CENTROSTRZAŁ #8. Tabela kłamie, czyli Piast Gliwice Borussią Dortmund 2014

Zobacz również:CENTROSTRZAŁ #3. Odwaga pionierów. O nieoczywistych kierunkach transferowych
swierczokglowne201023ide040.jpg
Irek Dorozanski

Nie zastanawiać się, czy Waldemar Fornalik to właściwa osoba. Nie myśleć o nowym impulsie. Nie zsyłać zawodników do rezerw. Nie analizować przygotowania fizycznego ani chemii między trenerem a piłkarzami. W Piaście muszą robić swoje i czekać. Juergen Klopp już o tym wie.

15 kwietnia 2015 roku Juergen Klopp nachylił się do mikrofonu, a chwilę później gdzieś w Dortmundzie umarła jakaś panda. - Nie mam pewności, czy wciąż jestem odpowiednim trenerem dla tego klubu – powiedział na konferencji prasowej, ogłaszając, że kończący się sezon będzie jego ostatnim w Borussii. Drużyna, którą chwilę wcześniej doprowadził do dwóch mistrzostw, Pucharu Niemiec oraz finału Ligi Mistrzów tamtej wiosny powoli wygrzebywała się ze strefy spadkowej, w której sensacyjnie spędziła zimę. Jej upadek tłumaczono odejściem Roberta Lewandowskiego, zmęczeniem piłkarzy po mundialu i drenującym organizmy piłkarzy energetycznym stylem gry.

OBLICZENIA AUDYTORA

Pewien audytor bankowy z Irlandii Północnej zainteresował się, jak to możliwe, że jeden z najlepszych klubów w Europie w tak krótkim czasie zaczął mieć problemy z utrzymaniem we własnej lidze. Colin Trainor nie posiadał szczegółowej wiedzy na temat tego, co się dzieje w szatni. Nie był fanem Borussii. Nie widział nawet jednego jej meczu. Jak fascynująco opisywał Christoph Biermann w książce „Football hackers”, zaczął po prostu analizować statystyki z meczów dortmundczyków. Wnioski opublikował na stronie statsbomb.com. Wskazał, że Borussia stworzyła wystarczająco dużo sytuacji, by zakończyć jesień z 25 bramkami na koncie zamiast 18. Jej obrona nie była tak zła, jak wskazywało 26 straconych goli. Rywale powinni byli ich strzelić około 17. Bilans bramkowy, zamiast -8, powinien wynosić +8, co miało się w tabeli przełożyć na 30 punktów zamiast 15 i miejsce czwarte zamiast siedemnastego. Trainor prognozował, że drużyna Kloppa wkrótce zacznie osiągać znacznie lepsze wyniki. „Nawet jeśli ich gra nie poprawi się względem tego, co pokazali jesienią, widzę małe ryzyko, by byli do końca sezonu zaangażowani w walkę o utrzymanie”. Klopp pożegnał się z Dortmundem, zajmując siódme miejsce i w ostatniej chwili wprowadzając Borussię do europejskich pucharów. - Zajrzeliśmy wtedy pod każdy kamień, by znaleźć przyczynę złych rezultatów – mówi w książce Biermanna, Peter Krawietz, asystent Kloppa. Dopiero w Anglii obaj dowiedzieli się, że nie musieli.

ANALIZA LIVERPOOLU

Tej samej wiosny 2015 Ian Graham, szef Działu Badań w Liverpoolu, został przez niemiecką federację zaproszony do Frankfurtu, by wygłosić wykład przed analitykami klubów Bundesligi. Graham zaskoczył słuchaczy, informując, że według jego modelu także i w tamtym sezonie Borussia była drugim wśród najlepszych zespołów w lidze. Większość z analityków nie słyszała wtedy jeszcze o golach oczekiwanych, ułatwiających identyfikowanie wymykających się wszelkiej logice serii pecha lub farta, które są tak stare, jak futbol. Graham i jego badacze interesowali się złymi wynikami Borussii, bo mieli ochotę zatrudnić Kloppa. „Skoro tak, musieliśmy zrozumieć, czy coś poszło w Dortmundzie nie tak. Analiza statystyczna powiedziała bardzo wyraźnie i zdecydowanie: nie. To nie miało nic wspólnego z systemowymi problemami pomiędzy trenerem i zawodnikami” - mówił. Po tym, jak Klopp objął jego klub, Graham rozmawiał z trenerem o tamtym czasie. Im dłużej trwał dialog, tym bardziej Klopp był przekonany, że analityk zadał sobie trud obejrzenia wszystkich meczów Borussii z tamtego okresu. - Nie obejrzałem ich, tylko zinterpretowałem liczby – powiedział Graham. W ten sposób Juergen Klopp poznał koncepcję expected goals.

SZUKANIE PRZYCZYN

Przypominam tamte wydarzenia, mając świeżo w pamięci piątkowy mecz Piasta z Wisłą Płock. Gliwiczanie, którzy rozpoczęli sezon od zdobycia jednego punktu w siedmiu meczach, cudem uratowali w ostatniej akcji punkt. Wciąż pozostają jedynym w lidze zespołem bez zwycięstwa. Nadal ich dorobek punktowy wygląda fatalnie. Gdyby trenerem klubu ze Śląska nie był Waldemar Fornalik, który nie tak dawno zdobył dla Piasta pierwsze w historii mistrzostwo Polski, gdyby nie potwierdził tego wyniku bardzo dobrym zeszłym sezonem, już pewnie doszłoby do zmiany na ławce. Albo przynajmniej bardzo gorąco by się o niej dyskutowało. Kibice zadają sobie pytania, czy zespół aż tak źle zareagował na stratę Jorge Feliksa, Toma Hateleya i Urosa Koruna. A może szerzej – drużyna przez ostatnie półtora roku straciła tak wiele ważnych postaci – Patryk Dziczek, Joel Valencia, Aleksandar Sedlar – że w końcu musiała się zachwiać. Albo ci, którzy zostali z mistrzowskiej drużyny, popadli we frustrację, widząc, jak ich koledzy spieniężają sukces? Może popełniono błąd przy transferach? Albo w przygotowaniach? Może ci, którzy jak Mikkel Kirkeskov, czy Jakub Czerwiński, zbliżają się do końca kontraktów, myślami są już w innych klubach? A może po prostu skończył się cykl, nie ma chemii, zespół potrzebuje nowych impulsów i nowych bodźców? Może im za dobrze, może im się nie chce, może trzeba nimi wstrząsnąć? Wokół Piasta mogą się kotłować wszystkie myśli, które kotłują się zawsze wokół drużyn będących w kryzysie.

Choć w kilku z powyższych spraw coś może nawet być na rzeczy, dałoby się w ten sposób wytłumaczyć spadek z miejsca pierwszego na trzecie, albo z trzeciego na siódme. Gdyby Piast zaczął sezon jak solidny średniak, niebędący już w stanie nawiązać do czołówki, wiele z tych rzeczy można by podnosić. Nie da się jednak w ten sposób wyjaśnić zjazdu z podium do najgorszego startu w historii klubu. Mało kto w polskiej lidze w ogóle kiedykolwiek startuje aż tak źle.

piastglowne200924ide146.jpg
Irek Dorozanski

PECHOWY REMIS

W meczu z Wisłą, w którym gol z rzutu karnego w szóstej minucie doliczonego czasu gry pozwolił uratować Piastowi jeden punkt, gospodarze dwa razy obijali dolną część poprzeczki. Były to już ich strzały pięć i sześć w obramowanie bramki w tym sezonie. Frantiska Placha, według wyliczeń ekstrastats.pl, tego rodzaju szczęście uratowało tylko raz. Sześć lat po tym, jak gole oczekiwane były czarną magią, którą posługiwały się tylko najtęższe umysły analityczne świata, wskaźnik ten trafił pod strzechy i jest dostępny także dla ekstraklasy. Dzięki niemu wiemy, że Piast, który teoretycznie powinien iść po meczu z Wisłą na kolanach do Częstochowy, w praktyce ma pełne prawo narzekać, że osiągnął tak niewiele. Rezultat wynikający z jakości stworzonych szans to 2,48 do 0,68. Co oznacza, że „najsprawiedliwiej” byłoby, gdyby Piast wygrał ten mecz dwiema bramkami. A jego zwycięstwo nie powinno podlegać dyskusji. Przed tygodniem w Krakowie różnica była jeszcze większa. Piast „wygrał” z Pasami 4,14 do 1,19. Na boisku przegrał jednak 0:1, tracąc gola z rzutu karnego.

JEDNA BEZDYSKUSYJNA PORAŻKA

Patrząc na gole oczekiwane ze wszystkie meczów gliwiczan w tym sezonie, Piast zdecydowanie zasłużył na dwa zwycięstwa (z Wisłą Płock i Cracovią) oraz na pięć remisów, z których cztery były ze wskazaniem na niego. Jedynie w starciach ze Śląskiem i Lechem to rywale tworzyli zdecydowanie lepsze sytuacje. Tylko porażka z Kolejorzem była z perspektywy Piasta bezdyskusyjna. Gdyby futbol był sprawiedliwy, Piast powinien mieć dziś jedenaście punktów. Ma dwa. Powinien był stracić jedenaście. Stracił czternaście. Powinien był strzelić piętnaście. Strzelił pięć. Powinien być siódmy albo ósmy. Jest szesnasty.

PROBLEM TYLKO W OBRONIE

Wielkim atutem drużyny Fornalika była w poprzednich latach bardzo stabilna defensywa. Teraz taka nie jest. Nawet jedenaście straconych goli, na jakie Piast zasłużył, to wynik znacznie poniżej średniej z zeszłego sezonu. Choć teoretycznie gigantycznym i największym problemem gliwiczan jest strzelanie goli, w rzeczywistości Piast ofensywnie wygląda nieźle. Przeżywa jedynie koszmarne nagromadzenie pecha, które w skali sezonu na pewno się wyrówna, jak praktycznie zawsze dzieje się w tego typu przypadkach (patrz Dortmund). Ofensywnie, biorąc pod uwagę stwarzane okazje, Piast jest szóstą drużyną ligi, czyli odnotował poprawę względem poprzedniego sezonu. Defensywnie jest piąty od końca. Można się domyślić, że dziś na treningach gliwiczan do znudzenia pracuje się nad poprawą schematów akcji ofensywnych i wykorzystywania sytuacji, jednak jeśli gdzieś szukać problemów, to raczej pod swoją bramką. Z przodu los się sam odmieni.

ZNANE MELODIE

Innym ważnym aspektem, który dawał Piastowi siłę w poprzednich latach, była polityka transferowa, opierająca się na preferowaniu znanych melodii. Kiedy tylko było to możliwe, gliwiczanie sięgali po kogoś, o kim mieli już wyrobione zdanie. Czerpali z rynku wewnętrznego, nawet zbierając zawodników niechcianych gdzie indziej. Filarami mistrzowskiej drużyny byli Jakub Czerwiński, Tomasz Jodłowiec, wzięci z Legii, Hateley znany ze Śląska, Martin Konczkowski ograny w Ruchu Chorzów i inni od wielu lat występujący w ekstraklasie. Po mistrzostwie przyszli jeszcze Bartosz Rymaniak, Patryk Tuszyński i Piotr Malarczyk.

OGRANICZANIE NIESPODZIANEK

Tego lata Piast robił dokładnie to samo. Kiedy miał do wyboru Bartosza Nowaka ze Stali Mielec i Patryka Lipskiego, sięgnął po tego drugiego, bo Fornalik pracował z nim w Ruchu. Kiedy wybierał do ataku między Aleksem Sobczykiem a Michałem Żyrą, wybrał zawodnika Stali Mielec, bo był znany na polskim rynku. Już w trakcie sezonu dołożył jeszcze Michała Chrapka. Każdy wie o tych ludziach wszystko, wie, czego nie potrafią, ale wie też, co potrafią. To ekipa zbudowana na solidnych piłkarzach ekstraklasowych, co minimalizuje ryzyko nieudanej aklimatyzacji, czy kompletnego pomylenia się w ocenie potencjału zawodnika. Przykładowy Chrapek nie okaże się może tak dobry, jak mógłby się okazać ktoś przywieziony z ligi słoweńskiej, ale na pewno nie zostanie kompletnym niewypałem. Jakub Świerczok może nie zostanie Odkryciem Roku w lidze, lecz wiadomo, że swoje gole strzeli. Piast jest zbudowany w sposób mało porywający, ale do bólu zdroworozsądkowy i stabilny. Co też musi w końcu zadziałać. Zresztą nawet w pucharach było widać, że nie ma mowy o żadnych problemach systemowych. Drużyna, która w lidze nie była w stanie strzelić gola przez kilka tygodni, w dwóch pierwszych rundach eliminacji Ligi Europy trafiła pięć razy.

piastglowne200917ide0691.jpg
Irek Dorozanski

PIASTA TAM NIE MA

W Piaście na początku sezonu nagromadził się pech w poszczególnych meczach, historie transferowe toczące się do końca okna, koronawirus Waldemara Fornalika, kontuzja Jakuba Świerczoka i zaangażowanie w puchary, w których Piast był pod presją, by wreszcie kogoś przejść i nie odpaść, jak wcześniej, na pierwszej przeszkodzie. W efekcie dało to koszmarny start, z którego nie uda się już pewnie, przy skróconym sezonie, osiągnąć żadnego spektakularnego wyniku. Myślę jednak, że w Gliwicach po ostatnich wspaniałych latach, będą w stanie przełknąć jeden sezon bez europejskich pucharów. Egzystencjalnych lęków, zwłaszcza przy jednym miejscu spadkowym, absolutnie nie powinni mieć. Powinni robić swoje i czekać na efekty. Bez żadnych myśli, czy Fornalik to nadal odpowiedni trener dla tej drużyny. Odpowiedni. Gdyby Juergen Klopp wiedział o golach oczekiwanych, może piękna epoka w Dortmundzie potrwałaby jeszcze trochę dłużej. Na szczęście Waldemar Fornalik wie. Przed meczem z Płockiem powiedział przed kamerami, że istnieją obliczenia, według których jego drużyna powinna mieć około dziesięciu punktów. Z taką świadomością można oszczędzić sobie zaglądania pod każdy kamień i skupić się na normalnej pracy. Na miejscu drużyn, które będą walczyć o utrzymanie, patrzyłbym na tabelę tylko do piętnastego miejsca. Piasta tam tak naprawdę nie ma. Aktualna tabela kłamie i tylko tymczasowo zakrzywia rzeczywistość, co w futbolu, czyli szachach, ale z kostką do gry, czasem się zdarza.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Prawdopodobnie jedyny człowiek na świecie, który o Bayernie Monachium pisze tak samo często, jak o Podbeskidziu Bielsko-Biała. Szuka w Ekstraklasie śladów normalności. Czyli Bundesligi.