Florentino Perez lepiej niech do tego świata nie zagląda. Okrągła regułka o tym, że młodzi nie chcą już oglądać długich form nijak ma się do Twitcha, gdzie streamy trwają po pięć godzin, a główną publikę tworzą ludzie w przedziale 16-24 lat. Futbol coraz mocniej będzie zgłębiał ten fenomen. Na przodzie peletonu już teraz pedałuje Gerard Pique.
Nie minęły jeszcze dwa tygodnie odkąd pojawił się na Twitchu, a już ma 360 tysięcy obserwujących. W chwili, gdy to czytacie, liczby dalej wirują i gonią choćby Sergio Aguero, który do swojego „kościółka” przygarnął 3 miliony. Pique od lat inwestuje m.in. w restauracje i nieruchomości, a teraz chce się przyjrzeć platformom streamingowym. To, że jego firma Kosmos kupiła prawa do ligi francuskiej, świata mediów pewnie nie wywróci, ale jest w pewnym sensie wyłomem. Messi i Neymar zostaną wyemitowani za darmo, bez profesjonalnych komentatorów, w dodatku w miejscu, które dotąd kojarzyło się ludziom z grami online. Jeśli ta forma wypali, szybko pojawią się naśladowcy.
Pique przyzwyczaił do tego, że znakomicie czuje trendy i wie, w jakim momencie otworzyć dane drzwi. Gdy inwestuje w tenis, pyta o zdanie Novaka Djokovicia i Rafę Nadala. Kiedy bawi się w media, to razem z Hiroshim Mikitanim, szefem firmy Rakuten. Obaj razem grają w padla. A to tylko ułamek biznesowej sieci kontaktów, bo przecież Katalończyk zna się też choćby z Markiem Zuckerbergiem. Jadał z nim obiady za każdym razem, gdy założyciel Facebooka przyjeżdżał do Hiszpanii na Mobile World Congress. Pique chłonie ten świat, umie słuchać, a potem pcha wózek dalej. „El Mundo” porównywał go kiedyś do Batmana, który nocą na Camp Nou zakłada pelerynę, ale za dnia po prostu jest przedsiębiorcą.
Za prawa do Ligue 1 zapłacił 2,5 mln euro. Pieniądze wykłada też Enjoy Television, a twarzą przedsięwzięcia poza piłkarzem Barcelony jest Ibai Llanos, gwiazda latynoskiego świata Twitcha. 26-latek wywołał ostatnio oburzenie tradycyjnych mediów, gdy jako pierwszy zrobił wywiad z Messim w PSG. Cała operacja była oczywiście częścią większego planu, to nie jest tak, że od teraz każdy streamer będzie bardziej uprzywilejowany od dziennikarza. Globalny wydźwięk zrobił jednak swoje, Ibai zyskał nowe zasięgi, a Twitch ekspozycję w bańce, do której do tej pory nie docierał.
Platforma zrywa z łatką siedliska gamerów. Już teraz jest to świetne miejsce dla początkujących muzyków, amatorów kuchni i wszelkiej maści polityków. Wiosną wydarzeniem we Francji był stream z byłym prezydentem François Hollandem. W sumie obejrzało go prawie milion osób. Publika w szczycie wynosiła 80 tysięcy, a eksperci zwracali uwagę, że ta nieformalność wywiadu, kontakt z pytającymi i przede wszystkim ich zaangażowanie to początek nowego trendu. Sport do tej pory niemrawo korzystał z tych dobrodziejstw. Skoro jest YouTube, to po co kopiować to samo na Twitchu? Atutem tej drugiej platformy jest jednak bliższy kontakt nadawcy z odbiorcą. Łatwiej stać się „przyjacielem” grupy docelowej. Szybko można zacieśniać więzi z kibicami, budować społeczność i wywierać na nią wpływ.
Jedną z pierwszych grup w sporcie, która przekonała się do platformy, byli zawodncy MMA. Kiedy w trakcie pierwszego lockdownu wszystkie federacje odwołały gale, ludzie uzależnieni od adrenaliny nie dość, że stracili dochody, to jeszcze zostali z pytaniem: co robić? Australijska mistrzyni Megan Anderson stwierdziła, że skoro i tak gra w gry, to od tej pory będzie to robić publicznie. Fenomen ten opisywał wiosną „The Athletic”. Na dwanaście rozmów z ludźmi MMA, aż sześciu odpowiedziało, że z nudów zaczęli udzielać się na Twitchu. Anderson rok po pierwszym streamie zaczęła zarabiać tyle, że była w stanie utrzymać się tylko z grania.
Szefowie Twitcha nie ukrywają, że pandemia wyniosła ich platformę na zupełnie inny poziom. W grudniu 2019 roku liczba obejrzanych godzin na stronie wynosiła 882 miliony. Pięć miesięcy później, gdy zamknięto ludzi w domach, liczby skoczyły do prawie 2 miliardów. W całym roku uzbierano ich 17 i nie ma już złudzeń, że 2021 będzie pod tym względem jeszcze lepszy. Platforma, która w czerwcu świętowała dziesięciolecie, rośnie jak na drożdżach. Max Holloway, amerykański wojownik MMA, powiedział, że gry i wirtualny kontakt z ludźmi uratował go przed depresją. Podobnie twierdził Ibai Llanos, dzisiaj idol młodych, człowiek z 7 mln obserwujących, żyjący w domu po Samuelu Eto’o.
To nie przypadek, że potęgę Twitcha pierwsze dostrzegły kraje hiszpańskojęzyczne. Globalny zasięg języka automatycznie przekładał się na liczbę ludzi. 15-latek w Ekwadorze z miejsca dostawał lepszy start niż jego rówieśnik w przykładowych Czechach. Pomagały też wielkie postaci jak Aguero albo Neymar. Ten pierwszy w trakcie transmisji potrafił zadzwonić do Messiego. Drugi wyświetlił na żywo numer Richarlisona, za co został zbanowany przez platformę, ale dzięki temu news poszedł w świat i znowu coraz więcej ludzi mogło dowiedzieć się o istnieniu takiego miejsca. Chicarito, były gracz m.in. Manchesteru United, powiedział ostatnio wprost: „Skończyłem karierę. Chcę się skupić tylko na Twitchu”.
W tej chwili obserwuje go 560 tysięcy ludzi. Niby to tylko śmiechy i gra w Call of Duty, ale widocznie tego chcą ludzie. Odwieczna potrzeba podglądactwa realizuje się dzisiaj w cyfrowej formie, którą już teraz chcą wykorzystać kluby i wielkie ligi. Olympique Marsylia już rok temu wypuścił na Twitchu mecze sparingowe. Spotkanie z austriackim FC Pinzgau oglądało w szczycie 100 tysięcy ludzi. Im nie chodziło tylko o to, by śledzić poszczególnych graczy i akcje. Dzięki platformie dostali poczucie przynależności, dostęp do dyskusji i wrażenie, że ten stream tworzy się także z ich udziałem.
Być może przyszłością piłki jest to, że będziemy oglądać ją razem z ulubionymi streamerami. W ich pokojach, na ich zasadach, czując się w każdej sekundzie tak, jakbyśmy siedzieli w gronie najlepszych kumpli. Już teraz robi to Marsylia, komentując swoje mecze na Twitchu z własnym, stronniczym i emocjonalnym komentarzem. Ludzie coraz mniej potrzebują dziś obiektywnych relacji. Chcą być wśród „swoich”. Chcą utwierdzać się we własnych przekonaniach, a Twitch może im w tym pomóc.
Emmett Shear, dyrektor generalny platformy mówił rok temu w rozmowie z „Wired”, że to dopiero początek drogi. Właścicielem Twitcha jest Amazon. Gigant na razie ze spokojem przygląda się rynkowi praw sportowych. Były małe testy w Premier League, ostatnio kupił prawa do Ligue 1 we Francji i jeśli w niedługim czasie ruszy po więcej, może to wpłynąć również na Twitcha. Marzeniem Sheara jest interaktywny streaming meczów: tak, by każdy kibic mógł udostępniać na ekranie spotkanie, omawiać je sobie jak chce i budować wokół tego społeczność.
Projekt Pique i Ibaia to wstęp do tego świata. Popularny streamer zamieścił w środę krótkie ogłoszenie: „20.45, niedziela, debiut Messiego. Pokażę go i skomentuję na własnym kanale. To historyczny dzień. Rozwalmy tę platformę”.