trochę wyhamowaliśmy, ale ostatnio wróciliśmy do tematu i obecnie mamy komentarz w dziewięciu krajach w Europie plus w Brazylii. Chcemy zobaczyć, czy ludzie naprawdę tego potrzebują. Na tę chwilę kupujemy gotowy produkt. Jest firma, która sama zatrudnia komentatorów i ściśle z nami współpracuje . Z tego, co słyszę, jakość sprawozdawców w zależności od kraju jest różna. Ale warto dać tej opcji szansę - dodaje Dzurenda.

TO JESZCZE NIE KONIEC

Docelowo FlashScore ma być kombajnem. Czesi cały czas prężnie myślą o wideo. W grę wchodzi też pay-per-view. W czeskiej wersji za 1,5 euro dostaniemy dostęp do opcji Livesport TV. Wszystko po to, by jednym kliknięciem w chwili dostania powiadomienia o golu automatycznie przenieść się w centrum wydarzeń. Lokalnie jest to możliwe, bo LiveSport kupił rok temu spółkę Pragosport zarządzającą prawami telewizyjnymi w Czechach.

D43LesIWAAAEMmp.jpg

Pandemia nie wyhamowała ambitnych planów firmy. Dzurenda śmieje się, że były dni, gdy na stronie widniały tylko Białoruś i Tadżykistan. Ale nawet wtedy firma nie myślała o zwolnieniach. Na potrzeby szpitali przekazała 10 milionów koron. Mnóstwo ludzi poszło na przymusowy urlop, oglądając w telewizji Euro 1976 i słynny strzał Antonina Panenki. Ale gdy wrócili do pracy, ten sam Panenka i jego praski Bohemians 1905 w dzielnicy Vrsovice stali się częścią kampanii reklamowej aplikacji FlashSport, kolejnego produktu LiveSport, który ma podbić świat.

Martin Hajek widzi w tym przełom. FlashSport i jej szersza wersja FlashNews mają być apkami, które spytają użytkowników, o czym chcą czytać, a potem przeszukają Internet, by im te rzeczy podać na talerzu. Nieważne, czy jest to Robert Lewandowski, Piotr Parzyszek czy zawody łucznictwa.

To będzie forma osobistej gazety. Kilka podobnych projektów już istnieje, ale Hajek twierdzi, że w ciągu pięciu lat ludzie jeszcze mocniej docenią tego typu narzędzia. I wtedy chce by wybierali najbardziej wygodny FlashNews. W wolnych chwilach uwielbia zaczytywać się w wywiadach z Elonem Muskiem i niemal jak on powtarza, że wielkie firmy zbudowane są na wielkich produktach. Gdy zaczynał przygodę z bukmacherką, jednorazowo najwięcej wygrał siedemdziesiąt tysięcy koron. W przeliczeniu na złote to jakieś 12 tysięcy. Biorąc pod uwagę, gdzie jest dzisiaj czasem można odnieść wrażenie jakby wygrał loterię Eurojackpot. A to i tak pewnie dopiero połowa drogi.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Żebrak pięknej gry, pożeracz treści, uwielbiający zaglądać tam, gdzie inni nie potrafią, albo im się nie chce. Futbol polski, angielski, francuski. Piszę, bo lubię. Autor reportaży w Canal+.