Autentyczność kluczem do sukcesu. Grbić, Łomacz i Fornal o nowej reprezentacji

Zobacz również:Spokój pomieszany z aferami i pół kadry z plusligowym doświadczeniem. O rywalach polskich siatkarzy na igrzyskach słów kilka
Nikola Grbic
Fot. Rafał Rusek / Pressfocus

Jego nazwisko zna doskonale każdy fan siatkówki. Po latach wielkiej kariery zawodniczej został trenerem i odniósł sukces, zdobywając z Grupą Azoty ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle pierwszą Ligę Mistrzów. Po roku od tamtego osiągnięcia wraca do Polski w roli selekcjonera kadry siatkarzy. Nikola Grbić już decyzjami kadrowymi wzbudził zainteresowanie. Serb opowiada nam o przygotowaniach do Ligi Narodów, rozmowach z Fabianem Drzyzgą czy współpracy z dawnymi „Zaksiakami”.

Zmiany, zmiany, zmiany. Tak można najprościej opisać to, co ma miejsce w obu siatkarskich reprezentacji Polski. Do panów zawitał Nikola Grbić, do pań Stefano Lavarini. Włoch miał już okazję zadebiutować w roli trenera biało-czerwonych, prowadząc zespół w dwóch meczach towarzyskich przeciwko reprezentacji Niemiec. O pierwszych wrażeniach, a także o budowie żeńskiego zespołu opowiedział newonce.sport przed kilkoma dniami.

Serba ominął początek zgrupowania. Do samego końca walczył w finałach Serie A, gdzie jego Perugia mierzyła się z Cucine Lube Civitanova. Choć w fazie zasadniczej miał wiele powodów do zadowolenia, w ostatecznej rywalizacji górą okazali się obrońcy tytułu. Wicemistrzostwo nie jest satysfakcjonującym wynikiem dla prezesa klubu Gino Sirciego, który wielokrotnie nie ukrywał, że nie podoba mu się również perspektywa łączenia pracy w klubie i w kadrze przez Grbicia.

POŻEGNANIE SENIORÓW

– Pierwsze odczucia? Na pewno jest inaczej, lecz nikt nie może narzekać na atmosferę. Bardzo dobrze nam się trenuje. Człowiek przyzwyczaił się do kilku znajomych starych twarzy, których teraz nie ma. Trafiło dużo młodych, zdolnych, fajnych chłopaków. Nie czuję się staro, ale czasem jak patrzę na chłopaków, to coś tam sobie o wieku pomyślę – mówi newonce.sport Grzegorz Łomacz.

Rozgrywający PGE Skry Bełchatów to najstarszy z powołanych zawodników. Wraz z nowym kapitanem kadry Bartoszem Kurkiem czy Karolem Kłosem jest także jednym z najbardziej doświadczonych siatkarzy. Grupa „starszyzny” przy wejściu Grbicia mocno się zmniejszyła. Kariery reprezentacyjne zakończyli Michał Kubiak, Piotr Nowakowski, Dawid Konarski i Damian Wojtaszek.

– Raczej nikt mnie swoją decyzją nie zaskoczył. Często po igrzyskach w reprezentacjach dochodzi to przetasowań. Sam miałem myśli, że różnie się może z moją przyszłością potoczyć. Póki co jestem, a zdrowie pozwala na dalszą grę. Czuję się cały czas na siłach, by łączyć grę w kadrze i w klubie. Mogę się tylko z tego powodu cieszyć – opowiada rozgrywający mistrzów świata z 2018 roku.

– Starsi zawodnicy muszą w pewnym momencie zejść ze sceny i ustąpić pola młodszym. Nic na to nie poradzisz. Mnie i moich kolegów czeka podobna sytuacja za kilka, kilkanaście lat. Michał Kubiak czy Piotrek Nowakowski mieli takie kariery reprezentacyjne, że można byłoby o nich książki napisać. Teraz zazdroszczę im osiągnięć, ale mam nadzieję, że w przyszłości wraz z chłopakami im przynajmniej dorównamy – mówi nam Tomasz Fornal z Jastrzębskiego Węgla.

Brak wymienionych zawodników to nie jedyna zmiana, która dotknęła polską kadrę. Nie ma w niej między innymi Fabiana Drzyzgi, dwukrotnego złotego medalisty mistrzów świata, który przez lata tworzył duet „sypaczy” właśnie z Łomaczem. O rozmowach z zawodnikiem Asseco Resovii Rzeszów opowie później Grbić. Dla Łomacza to też w pewnym momencie koniec utrwalonego porządku, choć jednocześnie przyznaje, że nowi rozgrywający nie mają powodów do wstydu, jeśli chodzi o umiejętności.

– Współpraca z nowymi rozgrywającymi na pewno będzie inna. Z Fabianem tworzyliśmy bardzo doświadczoną parę. Moja rola w kadrze pozostaje jednak niezmienna. Jeśli mogę w jakiś sposób pomóc reprezentacji, to zawsze jestem gotowy do działania. Chętnie służę radą dla młodych siatkarzy, a na treningach zasuwam jak wszyscy inni, żeby walczyć o miejsce – mówi nam Łomacz.

– Marcin Janusz dostał wielką szansę w ZAKSIE. Wykorzystał ją chyba w dwustu procentach. Fajnie widzieć, że również na pozycji rozgrywającego trafiają nam się bardzo utalentowani zawodnicy – dodaje siatkarz Skry.

SERBSKA MYŚL REPREZENTACYJNA

Tomasz Fornal należy do grona graczy łączących zarówno starszych, jak i młodszych zawodników. Z jednej strony nie ma jeszcze 25 lat, z drugiej miał już styczność z kadrą. Sam jednak odsuwa się od stwierdzeń, że jest doświadczonym siatkarzem. Choć Vital Heynen powoływał go do szerokiego składu, to gdy przychodziło do spotkań o stawkę, przyjmujący nie dostawał szans. Podobnie jak wszyscy reprezentanci w zmianie trenera widzi szansę na wdarcie się do podstawowego składu.

– Mieliśmy niewiele treningów, ale zauważyłem, że [Grbić] przykłada dużą wagę do wartości indywidualnych i najprostszych elementów siatkarskich, które należy wykonywać perfekcyjnie. Poznaliśmy jego taktyczne pomysły na grę w obronie czy bloku. Wszyscy chłopacy wiedzą, że to nowy trener, przed którym trzeba się bardzo dobrze zaprezentować. Nie to, żebyśmy na co dzień nie dawali maksa, ale to już chyba jest tak podświadomie, że jak pojawia się nowy szkoleniowiec, to człowiek chce wypaść jak najlepiej – opowiada Fornal.

– Grbić wygląda na konkretnego faceta, który wie, co chce osiągnąć i co mamy robić. Tłumaczy wszystko bardzo spokojnie. Wyjaśnia systemy, jakie preferuje czy styl, który chce, byśmy prezentowali – dodaje Łomacz.

Przyjmujący Jastrzębskiego Węgla trafia do kadry po wyczerpującym, ale – jak sam twierdzi – pozytywnym sezonie klubowym. ZAKSA okazała się najlepsza we wszystkich rozgrywkach (poza Superpucharem). Dla Fornala, poza siatkówką miłośnika gier komputerowych, jak i całej kadry najbliższe tygodnie będą adaptacją do nowego stylu i gry oraz próbą znalezienia optymalnego składu. Zaprzecza, jakoby powinno traktować się Ligę Narodów jako jeden wielki eksperyment.

– Na pewno wszystko nie będzie wyglądało perfekcyjnie. Początkowo można spodziewać się, że nie będziemy grać rewelacyjnie. Mamy nowych zawodników, których trzeba przetestować. Z niektórymi miałem okazję „zetknąć się” czy to w lidze, czy na przykład z Łukaszem Kozubem jeszcze w Spale. Nie traktujemy Ligi Narodów w pełni jako poligonu doświadczalnego. Chcemy ją zakończyć pozytywnym akcentem, a przy okazji dobrze przygotować się do tegorocznych mistrzostw świata – twierdzi.

KADRA WEDŁUG GRBICIA

Wypowiadali się już zawodnicy, to nadszedł czas na trenera. Nikola Grbić trafił do Spały niedawno, ale od razu rzucił się w wir roboty. Przy okazji dnia medialnego znalazł czas na rozmowę z newonce.sport. Serb opowiada nam o pracy trenerskiej z perspektywy byłego siatkarza. Ponadto dzieli się spostrzeżeniami na temat pierwszych odczuć w nowej pracy czy planów na biało-czerwony zespół.

*****

Michał Winiarczyk: Kończąc karierę zawodniczą spodziewał się pan, że po latach wciąż będzie żyć podobnym trybem? Po długim sezonie klubowym już czeka sezon reprezentacyjny.

Nikola Grbić: Kilka lat przed zakończeniem kariery w ogóle nie myślałem o zostaniu trenerem. Uciekałem od takiej opcji rękami i nogami. Później przytrafiło mi się doświadczenie z pewnym szkoleniowcem. Patrząc na niego pomyślałem sobie: „skoro on może pracować tyle lat na wysokim poziomie, to znaczy, że jest to łatwa praca”. Wspomniany przez ciebie element pracy trenerskiej jest bardzo trudny. Ciągłą pracę odczuwasz jeszcze mocniej gdy zostajesz szkoleniowcem, bo musisz co rusz być maksymalnie przygotowany – nie interesujesz się sobą, tylko całą drużyną. Siatkarz przychodzi na trening, robi to, co mu wskazuję, kończy zajęcia i może sobie grać na komputerze albo siedzieć na Instagramie. Na trenerze spoczywa znacznie większa odpowiedzialność. Nie czujesz takiej frajdy z roboty. Gdy zespołowi nie idzie, kto pierwszy obrywa?

Pan.

Oczywiście, jestem głównym winowajcą. Niemniej, praca trenera to najbliższa możliwość doświadczenia przebywania na parkiecie po tym, gdy skończysz grać. Dlatego to lubię. Podobnie jak przekazywanie doświadczeń i wiedzy młodym siatkarzom. Nie zależy mi tylko na ich rozwoju sportowym. Chcę, aby stawali się także lepszymi ludźmi.

Jak się pan czuje po pierwszych kilku dniach w Spale?

Wszystko jest nowe, nawet ja – trener. Ktokolwiek by nie przyszedł za mnie, to byłoby podobnie. Każdy daje z siebie wszystko, bo chce już na początku pokazać się z dobrej strony. To wielka przyjemność, gdy widzę chłopaków pracujących z pełnym zaangażowaniem nawet podczas nudnych ćwiczeń. Chciałbym, aby podobna motywacja towarzyszyła wszystkim jak najdłużej, także podczas spotkań.

Nie miałem zbyt dużych oczekiwań. Nie zderzyłem się z sytuacją, że przyjechałem i czegoś brakowało. O tym jak wygląda zaplecze treningowe, poniekąd już wiedziałem, bo rozmawiałem z zawodnikami i członkami sztabu.

Chcąc nie chcąc musimy porozmawiać o składzie. Spodziewał się pan, że pańskie decyzje połączone z końcem karier utytułowanych graczy wywołają takie poruszenie?

W Polsce takie zamieszanie to normalka. W Serbii napisałoby o tym może ze dwóch dziennikarzy i tyle, rozmawialiby o tym pewnie tylko zapaleńcy. Spodziewałem się burzliwych dyskusji i tego, że będę często pytany o wytłumaczenie decyzji. Przed opublikowaniem powołań postawiłem sobie za cel rozmowę z każdym zawodnikiem. Chodzi mi o dwudziestu pięciu, który znaleźli się na liście, plus tych, którzy byli wcześniej powoływani. Dla mnie podstawą współpracy jest otwartość i przejrzystość. Nie zbudujesz dobrej relacji z zawodnikami, nie będąc z nimi w stu procentach szczerym. Dopiero po tym, jak każdy zrozumiał moją decyzję, poczułem się gotowy by opowiedzieć o nich mediom.

Nie miałem żadnych kłopotów podczas rozmów z chłopakami. Rozmawiałem z Fabianem Drzyzgą dwukrotnie, bo on jako jedyny potrzebował więcej czasu na zrozumienie braku powołania. Koniec końców zaakceptował moją decyzję. Dałem mu do zrozumienia: „Nie mówię ci, że już nigdy nie będziesz powołany. Nie mówię ci też, że będziesz powołany. Chcę tylko byś wiedział, że drzwi do kadry nadal pozostają dla ciebie otwarte”. Obyło się bez żadnych kłótni, choć mówiąc szczerze, to nie byłoby mądrym posunięciem kłócić się z człowiekiem, który decyduje, czy dostaniesz powołanie, czy nie. Jeśli chodzi o Fabiana, to wiem, że w każdej chwili jest gotowy na powrót i funkcjonowanie w kadrze w podanej przeze mnie roli.

Doskonale rozumiem swoją rolę jako selekcjonera. To ode mnie zależy, kto przyjedzie tutaj do Spały i kto pojedzie na Ligę Narodów. Wiem, że na koniec podejmuję decyzje, które nie są dobre dla każdego. Ale właśnie samodzielność czyni mnie autentycznym.

Jest pan „nowy” i ma nowy skład. Przed startem Ligi Narodów nie rozgrywacie żadnych sparingów. Jak to komplikuje pańską pracę?

Rzeczywiście, to wymagający okres. Poniekąd napomknąłeś o jednej z różnic pomiędzy pracą w klubie, a w reprezentacji. Tutaj mamy krótki czas na przygotowania. Za chwilę jeden zespół mają tworzyć zawodnicy, którzy nigdy wcześniej ze sobą nie grali. To jest jednak początek procesu. Nie mogę myśleć tylko o pierwszym tygodniu Ligi Narodów. W głowie siedzi mi już Paryż. Wszystko co robimy jest przygotowaniem pod igrzyska. W międzyczasie chcę, aby wykształcił się najsilniejszy zespół, jaki jest możliwy.

Od razu powiedziałem chłopakom, że nie będziemy mieli czasu na częste kontakty z piłką. Nie będziemy mieć czasu także na ćwiczenie wszystkich schematów gry z wszystkimi rozgrywającymi, a oni nie zapoznają się dobrze na boisku ze wszystkimi pozostałymi siatkarzami. Mamy znacznie mniej możliwości treningów przy zdecydowanie większej drużynie. Do tego dojdzie nawarstwienie się podróży i meczów. To zupełnie inny styl funkcjonowania. Musimy się do niego szybko zaadaptować, choć wiem, że nie będzie to proste.

Fakt, że ma pan styczność z byłymi zawodnikami i członkami sztabu Grupy Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle, w której pan pracował, jest pomocny?

Tak, co więcej, to już mi pomaga. Paweł Rusek (asystent Grbicia w reprezentacji – przyp. M.W) powiedział mi, że podczas treningu, gdy kazałem mu poprowadzić ćwiczenia, nie był pewien czy tłumaczy je poprawnie. „Zati” i „Kochan” wyprowadzili go z błędu i naprowadzili na poprawny tok. Zawodnicy ZAKSY mogą pomóc innych chłopakom w zrozumieniu moich pomysłów. Nie oznacza to, że mogą cieszyć się jakimś specjalnym statusem.

Czego oczekuje pan od siebie i czego można oczekiwać od zespołu w nadchodzącym czasie?

Moim celem jest jak najlepsze przygotowanie zespołu. Chcę, by każdy grał na sto procent możliwości. Jeśli każdy z zawodników będzie grał najlepiej jak potrafi, to przełoży się to na formę drużyny. W pierwszej części Ligi Narodów skład będzie się zmieniał. Nie będzie dużej ciągłości, ale podobne praktyki zauważy się u innych reprezentacji. Każdy na początku zostawi kluczowych albo bardzo zmęczonych zawodników. Być może pod koniec rozgrywek dostaną szansę, choć istnieje opcja, że selekcjonerzy rozegrają VNL bez nich. Niemniej, co robią inni mnie nie interesuje. Zależy mi tylko na moich zawodnikach. Na bieżąco śledzę ich stan. Nie naciskam, jeśli chodzi o powrót po męczącym sezonie. Jeśli ktoś potrzebuje czasu na dojście do zdrowia, to go dostanie.

Brak kontuzjowanego Wilfredo Leona i Norberta Hubera, dodatkowo późniejszy przyjazd graczy ZAKSY – jak bardzo komplikuje to panu możliwość sprawdzenia w boju „najmocniejszego” składu?

Chcemy polecieć już do Sofii najmocniejszym zespołem. Od tego turnieju aż do końca sezonu reprezentacyjnego będziemy ten skład maksymalnie rozwijać. Nie zamierzam eksperymentować cały czas, ale z drugiej strony nie byłoby mądrą decyzją forsowanie gry z – teoretycznie – pierwszym składem już od pierwszych dni Ligi Narodów. Interesuje mnie tylko mój zespół. Jaki pomysł ma selekcjoner innej reprezentacji, to już nie mój biznes. Liczę, że na koniec VNL-u będę widział dobrą i zgraną drużynę.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Podróżuje między F1, koszykarską Euroligą, a siatkówką w wielu wydaniach. Na newonce.sport często serwuje wywiady, gdzie bardziej niż sukcesy i trofea liczy się sam człowiek. Miłośnik ciekawych sportowych historii.
Komentarze 0